czwartek, 16 lipca 2015

Rozdział 50 - Kwestia uczuć

No i dobrnęliśmy do rozdziału pięćdziesiątego. Chciałabym podziękować wszystkim, którzy śledzą to opowiadanie, którzy nie zrazili się moimi niezbyt udanymi początkami, wszystkim tym, którzy pozostawili na tym blogu jakiś ślad po sobie. Byłoby mi miło, gdyby każdy kto czyta to opowiadanie, skomentował dzisiejszy rozdział, bo jest on dla mnie pewnym wyznacznikiem tego, że dałam radę, z góry dziękuję. Osoby, które lubią szczęśliwe zakończenia, jak już pisałam, powinny być zadowolone, ale nie dajcie się zwieść, przed Jamesem i Lily jeszcze długa droga i zdradzę wam, że warto zwrócić uwagę na postać Marleny, bo ona jeszcze dużo tu namiesza. 

                                                                ***

Anglia. Jak długo mnie tu nie było?

Wciągam do płuc powietrze, i czuję znajomy, przesycony deszczem, zapach. Stoję przez chwilę w miejscu. Co chwila, ktoś wpada na mnie i mruczy pod nosem „na idiotki stojące na środku drogi”. Nie zwracam na to uwagi, jedynie kilku osobom, posyłam miażdżące spojrzenia. Mogłabym po prostu deportować przed dom Dorcas, ale nagle ogrania mnie ochota, by przejść się znajomymi ścieżkami Londynu.

Z listu od przyjaciółki wiem, że kolacja wigilijna zaczyna się punktualnie o osiemnastej. Podnoszę pozłacany zegarek na wysokość oczu.

Mam niecałe pięć minut. Niezbyt mnie to interesuje. Postanawiam, że drobne spóźnienie, nie zaszkodzi. W ostatnich dniach, w szpitalu było istne urwanie głowy i teraz by odreagować, mam ogromną ochotę na zrobienie czegoś tak banalnego, jak przespacerowanie się.

To może wydawać się absurdalnie oczywiste, ale sama nie pamiętam, kiedy ostatnio to robiłam.

Poza tym, mam sprawę do przemyślenia. Nim wsiadłam do samolotu, dyrektor szpitala Santé, w którym odbywał się mój staż, zaproponował mi umowę. Na wysłanie mu sowy z odpowiedzią, mam tydzień i muszę odliczyć dwa dni na czas dostarczenia listu.

Ostatnie miesiące zmieniły mnie w okrutny sposób. Nie byłam już tą niewinną Lily. Stałam się szanowaną i cenioną Madame Evans. Skończyłam staż z wyróżnieniem a wielu Uzdrowicieli, nieraz powiedziało mi, że mam sporą szansę, by daleko zajść w tym zawodzie.

Czy znalazłam jednak szczęście?... Uciekłam od swojego dawnego życia i wiodłam jego marną iluzję. Ale nie miałam czasu żałować.

Teraz muszę podjąć decyzję, która zaważy na całym moim życiu.

We Francji było mi dobrze, zapomniałam o moich problemach, ludzie mnie szanowali, nie wiele o mnie wiedzieli, ale to nikomu nie robiło różnicy. Choć wszyscy byli niezwykle uprzejmi, to nie miałam tam przyjaciół, oprócz Marleny rzecz jasna.

Żeby nie myśleć zbyt wiele o mojej przeszłości, brałam nadgodziny w pracy.

I sprawdzało się to... Dopóki nie dostałam wiadomości o śmierci rodziców Dorcas.

Wcale nie było żadnej epidemii... Cholera, wymyśliłam to wszystko! Chciałam oderwać się od przeszłości, od przyjaciół, od wszystkiego co łączyło mnie w jakikolwiek sposób z dawnym życiem.

Ignorowałam listy od Dorcas, chciałam o niej zapomnieć. Nie potrafię tego usprawiedliwić, ale też jestem zbyt wielkim tchórzem, by wyznać przyjaciółce prawdę.

Ostatni list Dor, uświadomił mi, co tak właściwie próbowałam zrobić.

Zawiodłam moją przyjaciółkę, niemal siostrę.

Dziesięć po szóstej dzwonię dzwonkiem do drzwi ogromnego domu. Otwiera mi Dorcas. Ma na sobie czarną sukienkę a ciemne włosy upięte są w niechlujnego koka. Przy mnie, Dorcas wygląda tak młodo...

Razem z przeszłością, do śmieci poleciał mój poprzedni styl. Teraz wyglądałam o wiele bardziej dorośle. Miałam na sobie białą koszulę z czarnym kołnierzykiem, oraz czarną, sięgającą do kolan spódniczkę. Włosy sięgały mi do ramion - znów je ścięłam. Makijaż był delikatny, niezbyt widoczny. To wszystko, nadawało mi niezwykle poważnego wyglądu i spokojnie można by rzec iż mam ponad dwadzieścia lat.

Dorcas przez chwilę lustrowała zmiany, jakie we mnie zaszły, zszokowanym spojrzeniem, po czym, bez ostrzeżenia rzuciła mi się na szyję.

- Oj Ruda, już się bałam, że nie przyjdziesz – jęknęła w moje włosy.

Zaśmiałam się delikatnie i odwzajemniłam uścisk jedną ręką, w drugiej zaś trzymałam walizkę.

- I miałabym przegapić spotkanie z tobą? - zapytałam cicho – Nigdy w życiu.

