czwartek, 23 października 2014

Rozdział 1 - Początek piątej klasy

Nazywam się Lily Potter i jeśli zechcecie przedstawię wam moją historię.

Wielu nazywa mnie „Dziewczyną-Która-Wybrała-Śmierć”. Właściwie jest w tym sporo racji. Wybrałam śmierć i jestem z tego powodu dumna. Poświęciłam się dla osoby, którą kochałam całym sercem...

Ale, każda historia ma swój początek.

Moje życie uważałam za stałe, lecz wszystko zaczęło zmieniać się w piątej klasie. Nazywałam się wtedy jeszcze Lily Evans i chodziłam do Szkoły Magii i Czarodziejstwa; chodziłam do Hogwartu. Szkoła dla wyjątkowych lub, jak to mawiała Petunia, dla psychicznie chorych.

Jeśli nadal chcesz poznać tę historię, to proszę, przygotuj się na brak szczęśliwego zakończenia.

***


Wakacje przed piątym rokiem nauki w Hogwarcie okazały się prawdziwą katastrofą, poczynając od kłótni z Severusem – moim przyjacielem – na listach pełnych miłosnych wyznań Pottera kończąc.

Na początku wszystko było świetnie - Severus często mnie odwiedzał, ignorowanie docinek Petunii wychodziło mi nadzwyczaj dobrze, a listy od Jamesa Pottera wydawały się zabawne. Wszystko zaczęło się psuć pod koniec Lipca. Pokłóciłam się z Sevem o czarną magię, która tak go fascynowała oraz o Voldemorta, o którym mówił z pobożną wręcz czcią. Mój humor uległ diametralnej zmianie. Głupie komentarze mojej siostry koszmarnie szybko sprawiały, że stawałam się wściekła, a listy od Pottera nie wydawały mi się już ani trochę zabawne. Wręcz przeciwnie, były okropnie irytujące.

James Potter - Napuszony, pewny siebie idiota, który na pierwszym roku ubzdurał sobie, że jest we mnie zakochany i od tamtego czasu nie daje mi spokoju. Muszę przyznać, że na początku było to nawet miłe, jednak z czasem stało się nie do wytrzymania. Zaczęło się niewinnie, od Lilii, które co rano znajdowałam przed drzwiami naszego - mojego i moich przyjaciółek – dormitorium. Później powstała „organizacja”, mająca na celu wyprowadzenie z równowagi wszystkich nauczycieli i sporadycznie uczniów. Składała się ona z czterech chłopców, nazywających się Huncwotami. Ich liderem był właśnie Potter. Niestety, tuman wymyślił sobie, że będzie próbował mi zaimponować co zazwyczaj dziwnym trafem nie kończyło się dla mnie dobrze. Na przykład, pierwsza lekcja Transmutacji na drugim roku... Chciał zachować się jak dżentelmen i próbował odsunąć mi krzesło do ławki przez co skończyłam na ziemi z obolałym tyłkiem. Wrzeszczałam na niego przez bite dziesięć minut i to tak głośno, że nawet McGonagall mogłaby być ze mnie dumna, jeśli nie działoby się to na jej lekcji. Skończyło się na odjętych punktach i wieczornym szlabanie dla nas obojga.

Jednak James Potter, pseudonim Rogacz, nie jest osobą, która łatwo rezygnuje i jeszcze tego samego dnia napisał dla mnie piosenkę na przeprosiny, którą zaśpiewał na kolacji...

 

Retrospekcja:

 

Wszyscy w Wielkiej Sali siedzieli spokojnie jedząc kolację, kiedy wpadli do niej Huncwoci. Remus Lupin (Lunatyk), Peter Pettigrew (Glizdogon) i Syriusz Black (Łapa) zajęli się zabarykadowaniem drzwi, a Potter… Szkoda gadać. Ten pajac zaczął grać na gitarze (Chociaż ciężko to nazwać grą. Wiele osób odnosiło wrażenie, że chłopak pierwszy raz trzyma w ręku gitarę.) i do tego jeszcze śpiewał:

Nie wiem o co nam poszło

O jakąś błahą rzecz

ty powiedziałaś żegnaj

Ja powiedziałem - cześć

Odszedłem z lekkim uśmiechem

Lecz w oczach miałem łzy

Bo wiem, że w moim sercu

ZAWSZE BĘDZIESZ TY!!

To było straszne, koszmarne, upokarzające! Momentalnie poczułam jak w moich oczach pojawiają się łzy i bynajmniej nie były to łzy wzruszenia. Potter upokorzył mnie przed całą szkołą! Jak on mógł?! Głupi pajac!

