wtorek, 4 listopada 2014

Rozdział 9 - Jak to było z Huncwotami

Dziś chciałabym opowiedzieć wam trochę o bezmózgich matołach... to znaczy o Huncwotach.

Bywają oni dość zabawni, ale i bardzo tajemniczy. Nikomu na przykład nie udało się rozgryźć ich dziwnych ksywek. Ale wróćmy do tego, co wiemy, czyli skąd wzięło się ich przezwisko – Huncwoci. Wiążę się z tym dość zabawna historia, która powinna zostać wpisana do kronik szkolnych. To było jeszcze na pierwszym roku, to właśnie wtedy pierwszy raz płuca profesor McGonagall wzbudziły we mnie prawdziwy podziw – ma kobieta kawał głosu.

- Wy… Ja już po prostu nie mam do was siły! Jesteście w tej szkole niespełna miesiąc, a już udało wam się wprowadzić totalny chaos! Wy… wy… wy huncwoci jedni!

Faktycznie, był to dopiero początek października, a Huncwoci z Blackiem i Potterem na czele, wyprowadzili profesorkę z równowagi psychicznej już jakiś milion razy. Szkoda gadać. Okazało się, że w nocy, kiedy wszyscy spali, Huncwoci wywiesili nad wielką salą wiadro z neonową , różową farbą tak, żeby wylało się na pierwszą osobę, która naciśnie klamkę. Mieli pecha, bo na ich nieszczęście była to właśnie McGonagall. Wszyscy byli tak rozbawieni kawałem czwórki chłopaków i wrzaskami nauczycielki, której już zabrakło epitetów na nich, że zaczęli na nich wołać Huncwoci i tak już zostało.

Każdy na początku szkoły wyrobił sobie jakąś opinie - ja byłam grzeczną dziewczynką, która słucha się nauczycieli, Kate śmiała i trochę pyskata, Alicja najlepsza dziewczyna na świecie i bardzo dobrze wychowana. No i oczywiście nasi Huncwoci. McGonagall powiedziała kiedyś, że jeśli uda jej się przetrwać te siedem lat ich nauki to będzie prawdziwy cud. A jeśli ich dzieci przybędą do Hogwartu, to poważnie rozważy emeryturę.

Na początku to Potter i Black robili kawały jednak z czasem Remus i Peter też przeszli na ciemną stronę mocy.

Co do cech ich charakteru, to Remus był nieśmiałym chłopakiem, stanowiącym mózg tej bandy. Peter zakochał się już w bardzo młodym wieku. Nie zgadniecie w kim? W jedzeniu… Ciągle widziałam go z jedzeniem, on chyba nawet z nim spał. Black, całkiem inny niż reszta jego rodziny, zaczynając od tego że nie trafił do Slytherinu, a kończąc na tym, że gardził Śmierciożercami. Jednak po rodzinie odziedziczył wspaniałą urodę, niezwykłą pewność siebie i charakterystyczną dla Blacków wredność. I na koniec Potter - zakochany bez pamięci, jak to ujął, we mnie, rudej, zielonookiej Evans. Dziwne, ale moje wyobrażenie o miłości było inne. No bo jaki zakochany chłopak podpala „przez przypadek” dziewczynie włosy? Już ja znam te jego przypadki! Nie wspomnę już o tym, że kiedyś obudziłam się w łódce, bez wioseł za to na środku jeziora! Musiałam wiosłować rękami, żeby dopłynąć do brzegu.

Kiedy dostałam odznakę prefekta, przysłał mi list z kondolencjami (nie pytajcie skąd on o tym wiedział już w wakacji, bo ja sama tego nie wiem). A jeszcze innym razem w pierwszej klasie, na zajęciach z latania, obaj z Syriuszem zaczęli lecieć w moją stronę. Nie dość że ledwo trzymałam się na tej głupiej miotle, to jeszcze mało nie dostałam ataku serca. Kiedy chłopcy byli już blisko, ja nagle straciłam panowanie nad tym przeklętym kawałkiem drewna. Grzmotnęłam w ziemię, łamiąc przy tym rękę. Od tego czasu nie zbliżałam się do mioteł. Co do ich ksywek - zaczęli ich używać w piątej klasie. Próbowałam wypytać ich dlaczego akurat Rogacz, Łapa i Glizdogon jednak zawsze mnie spławiali. Lunatyka akurat kojarzyłam, ale reszta pozostawała dla mnie tajemnicą, tak samo jak szampon do włosów dla Snape’a. A propos Snape’a, to Black i Potter nienawidzili go już od pierwszego roku. Ba! Od pierwszej podróży do Hogwartu...

Retrospekcja:

Otworzyłam nieśmiało drzwi przedziału, w którym siedzieli miło wyglądający chłopcy (Potter i Black jak się później okazało. O zgubo, jak ja mogłam uważać ich za miłych?!).

- Cześć, możemy się dosiąść? - zapytałam, a kiedy chłopcy zmierzyli mnie spojrzeniem oblałam się szkarłatnym rumieńcem. Okularnik uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.

- Pewnie, siadajcie - mówiąc to, zerknął niechętnie na Severusa.

- Zaraz, czy to nie tobie podłożyłem nogę na peronie, a ty wpadłeś twarzą w buty mojej matki? Całą drogę ględziła mi o niewychowanych szlamach i zdrajcach krwi… Kompletny idiotyzm, jakby mnie kto o zdanie pytał - powiedział Syriusz, patrząc z rozbawieniem na Severusa.

Mój przyjaciel obrzucił go zabójczym spojrzeniem i lekko się zarumienił.

- To ja, a bo co?!

- A nic, po prostu tak śmiesznie leciałeś…

- Jakbyś mi nie podstawił mi nogi, to bym nie leciał!

- Nie podskakuj Smarkerusie… - wtrącił się Potter. Chyba chciał powiedzieć Severusie, ale się przejęzyczył. Black wybuchnął śmiechem.

- Ja…już cię lubię, stary. Musimy zostać przyjaciółmi! - wyjąkał między napadami śmiechu. Cóż, widocznie wśród czarodziejó też istniało coś takiego jak głupawka. No i tak Severus otrzymał swoją niezbyt miłą Ksywkę.

Na mnie mówili po prostu Ruda lub Evans. Rzadko się zdarzało żeby mówili po imieniu do kogokolwiek.

Nie ma co, ale Huncwoci na pewno zostaną zapamiętani w Hogwarcie na długo.

 

3 komentarze:

  1. Strasznie krótka notatka!!! Mam nadzieje że niedługo opublikujesz nową...przy okazji czekam na jakiś zwrot akcji i przede wszystkim więcej HUNCWOTÓW!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Postaram się włączyć więcej huncwotów do opowiadania ale jestem człowiekiem o ubogiej wyobraźni :D Notatki są takie krótkie bo nikt ich nie czyta ( oprócz ciebie) a ja mam na głowie szkołę i dwa psy , które bez przerwy domagają się uwagi :) jeśli mi się uda to może nawet dzisiaj opublikuję nową notatkę a jeśli nie to jutro , pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Krótko, ale fajnie. Nie załamuj się małą ilością komentarzy. Z tego co mi wiadomo jest wiele osób ktore czytają i nie komentują. Ja też kiedyś taka byłam. Teraz sama bloguję i wiem, jak potrzebne są dla autora bloga komentarze. Dlatego głowa do gory.

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Dziś są drugie urodziny tego opowiadania, więc zgodnie z obietnicą – przed wami epilog.   Epilog Dla Petunii Evans-Dursley wiadomość...