Zdecydowałam się nie mówić, że mało brakowało a nie wsiadłabym do samolotu, i że właściwie to Marlena wcisnęła mnie do niego siłą.

- Spóźniłaś się – skwitowała moja przyjaciółka, odsuwając się ode mnie.

- Samolot miał opóźnienie – skłamałam płynnie.

Dorcas jedynie skinęła głową i pociągnęła mnie za rękę, przez olbrzymi korytarz, aż do jadalni.

- Patrzcie kto się przypałętał! - zawołała,wchodząc do środka.

Przywołałam na twarz radosny, nieco wymuszony uśmiech i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Anabell – nieco bardziej opalona, niż kiedy ostatnio ją widziałam – pomachała do mnie radośnie. Alicja siedziała, trzymając Franka z rękę, oboje uśmiechali się delikatnie. Obok Remusa siedział Rick a przy nim stało wolne miejsce, zapewne zajmowane przez Dorcas. Z prawej strony Remusa siedział Syriusz, wesoło trajkoczący z... Serce mi stanęło. Dokładnie ten moment wybrał sobie James, by wbić we mnie swoje spojrzenie swoich czekoladowo brązowych oczu. Czy mi się wydaje, czy jego uśmiech, również jest jakby wymuszony?

Odwracam od niego wzrok i kieruję go na Petera, który siedzi wciśnięty w krzesło tak głęboko, jakby marzył jedynie o tym, by jakimś cudem wyparować.

- Cześć wszystkim – rzucam, starając się brzmieć radośnie. - Wybaczcie, ale muszę zanieść rzeczy do pokoju – mówię z przepraszającym uśmiechem, wskazując na stojąco nieopodal mnie walizkę.

- Pomogę Ci – oferuje niespodziewanie James, podnosząc się z miejsca.

Marszczę delikatnie brwi i ostatkami woli, silę się na spokojny, przyjazny ton.

- Nie trzeba, znam drogę...

- Nalegam...

- Nie! - mówię nieco głośniej niż jest to konieczne.

- Jak wolisz – mówi powoli James, wciąż mi się przyglądając, tym razem nieco zaskoczonym spojrzeniem.

Wychodzę bez słowa. Za sobą słyszę, ciche kroki Dorcas.

Odzywam się dopiero gdy jesteśmy same, w pokoju:

- Co On tu robi? - mój głos pełen jest wrogości; zaskakuje mnie samą.

- Zaprosiłyśmy Huncwotów, James jest ich częścią – odpowiada spokojnie – Och, daj spokój Lily, skoro ja dam rade znieść towarzystwo Syriusza, to Ty poradzisz sobie z towarzystwem Jamesa...

- A czy nie pomyślałaś – przerywam jej wściekłym głosem – że byłoby miło, gdybyś poinformowała mnie o tym w liście?!

- Uspokój się Lily, co takiego się niby stało? - Dorcas przygląda mi się, marszcząc delikatnie brwi.

- Nie jestem na to gotowa – syczę, przez zaciśnięte zęby – Myślałam, że jesteś w stanie to uszanować... Wesołych Świąt, Dorcas.

- Lily? Lily, nie wygłupiaj się, wracaj tu!

Ale ja już jej nie słuchałam. Wybiegłam z pokoju, trzaskając z całej siły drzwiami.

Drzwi wejściowe same się przede mną otworzyły.

Ruszyłam przed siebie, nie zwracając uwagi, na płatki śniegu, wirujące jak oszalałe, wszędzie dookoła.

Nim dotarłam do bramy, poczułam jak czyjaś dłoń łapie moje ramie.

- Lily, zaczekaj. - mówi delikatnie James.

Zamykam oczy i staram się powstrzymać dreszcze, o które przyprawia mnie ten dotyk.

- Chce porozmawiać

- Nie mamy o czym

- Owszem, mamy... Ale nie tu... Chodźmy do mnie, Amanda - moja gosposia, ma dzisiaj wolne. Będziemy sami i spokojnie porozmawiamy...

- O czym Ty chcesz rozmawiać? - zapytałam, powoli odwracając się w jego stronę – Wszystko jest już skończone...

- Nie dowiesz się, jeśli ze mną nie pójdziesz... - uśmiecha się w sposób, który lubię najbardziej; zaczepnie z nutą rozbawienia.

- Co, jeżeli nie obchodzi mnie, co masz mi do powiedzenia?

- Cóż – przez chwilę udaje zastanowienie – Wtedy będę musiał cię porwać, panno Evans.

- Co...? - zaczęłam, jednak nie dane było mi skończyć, gdyż pajac, potocznie zwany Jamesem Potterem, chwycił mnie na ręce i nim zdążyłam zaprotestować, przeszedł przez pole anty-deportacyjne. Deportowaliśmy się z cichy trzaskiem, tuż przed jego domem.

- Oszalałeś?! - krzyknęłam.

Potter jednak ani trochę się tym nie przejął. Nogą otworzył drzwi i dopiero w środku postawił mnie na nogi. Już miałam w ręce różdżkę i zastanawiałam się jaką klątwę rzucić na tego głupka, gdy zaklęcie rozbrajające wytrąciło mi ją z dłoni. Jedno, szybkie zaklęcie zamknęło drzwi...

No i super – jęknęłam w myślach – Jestem uwięziona, z Potterem.