Przestałam nad sobą panować. Kiedy jestem wściekła często tak się dzieje. Ruszyłam w stronę Pottera. Na swoje nieszczęście James był zbyt zajęty zajmowaniem publiki i nie zauważył mnie. Za to jego przyjaciel, Syriusz, był bardziej spostrzegawczy. Widział moją minę i ręce zaciśnięte w pięści. To było oczywiste, że chcę przyłożyć jego kumplowi.

W tym samym czasie Potter zakończył swój występ. Mimo iż chyba nikt wcześniej nie słyszał takiego fałszu, ludzie zaczęli klaskać.

- James, uważaj! - Próbował ostrzec okularnika Syriusz, ale to był błąd. James nie wiedząc o co chodzi Syriuszowi odwrócił się w jego stronę. Pierwszym co zobaczył, okazała się moja pięść. Nie przyłożyłam mu w policzek, tak jak początkowo zamierzałam, lecz z pięści. Chyba złamałam mu nos... Uciszyłam wyrzuty sumienia i odwróciłam się na pięcie, z dumnie uniesioną głową maszerując w stronę wyjścia. Przy drzwiach stał jedynie Lupin, bo Black pocieszał Pottera a Peter gdzieś zniknął. Możliwe, że się mnie wystraszył albo zwyczajnie zgłodniał, co zdarzało mu się dość często.

- Lily, czy ty nie przesadzasz? On chciał ci tylko zaimponować - powiedział delikatnie Remus.

Chciał coś jeszcze dodać, ale odepchnęłam go na bok i wyszłam stamtąd trzaskając za sobą drzwiami.

 

Koniec retrospekcji

 

Otrząsnęłam się ze wspomnień i wpuściłam do środka małą, brązową sowę Pottera, która od kilku minut dobijała się do mojego okna. Otworzyłam list. Moje oczy wściekle biegały po jego treści. Z każdym słowem stawałam się coraz bardziej zirytowana i wściekła.

 

Droga Lily,

Jestem świadom, że nie odpiszesz na ten list, tak jak na wszystkie inne ale po prostu muszę to napisać. Lily, Lileńko, tęsknię za tobą. Proszę, nie trzymaj mnie na dystans, naprawdę chciał bym być dla ciebie kimś bliskim, ale ty nie dajesz mi szansy. Odpychasz mnie i nawet nie masz pojęcia, jak mnie tym ranisz.

Twój na zawsze,

James Potter

 

Moja złość powoli sięgała zenitu. Jak sobie życzysz Potter! Mam odpisać?! TO PROSZĘ BARDZO! Właściwie moja odpowiedź była niezwykle krótka i treściwa.

 

Drogi Jamesie,

Mam ci coś do powiedzenia i mam nadzieje że zrozumiesz! Odczep się ode mnie Potter! Zajmij się swoim życiem, a mi daj spokój!

(Nie)twoja Lily

 

Zadowolona z siebie, zeszłam na śniadanie. Jeszcze nim weszłam do kuchni poczułam zapach naleśników.

- Cześć mamo - rzuciłam w stronę blondynki pochylonej nad patelnią. - Cześć Petunio. - Po siostrze nie spodziewałam się żadnej reakcji.

Od początku wakacji udawała, że nie istnieję. W duchu westchnęłam ciężko. Dlaczego Petunia nie umie zaakceptować tego, kim jestem?

- O, jeszcze tu jesteś? Miałam nadzieję, że coś cię przejechało - syknęła złośliwie Tunia w moją stronę. Biorąc pod uwagę, że odezwała się do mnie po raz pierwszy od początku wakacji, może nawet bym się ucieszyła gdyby nie to, że jej słowa były przepełnione taką ilością jadu.

Spojrzałam na nią urażona, jednak nie odzywając się zajęłam miejsce obok niej.

- Odsuń się ode mnie! - warknęła. - Jeszcze zarazisz mnie swoją nienormalnością!

- Petunia! - Mama w końcu interweniowała.

Ja jednak nie miałam już ochoty na jedzenie. Słowa Petunii całkiem odebrały mi apetyt. Wstałam gwałtownie od stołu, posyłając siostrze miażdżące spojrzenie – dość łez przez nią wylałam – koniec z płaczem.

***


Nim zdążyłam się zorientować, już stałam na peronie 9 i 3/4 żegnając się czule z rodzicami. Moja mama, jak to ona, wybuchnęła płaczem i przytuliła mnie tak mocno, że przez chwilę naszła mnie szalona myśli, iż moje żebra musiały został połamane.