Nagle, sama nie wiem dlaczego, ale naszła mnie zupełnie irracjonalna ochota, by roześmiać się głośno. Wbrew sobie, założyłam ręce na piersi i wydęłam obrażona usta.

- Czego chcesz?

- Już mówiłem, rozmowy.

- Przecież rozmawiamy – warknęłam.

- Przestań! Nie wypuszczę cię stąd, dopóki nie zaczniesz zachowywać się, jak cywilizowany człowiek. Rolę obrażonej księżniczki zachowaj do pracy w teatrze.

Posłałam mu na pół oburzone, na pół niedowierzające spojrzenie.

- Super, skoro już zamierzasz mnie tu więzić, to może chociaż zaproponujesz mi coś do jedzenia?

- Strasznie się marudna zrobiłaś – mruknął pod nosem James – Jesteś pewna, że nie zaraziłaś się w tej Francji żadną wścieklizną?

- Nie przeginaj Potter!

- James.

- Słucha?

- Mam na imię James, Lily. Nie wracajmy do czasów szkoły, dobrze?

Prychnęłam i ostentacyjnie odwróciłam głowę w drugą stronę. Doprawdy, jak on może być tak bezczelny.

- To jak będzie z tym jedzeniem? - ponagliłam go.

Chłopak pokręcił głową z rozbawieniem.

- Lauren! - zawołał.

Kilka sekund później, pojawił się przed nami, brzydki, mały Skrzat, a raczej Skrzatka, ubrana w serwetę z herbem rodziny Potter.

- Mistrz James wzywał, Lauren?

- Tak, wzywałem. Bądź tak miła i przygotuj kolację dla mnie i Lily.

- Tak jest, mistrzu James.

- I nie mów do mnie per mistrzu, Lauren...

Skrzatka popatrzyła na niego z komicznym oburzeniem a jej wyłupiaste oczy, niemalże wyszły na spacer po podłodze.

- Nie śmiałabym, mistrzu James – odpowiedziała i zniknęła z cichym trzaskiem.

- Zawsze to samo – westchnął James – od lat próbuję ją przekonać, żeby mówiła mi po imieniu... Jest tak samo uparta jak Ty.

- Skoro masz skrzata, to poco ci gosposia? - zignorowałam jego ostatnią uwagę.

- Amanda potrzebowała pracy, ja kogoś kto zajmie się domem. Wiesz mi lub nie, ale Lauren to dosyć stary Skrzat, nie dałaby sobie rady sama z tak ogromnym domem. Jeśli przestałaś się już dąsać, to może przejdziemy do jadalni?

Prychnęłam i wyminęłam go bez słowa.

- Lily, jadalnia jest w drugą stronę – rzekł rozbawiony chłopak.

Posłałam mu spojrzenie wygłodniałego Bazyliszka i zwróciłam. Dom nie zmienił się wiele od mojej ostatniej wizyty a takie przynajmniej odniosłam wrażenie.

W jadalni stała olbrzymia, pięknie udekorowana choinka. Posłałam chłopakowi pytające spojrzenie, na co ten jedynie wzruszył ramionami.

- Amanda się uparła. Stwierdziła, że ten ponury dom, potrzebuje atmosfery nadchodzących świąt... Ubrała choinkę miesiąc temu...

- Od dawna jesteś w kraju? - zapytałam zajmując miejsce przy stole.

- Wróciliśmy na początku grudnia...

- Aha... Dlaczego nie spędzasz świąt z Eleonor?

- Rozstaliśmy się – rzekł powoli chłopak, zajmując miejsce obok mnie.

- Och... Przykro mi – mruknęła, unikając jego spojrzenia.

- Niepotrzebnie – machnął ręką – Nie pasowaliśmy do siebie.

- Więc kiedy kolejny mecz?

- Nie ma kolejnego meczu...

- Jak to? Dlaczego?

- Odszedłem z drużyny... Presja była zbyt duża...

- Ale przecież jesteś znakomitym graczem – zaoponowałam.

- Może... Ale jest pewien powód, który sprawia, że chce zostać w Anglii. Ten powód, Lily, siedzi przede mną.

- Żartujesz? - wyszeptałam.

- Chciałbym... Umierałem każdego dnia, kiedy nie było cię przy mnie. Eleonor widziała to, powiedziała, że nie może być z osobą, która nie jest w stanie jej pokochać... Kazała mi biec do ciebie i błagać o wybaczenie...

- O wybaczenie czego? To ja wyjechałam...

- To ja nas skreśliłem Lily – wstał powoli z fotela i ukucnął przede mną, łapiąc mnie za dłoń – I błagam teraz, o drugą szansę...

- Oszalałeś?

- Tak, oszalałem na twoim punkcie. Nie wiem co takiego w sobie masz, dziewczyno, ale jestem pewien jednej rzeczy. Moje serce należy do ciebie, Lily. Skradłaś je lata temu, kiedy jechaliśmy do Hogwartu po raz pierwszy. Tylko wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem. Proszę Lily, wybacz mi.

- Ja... O Boże, nie wiem co powiedzieć.

Myśli krążyły w mojej głowie jak szalone. To wszystko działo się zbyt szybko.

- Daj nam szansę Lily. Możemy być przyjaciółmi, jeśli tego sobie życzysz, tylko nie mów mi, że nie chcesz mnie znać...

- Przyjaciółmi – powtórzyłam tempo – To... To chyba dobre miejsce by zacząć – uśmiechnęłam się niepewnie.

Nic więcej nie dałam rady powiedzieć, bo James przyciągnął mnie do uścisku, który niemal połamał mi żebra. To było cudowne, móc znów czuć jego dłonie na moim ciele, ale było też coś, co mnie onieśmielało.

Kiedy Lauren przyniosła jedzenie, zajęliśmy się uprzejmą konwersacją, co jakiś czas nakładając sobie coś na talerz.

- Więc... Jak tam ci się żyje we Francji? - zapytał James, znad talerza z pieczenią.

- Zaproponowali mi stałą umowę – wyznała, nie patrząc mu w oczy.

- Och... Czy to znaczy, że...

- Odmówiłam – przerwałam mu – A w każdym razie, odmówię. Czekają na moją sowę.

- A poza tym, to jak się bawiłaś?

- Nie bawiłam się – wyjaśniłam – Nie miałam na to czasu. Staż zbyt wiele mojej uwagi i zaangażowania wymagał. A Ty co zamierzasz robić, skoro odszedłeś z drużyny?

- Ja i Syriusz zamierzamy dołączyć do Zakonu Feniksa – oznajmił z dumą – Wciągniemy w to jeszcze Luniaczka i Glizdusia. Glizduś trochę tchórzy, ale ja mam naturalny talent do przekonywania ludzi.

- Co? Zagrozisz mu, że zaczniesz śpiewać? - uniosłam zaczepnie brwi - Biedny chłopak, tak się wystraszy, że sam pobiegnie na Voldemorta.

- Bardzo śmieszne Evans – mruknął chłopak – No a Ty, co zamierzasz robić?

- Również chce dołączyć do Zakonu Feniksa i może złoże podanie o pracę do Munga... Sama nie wiem. Na razie poszukam jakiegoś mieszkania, nie mogę wiecznie siedzieć Dorcas na karku, zwłaszcza teraz, kiedy znalazła sobie chłopaka – uśmiechnęłam się dwuznacznie.

Potter zaśmiał się krótko.

- Ten dom stoi dla ciebie otworem – rzucił nagle, spoglądając mi prosto w oczy. - Jeśli chcesz...

Ale ja pokręciłam zdecydowanie głową. Było jeszcze za wcześnie na wspólne mieszkanie, sytuacja była zbyt świeża.

- Nie... Myślę, że jest jeszcze za wcześnie – westchnęłam – Dajmy sobie czas, nie śpieszmy się. Ostatnim razem to pośpiech był naszym wrogiem.

- Masz rację – przyznał niechętnie chłopak – Więc gdzie się zatrzymasz?

- Może wynajmę pokój w mugolskim hotelu? Myślę, że Dorcas ma już dosyć moich humorków, nie chce się jej narzucać – mruknęłam – Podejdziesz ze mną po rzeczy?

- Nie wygłupiaj się – rzekł chłopak, podnosząc rękę z zegarkiem w moją stronę.

Widząc godzinę, zagwizdałam w myślach.

- Jak to możliwe? - zapytałam oniemiała.

- Przy dobrej zabawie, czas szybciej płynie, panno Evans – odpowiedział Potter, uśmiechając się głupkowato. - Nie sądzisz chyba – kontynuował – że puszczę cię teraz samą. Nie będziesz się sama włóczyć po nocy.

Uniosłam brwi.

- Umiem o siebie zadbać, panie Potter.

- W to nie wątpię, panno Evans. Niemniej jednak, nalegam, żebyś została na noc.

- Wolę nie wiedzieć, co myśli reszta – mruknęłam pod nosem.

- Może myślą, że mnie zamordowałaś i teraz zakopujesz ciało – zaproponował chłopak, odchylając się do tyłu, na nogach krzesła – Twoje spojrzenie, kiedy zobaczyłaś mnie, wtedy przy stole, sprawiło, że poczułem się znów jak w szkole, kiedy to klątwy same wychodziły z twoich ust, na mój widok..

- A wiesz, co jeszcze zrobiłaby tamta Evans – zapytałam, uśmiechając się przymilnie. Wstałam z krzesła i podeszłam do chłopaka. Ten obserwował mnie z szerokim uśmiechem, wciąż huśtając się na krześle.

Zbliżyłam nasze twarze do siebie. Moje usta, od jego ust dzieliły dosłownie milimetry. I kiedy już zdawało się, że zaraz będziemy całować się bez opamiętania, chłopak runął do tyłu razem z krzesłem. Niestety, nie odsunęłam się w porę i gdy Potter poleciał do tyłu, złapał mnie za rękę, tak że poleciałam razem z nim.

Sama nie wiem jak to się stało, ale z przykrością stwierdzam, że Potter dość boleśnie wylądował na mnie. Już otwierałam usta, żeby go zwymyślać za to, kiedy niespodziewanie, jego wargi, zaatakowały moje. Otworzyłam szeroko oczy zaskoczona, jednak szybko je zamknęłam, poddając się temu uczuciu. Kilka sekund później, jęczałam głośno, czując jego dłonie, dosłownie wszędzie. Podnieśliśmy się z podłogi, nie przestając się całować. Chwycił mnie na ręce, a ja zapiszczałam głośno. Wniósł mnie po schodach i dopiero tam odstawił na ziemię. W pośpiechu zrywaliśmy z siebie ubrania.

- Nie powinniśmy... – wydyszałam, kiedy jego usta przeniosły się na moją szyję.

- Masz rację, nie powinniśmy – odparł, w momencie, gdy moje palce zajęły się odpinaniem guzików jego koszuli.