- Wrócisz na święta, kochanie? - zapytała kobieta, rozluźniając uścisk.

- Nie wiem, mamusiu, raczej nie. Chciałabym spędzić święta z przyjaciółkami – odparłam, nieco zakłopotana.

- I dobrze – prychnęła moja siostra – raz w życiu nie zepsujesz mi całych świąt.

I tyle jeśli chodzi o moje postanowienie. Łzy same pojawiły się w moich oczach. Chwyciłam ciężki kufer i tak szybko, jak tylko mogłam, wsiadłam do pociągu, nie zważając na nawoływania rodziców. Nie chciałam, żeby zobaczyli moje łzy. Znalazłam sobie pusty przedział i siedziałam samotnie, starając się uspokoić. Nagle usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi przedziału.

- Cześć Evans, nie miałabyś ochoty na mały wypad do Hogsmeade, z pewnym zabójczo przystojnym Jamesem Potterem?

Spojrzałam prosto w orzechowe oczy Pottera, i nagle nie zważając na zimną falę nienawiści, zaczęłam szlochać jeszcze bardziej. Świetnie! Po prostu świetnie! Dlaczego ten tępy Gumochłon, zawsze musiał zobaczyć mnie w tak upokarzających chwilach.

- Wynoś się Potter – warknęłam – wynoś się, bo nie ręczę za siebie.

- Co się stało Evans – zapytał oniemiały rozczochraniec.

- To nie twój interes, Potter! Wynoś się stąd.

- Ale...

- WYNOŚ SIĘ, POTTER! - krzyknęłam i w końcu zadziałało.

Spłoszony chłopak wypadł z przedziału, zamykając za sobą dokładnie drzwi. Spojrzałam na nie i zaniosłam się jeszcze głośniejszym płaczem. Cóż, to naprawdę nie był dobry sposób na rozpoczęcie roku.

***


Resztę podróży spędziłam samotnie w przedziale, co jakiś czas znów wybuchając płaczem. Dopiero w szkole spotkałam swoje przyjaciółki; Kate i Alicję. Opowiedziałam im wszystko, a one, żeby poprawić mi humor, postanowiły zaraz po uczcie urządzić nam babski wieczór, który przeciągnął się aż do samego rana. Dołączyła się do nas Anastazja – bardzo zamknięta w sobie dziewczyna. Anastazja nie zawsze była taka, jaka jest dzisiaj. To śmierć przyjaciółki, którą traktowała jak siostrę, taką ją uczyniła. Dziś stroni od wszelkiego kontaktu z ludźmi, unika wszystkich, kocha samotność, ale kiedyś tak nie było. To smutne, ale czasami mam wrażenie, że część Anastazji, umarła razem z Isabellą. Tak się dzieję, kiedy traci się kogoś bardzo bliskiego, a dziewczyny bez wątpienia były bardzo sobie bliskie.

O Anastazji powinniście wiedzieć jedną rzecz – nie była taka jak inni. Nie była ani trochę podobna do mnie, do moich przyjaciółek, ani do nikogo innego, kogo znałam. Po pierwsze wyróżniała ją wyjątkowa uroda. Miała niezwykłe, hipnotyzujące wręcz oczy, długie, czarne włosy i krwistoczerwone usta, choć nie używała żadnej szminki. Kosmetyki nie były jej potrzebne, bo i bez nich była piękna, choć nigdy nie przywiązywała do tego wagi. Cały jej wygląd mogła psuć jedynie blada skóra. Nienaturalnie, przerażająco blada skóra. Lecz to nie wygląd był w niej tak niezwykły, a umiejętności. Umiała – byłam tego pewna – w jakimś stopniu wpływać na emocje innych. Nie wiedziałam na czym dokładnie to polega, bo dziewczyna nie lubiła o tym mówić, ale kilka razy udało mi się z nią porozmawiać. Anastazja Davies nie była zwyczajna – nigdy w to nie wątpcie!

Ale tego wieczoru było inaczej; rozmawiałyśmy o błahostkach, śmiałyśmy się, schodziłyśmy na tematy poważne, by zaraz obrócić je w żart.

Miny nam zrzedły, gdy zadzwonił budzik, ogłaszający, że pora iść na lekcję. Tamtej nocy nie przespałyśmy ani minuty.