- Będziemy żałować – jęknęłam, kiedy James otworzył drzwi swojego pokoju.

- Będziemy – zgodził się, pchając mnie delikatnie w stronę łóżka.

Tej nocy, żadne z nas już nie protestowało.

***

Obudziłam się wtulona w jego pierś. Było mi zbyt dobrze by otworzyć oczy i wrócić do nudnej rzeczywistości, wypełnionej dylematami i decyzjami, których stale ktoś ode mnie wymaga.

Chwilę później, poczułam jak James zaczyna bawić się moimi włosami. Jęknęłam i uchyliłam moje zaspane oczy.

- Cześć królewno – przywitał mnie chłopak, składając delikatny pocałunek na moich włosach.

- Hej książę – odpowiedziałam zaspanym głosem. - Chyba nieźle wczoraj nabroiliśmy – dodałam, rozglądając się po pokoju. Na podłodze leżała moja bluzka, spodnie Jamesa oraz bielizna nas obojga.

- Chyba tak – przyznał James, z delikatnym uśmiechem. - Żałujesz?

Mimo uśmiechu na twarzy, w jego oczach widziałam powagę zmieszaną z obawą. Przez chwilę zastanawiałam się nad tym, co właściwie czuję. Owszem, wydarzenia wczorajszej nocy bardzo mnie zaskoczyły i nigdy nie powiedziałabym, że nasze spotkanie skończy się na rozkosznie spędzonej, wspólnej nocy.

- Nie żałuję – odpowiedziałam wreszcie z uśmiechem.

- I to by było na tyle, z naszej wolnej znajomości – roześmiał się chłopak.

Odwzajemniłam uśmiech, delikatnie przejeżdżając dłonią po jego klatce piersiowej.

- Jak to możliwe, że jesteś taki idealny? - zapytałam cicho. James złapał delikatnie moją rękę i pocałował mnie krótko w usta.

- Nie gadaj głupot. Co powiesz na śniadanie? - zapytał uprzejmie.

- Brzmi nieźle – odparłam z uśmiechem

***

- Jesteś pewna, że nie chcesz zostać? - zapytał ostatni raz James.

Staliśmy pod domem Dorcas, żegnając się ze sobą.

- Już o tym rozmawialiśmy – westchnęłam, obserwując nasze, splecione razem dłonie. - Chce się usamodzielnić, nie mogę siedzieć ci na głowie...

- Przestań, jesteś moją dziewczyną...

- Wcale nie... Mówiłam, że nie chcę się z tym śpieszyć. Póki co, chciałbym zająć się pracą, swoim życiem. Nie chcę myśleć o ustatkowaniu się...

- Lily...

- James, nie chcę się kłócić, naprawdę.

- Dobrze, ale między nami wszystko jest w porządku? - zapytał powoli James.

- Jak najbardziej – uśmiechnęłam się, całując go na pożegnanie – Skontaktujemy się przez sowę.

***

Zapukałam delikatnie do gabinetu dyrektora, odgarniając za ucho niesforny kosmyk włosów.

- Proszę – usłyszałam, cichy głos Dumbledore'a i pchnęłam delikatnie drzwi.

Nie żebym często bywała w gabinecie dyrektora (Choć nie przeczę, przez Huncwotów lądowałam tu częściej niżbym sobie tego życzyła) ale i tak spokojnie mogę powiedzieć, że od mojej ostatniej wizyty nic się tu nie zmieniło.

- Lily! Jak miło cię widzieć – zawołał starszy mężczyzna, wstając z fotela by mnie przywitać.

- Dzień dobry profesorze – przywitałam się uprzejmie.

- Wypiękniałaś moja droga, wypiękniałaś. Jestem przekonany, że młody pan Potter jest zachwycony twoją urodą.

- Przed panem nic się nie ukryje – mruknęłam rumieniąc się. Wiedziałam, że jakimś cudem plotki o zejściu się moim i Jamesa, musiały dotrzeć do dyrektora.

Staruszek zachichotał cicho, po czym zajął na powrót miejsce za biurkiem, dłonią dając mi znak, bym zrobiła to samo.

- Jak wrażenia z Francji, moja droga?

- Och... Cóż, Francja to piękny kraj, ale cieszę się, że wróciłam już do domu...

- No tak, no tak... Ale co cię do mnie sprowadza w ten piękny, choć deszczowy dzień?

- Zakon Feniksa, profesorze.

- Ach tak... Jestem jednak pewien, że wysłałem ci sowę w tej sprawie. Pan Potter oraz wielu innych zjawiło się na spotkaniu dla nowych członków.

- Tak, dostałam pański list – westchnęłam. - Miałam tylko jeden problem. James nie chce, żebym dołączyła do Zakonu. Twierdzi, że to zbyt niebezpieczne... Zamknął mnie w domu – syknęłam oburzona – Dlatego jestem dziś tu u pana. Wiem, że kiedy już się dołączy do Zakonu, nie ma odwrotu. W ostatnich dnia, James praktycznie nie spuszczał mnie z oczu... Doszło do tego, że siedział pod drzwiami mojego mieszkania. Nieźle się o to pokłóciliśmy, ale on wciąż upiera się przy swoim. W końcu udało mi się skontaktować z Syriuszem i Remusem, oni jakoś go odciągnęli, tak żebym mogła wyjść.

- Nie powinnaś się na niego złościć – powiedział powoli mężczyzna. - Jestem pewien, że Jamesowi zależy jedynie na twoim dobru.

- Wiem – westchnęłam – ale James zachowuje się jakby miał obsesję, a ja czuję się jak w klatce. On nie ma prawa niczego mi zabronić. Chcę dołączyć do Zakonu.

- Jesteś pewna, Lily? James ma rację, Zakon to nie zabawa.

- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, profesorze.

- No cóż, więc wyciągnij różdżkę, moja droga, złożysz przysięgę.

Sięgając po różdżkę, uśmiechnęłam się delikatnie. Wiedziałam, że przypłacę to pretensjami ze strony ukochanego, ale w tej chwili to nie miało dla mnie znaczenia. Chciałam walczyć o lepsze jutro i właśnie uczyniłam pierwszy krok w tym kierunku.

21 komentarzy:

  1. Hej :) chciałam tylko powiedzieć ze czytam i zawzięcie wczeku je każdego kolejnego rodzialu. Gratulacje z okazji 50 :D kiedyś czytałam tego bloga ale pozniej nazwę zgubiłam :/ ale nareszcie go znalazłam i wszystko przeczytałam !! Bardzo mi się podoba twój styl pisania i twoja historia :) od przedniego rozdziału byłam ciekawa co się stanie z Lily i tu takie zaskoczenia :D nie wiem dlaczego ale wiedziałam że to się tak skończy w sensie z tą nocą hahahah takie przeczucie :D czekam do następnego z niecierpliwością :))

    Pozdrawiam ~Nox

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest:
    -genialny
    -wspaniały
    -fantastyczny.
    Nawet nie wiesz jak się cieszę że wrócili do siebie. Gdybyś tylko mogła zobaczyć mój uśmiech jak czytałam co tam się wydarzyło w domu Rogacza to pomyślałabyś że jestem jakieś nienormalna.
    Czyli Lily wróciła do Anglii. Opuściła Francję i zostawiła Marlene. Co do Marleny to jestem ciekawa w jaki sposób namiesza. Może ona też wróci i namiesza między Potterem a Evans ? Chociaż to wątpliwe bo w końcu jest przyjaciółką Lily. Może wróci i Syriusz się w niej zakocha a ona będzie go odrzucła ?
    Nie powiem James się postarał żeby Lily nie dołączyła do Zakonu ale cóż ona była sprytniejesza i i tak znalazła sposób żeby pogadać z Dumbledore'm i przystąpić do Zakonu.
    Pozdrawiam i życzę weny
    Obliviate

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Niewinna060717 lipca 2015 12:46

    Kochana EKP,
    Gratuluję z okazji 50 rozdziału:) Z tej okazji życzę Ci kolejnych pięćdziesięciu rozdziałów, chociaż już pewnie nie na tym blogu skoro James i Lily skończyli Hogwart i wstąpili do zakonu Feniksa. Nie wiem dokładnie ile lat życia im zostało, ale czuję że mało. W końcu doczekałam się mojego ukochanego szczęśliwego zakończenia, szkoda tylko że i tak wszyscy zginą... Właśnie chyba zmieniła mi się ulubiona notatka na twoim blogu z rozdziału "Wakacje" (albo jakoś tak to się nazywało, nie chcę mi się teraz sprawdzać) na ten. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału (chociaż nie wiem czy nie lepiej byłoby pozostać przy tym rozdziale, kiedy wszystko jest okej, bo znając Ciebie w następnym wszystko się pokomplikuje).
    Pozdrawiam,
    Niewinna0607

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana EKP,
    Ja zajmuję miejsce i zaraz wracam z komentarzem, a przy okazji zapraszam się do mnie na nowy rozdział :D Nareszcie się doczekałaś ^^
    http://miranda-firebell.blog.pl/2015/07/18/5-dom-nad-rozlewiskiem/
    Pozdrawiam, Hapanihi

    OdpowiedzUsuń
  5. Droga EKP,
    Rozdział cudowny <3 Nareszcie James i Lily są razem, nie mogłam się tego doczekać :D
    Jestem ciekawa w jaki sposób Marlene namiesza. Nie wiem dlaczego, ale wpadł mi do głowy pomysł, że porwie Lily xD Tak wiem, że to jest nie realne. Albo może powie Rogaczowi, przed Lily rzec jasna, że Ruda przystąpiła do Zakonu. James tak się starał, żeby tego nie zrobiła, więc może być troszkę na nią zły. Albo Marlene rozkocha w sobie któregoś z Huncwotów i później go rzuci lub coś w tym rodzaju, ale jest przyjaciółką Lily, więc chyba tego nie zrobiłaby jej przyjaciołom, chociaż kto ją tam wie ^^

    Lily wróciła na stałe do Anglii. To świetnie, nareszcie będzie blisko przyjaciół i stanie się szczęśliwą osobą :) Mam nadzieję, że podobnych sytuacji, takich jak z poprzednich rozdziałów, już nie będzie, a jak muszą być, to przynajmniej w małych ilościach :D

    James nieźle się postarał, aby Lily nie dołączyła do Zakonu. Kiedy o tym czytałam, oczywiście musiałam sobie go wyobrazić i wyglądało to bardzo komicznie :D Nawet nie wiesz jak się cieszę, że James i Lily są razem. Jeej :p Mogę się założyć, że w odpowiedzi na mój komentarz napiszesz coś w stylu ''ich życie nie będzie takie idealne jak myślisz'' lub coś podobnego co zmyję mój uśmiech z twarzy :P
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny,
    Hapanihi

    OdpowiedzUsuń
  6. I oczywiście jak to ja musiałam o czymś zapomnieć :D
    SERDECZNIE GRATULUJĘ CI NAPISANYCH 50 ROZDZIAŁÓW, KTÓRE BYŁY,SĄ I BĘDĄ CUDOWNE,GENIALNE,FANTASTCZNE ITD. <3 ;) :D

    OdpowiedzUsuń
  7. myszka.miki1019 lipca 2015 06:10

    Siemka, zapraszam na opowiadanie do mnie http://gangsersko.blog.pl/ moc buziaków :D NOWY ROZDZIAŁ!

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudooooo!!! Szkoda że krótki (albo szybko go przeczytałam) mniejsza z tym. Pisz szybciej miej wenę twórczą i pisz szczęśliwe zakończenia ;33 Ten wpis jest serio BOSKI ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  9. Droga EKP,

    rozdział jest chyba jednym z moich ulubionych, ale ja w sumie dużych wymagań nie mam, bo uwielbiam już te momenty, w których Lily kocha Jamesa. U Ciebie, co jest na plus, nie są szczęśliwą parą i z tego, co pisałaś, jeszcze trochę, zanim do tego dojdzie. Ale widać, że mimo wszystko żyć bez siebie nie mogą.
    Z jednej strony Dorcas powinna powiedzieć Lilce, że będą Huncwoci, ale z drugiej uważam, że dobrze, iż stało się inaczej, bo wtedy Evans zapewne na święta by nie przyjechała. Nie spotkałaby się z Potterem i wszystko nie zakończyłoby się spędzeniem wspólnie nocy.
    Wiem, że oni niby są, ale nie są razem, ale naprawdę cieszę się, że jakoś doszli do porozumienia. Wychodzę z założenia, że lepiej potem żałować, że czegoś się spróbowało niż żałować, że się nie spróbowało. Może, gdyby rozeszli się w pokoju albo i nie w pokoju, żałowaliby, że nie wyjaśnili spraw, a tutaj chyba nic dodawać nie trzeba :)

    Gratuluję 50 rozdziałów. Czytam Twój blog od niedawna. Może ze dwa razy coś skomentowałam, ale jestem na bieżąco :) Życzę kolejnych 50 rozdziałów.

    Pozdrawiam
    Luthien

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana EKP
    Na początku chciałabym Cię przeprosić za to, że komentuję dopiero dzisiaj, ale dopiero wczoraj wieczorem wróciłam z dwutygodniowego pobytu nad morzem, skomentowałam kilka blogów, a na resztę już po prostu nie miałam siły.
    Długi i świetny rozdział potrzebuje w miarę długiego komentarza, więc trzeba się postarać:D
    Rozdział świetny! Mój komentarz chociaż raz będzie zawierał słowa: KOCHAM CIĘ, a nie: ZAMORDUJĘ CIĘ :)
    Całe szczęście, że James i Lily do siebie wrócili. Jednak szybko zmienili zdanie, co do przyjaźni ;)
    Oj ten James. Pewnie dostanie szału, gdy się dowie, że specjalnie odciągnęli go od domu, żeby Lily mogła z niego wyjść i wstąpić do Zakonu Feniksa. Czy tylko mi chciało się śmiać na zdaniu: ,, Zamknął mnie w domu...[i] Doszło do tego, że siedział pod drzwiami mojego mieszkania". :D
    Wolę nie wiedzieć, co by się stało, gdyby James nie zatrzymał Lily... Wróciłaby do Francji?.. Jakbyś tak zrobiła, to uwierz, że obraziłabym się na Ciebie do końca życia.
    Lily dość często traci nad sobą panowanie. Niedobrze... Drzwi same się przed nią otworzyły, bo była wkurzona, tak? Dor pewnie miała wyrzuty sumienia, gdy Lilka wybiegła z jej domu. Mam tylko nadzieję, że Lily nie zepsuła wszystkim kolacji wigilijnej.
    Ciekawe, co znaczą Twoje słowa: ,, ona jeszcze tu dużo namiesza". Marlena odbije Lily Jamesa? Zrobi wszystko, żeby ich skłócić? Teraz nasuwa się wiele pytań, ale trzeba czekać na następne rozdziały, żeby się czegoś dowiedzieć :)
    Ciekawe, czy Lily wróci do swojego poprzedniego stylu. Ten nie jest taki zły (ja osobiście nie lubię takiego, ale nie wnikam), ale chyba wolałam Lily w poprzednim stylu :D
    Martwię się o Lily... Ostatnio dużo kłamie... Chyba ta Francja nie wpłynęła na nią zbyt dobrze.
    Nie wiem,dlaczego, ale gdy pisałaś o Remusie,Anabell, Franku, Alicji, Syriuszu, Peterze i Ricku siedzących przy stole, jakoś tak...czułam się dziwnie. Jakby oni wszyscy byli tacy...odlegli. Bardzo wczułam się w postać Lily... Ja czasem tak mam, że jak coś czytam, wczuwam się w sytuacje i staram się na wszystko patrzeć oczami bohaterów, a tym akurat była Lily. Nie wiem, dlaczego, ale gdy ja na jej miejscu zobaczyła ich wszystkich przy stole...po prostu bym wybiegła z pomieszczenia. Jakoś tak dziwnie. Wszyscy byliby mi bliscy, ale i odlegli... Nie potrafiłabym znieść ich towarzystwa...
    Gratulacje dodania 50 rozdziału! I uwierz, że wszystkie były świetne :D Zazdroszczę Ci talentu pisarskiego :D
    Z racji tego, że moja siostra jest wielkim leniem i nie chciało jej się pisać komentarza, a czyta Twojego bloga i także uważa, że jest świetny, uznaj, że ten komentarz jest jej i mój ;) Tak szczerze, to ja nawet chyba nie pozwoliłsbym jej napisać tego komentarza, bo jej talent pisarski jest równy zera :D Mam nadzieję, że tego nie przeczyta, bo będę miała awanturę ;)
    Życzę mnóstwa weny i dalszego rozwoju Twojego bloga :*
    Pozdrawiam
    Lavender Potter

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj, chciałam tylko powiedzieć, że na bieżąco czytam twojego bloga i jestem zakochana w postaciach, które wykreowałaś. Gratuluję 50 rozdziałów i życzę żeby tak dalej. Rozdział jest cudowny chyba mój ulubiony
    Pani Black

    OdpowiedzUsuń
  12. Kochana Nox,
    dziękuję bardzo za komentarz, dużo on dla mnie znaczy i bardzo motywuje do dalszego pisania. Co do nocy, którą spędzili razem Lily i James... Cóż, zaskoczyła ona mnie samą... Czasem mam wrażenie, że te postacie żyją własnym życiem, a ja jedynie to wszystko opisuję :)
    Pozdrawiam gorąco,
    EKP

    OdpowiedzUsuń
  13. Kochana Obliviate,
    nie martw się, po tym sama wyprawiałam w ostatnich latach, ciężko wyrobić sobie u mnie opinię wariata, choć Niewinnej0607 się to udało :) Ale ona bardzo ciężko na to pracowała, więc nie martw się. Cieszę się ogromnie, że rozdział cię się podobał. Co do Marleny, tak ona również wróci do Anglii, ale nic więcej nie powiem :)
    Pozdrawiam,
    EKP

    OdpowiedzUsuń
  14. Kochana Niewinna0607 (Choć może teraz powinnam cię nazywać jednorożcem(?) )
    Lily i Jamesowi wcale nie zostało tak mało życia, bo czekają ich jeszcze cztery lata męczenia się z moją szaloną wyobraźnią. Wiedziałam, że rozdział ci się spodoba, i wcale nie chodzi tu o mój brak skromności, po prostu jesteś zwolenniczką Happy endów, ale jeszcze nad tym popracuję :)
    Myślę, że za następny rozdział będziesz chciała mnie zamordować, więc lepiej dla mnie, że jesteś na ws... W małym miasteczku :D
    Pozdrawiam,
    twoja stuknięta EKP

    OdpowiedzUsuń
  15. Kochana,
    Oczywiście nie zdradzę jak Marlena namiesza, ale możesz być pewna, że dziewczyna wprowadzi sporo zamieszania, choć nie do końca z własnej winy.
    Wybacz, że zmywam uśmiech z twojej twarzy, ale tak, ich życie nie będzie usłane różami, póki co :)
    Pozdrawiam,
    EKP

    OdpowiedzUsuń
  16. Dziękuję za komentarz :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Droga Luthien,
    bardzo dziękuję za komentarz. Szczerze, to ten rozdział niezbyt mi się podoba, wydaję mi się zbyt przesadzony, ale cieszę się, że masz na ten temat odmienne niż ja, zdanie.
    Pozdrawiam,
    EKP

    OdpowiedzUsuń
  18. Kochana Lavender!
    Wow! Tyle byłam w stanie wykrztusić, kiedy zobaczyłam długość twojego komentarza. Naprawdę, podziwiam cię, że chciało ci się tyle pisać, ja - nie dość, że zawsze komentuję z opóźnieniem, to jeszcze robię to koszmarnie krótko :(
    W każdym razie cieszę się, że napisałaś taki długi komentarz - one zawsze motywują do pisania.
    Niestety, mam przykre wrażenie, że kiedy dodam nowy rozdział, znów będziesz chciała mnie zabić, więc nie będę się z nim śpieszyć :)
    Nie masz mi czego zazdrościć, sama piszesz wspaniale, a może nawet lepiej ode mnie :)
    Pozdrawiam gorąco,
    EKP

    OdpowiedzUsuń
  19. Dziękuję serdecznie za komentarz :)

    OdpowiedzUsuń
  20. ~Silver McGuaier30 lipca 2015 18:43

    Twój najlepszy rozdział!!!!!!!Chce więcej!!!!!Pisz szybciutko i żeby ci wena nie uciekła!!!!

    OdpowiedzUsuń
  21. Droga EPK!
    Jestem jedną z tych które zazwyczaj niczego nie komentują,lecz skoro już poprosiłaś to pisze.
    Na twojego bloga natrafiłam przez przypadek, ale od razu się wciągnęłam. Masz genialny styl pisania oraz umiesz budować napięcie.Ten rozdział bardzo mi się spodobał bo lubię, a nawet uwielbiam Happy End'y.
    Wiem że komentarz jest krótki i bardzo za to przepraszam.
    Pozdrawiam
    Lara Longbotton :)

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Dziś są drugie urodziny tego opowiadania, więc zgodnie z obietnicą – przed wami epilog.   Epilog Dla Petunii Evans-Dursley wiadomość...