Byłam tak zmęczona, że nawet nie miałam siły nawrzeszczeć na Pottera, który na usiadł obok mnie na Transmutacji i huśtając się na krześle, bezczelnie bawił się moimi włosami. Ale najgorsze były dwie ostatnie godziny, którymi okazała się historia magii. Kate, nie przejmując się nikim i niczym, zwyczajnie poszła spać. Ja, jak grzeczną uczennicę przystało, starałam się notować każde słowo profesora. Nie patrzcie tak! Naprawdę próbowałam, ale to było silniejsze ode mnie. Zasnęłam. Obudził mnie lekki wiatr, który musnął mi policzek.

Z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że ktoś mnie niesie na rękach. No i oczywiście, tym kimś musiał być...

- Potter! - syknęłam. - Odstaw. Mnie. Na. Ziemię.

- Nic z tego, skarbie. Myślę, że mała kąpiel w jeziorze dobrze ci zrobi. Zresztą, twoja przyjaciółka idzie z nami.

Oburzona spojrzałam w bok, gdzie, z bezczelnym uśmiechem, szedł Black, niosący na rękach Anastazję.

- Kpisz sobie, Potter?!

Nagle bardzo wyraźnie uświadomiłam sobie, że stoimy nad jeziorem i to ze strony, gdzie bynajmniej nie jest płytko.

- Absolutnie nie, kochanie – uśmiechnął się z rozbawieniem.

- Merlinie, Potter, nie waż się tego zrobić! Ja nie...

No i tyle z mojego argumentu, że nie umiem pływać. Gamoń mnie puścił. A jak myślicie, co się dzieje, kiedy osoba nie umiejąca pływać, wpadnie do głębokiej wody? Bingo! Zaczyna się topić! Woda w bolesny sposób zaczęła wdzierać mi się do płuc, atakowała moje oczy, ciągnęła mnie na dno. Kilkanaście sekund później, straciłam przytomność.

***


Nie każda zła sytuacja ma swoje dobre strony, lecz ja wyjątkowo miałam szczęście. Z wody wyciągnął mnie Black, ale i tak trafiłam do Skrzydła Szpitalnego. Za to Potter i Black dostali dwutygodniowy szlaban z Filchem. Czy mogło być lepiej? Życie jednak jest piękne. Było mi nawet jakoś łatwiej znosić głupie prezenty, którymi Potter próbował zrekompensować mi podtopienie się w jeziorze.


***


Czy wspominałam wam już, że Huncwoci kochają urządzać imprezy? Jeśli nie, to już wiecie. W piątek wieczorem zamienili Pokój Wspólny w prawdziwy klub. Merlin jeden wie skąd wytrzasnęli głośniki, z których leciała głośna muzyka. Stoliki niemal uginały się pod ciężarem Piw Kremowych. Czerwone zasłony zostały przyozdobione napisami Huncowdzka Impreza. Wszyscy oprócz mnie i Remus zdawali się wspaniale bawić. Najchętniej poszłabym spać, ale nie mogłam – była Prefektem i musiałam pilnować, żeby te gamonie nie zrobiły czegoś głupiego, jak przemycenie na imprezę Ognistej Whisky. Remus również nie wyglądał na zbyt szczęśliwego. Nagle z całą mocą przypomniałam sobie, że wkrótce jest pełnia, a biedny Remus jest przecież wilkołakiem. Domyśliłam się tego jakiś rok temu i przeprowadziłam z chłopakiem długą rozmowę na ten temat. To aż dziwne, jak bardzo bał się wtedy Remus. Miałam wrażenie, że jest gotowy paść przede mną na kolana, bylebym tylko nie szła do Dumbledore'a. Oczywiście nie miałam zamiaru tego robić. Remus był jednym z nielicznych Normalnych chłopaków, a w dodatku był wspaniałym przyjacielem.


- Remus, idź spać, jesteś wykończony – zwróciłam się do chłopaka, który spojrzał na mnie z zaskoczeniem. - Nie patrz tak, śledzę kalendarz księżycowy.


- Ty... Ty co robisz?


- Śledzę kalendarz księżycowy. Idź spać, Remus, mówię poważne. Jesteś padnięty, to widać, nawet jeśli nie zna się całej prawdy.


- A dasz sobie radę z tymi pajacami?


- Żyję z Potterem i Blackiem od prawie pięciu lat, Remus, wiem co zrobić, żeby utrzymać ich w ryzach. Poza tym, nazywam się Lily Evans, no nie? - rzekłam szczerząc zęby.


Chłopak odwzajemnił uśmiech, choć w jego wykonaniu wyglądało to na bardzo zmęczony grymas.


- W takim razie zostawiam cię samą i wiszę ci dużą przysługę.


- Daj spokój, strażnicy odpowiedzialności muszą sobie pomagać – powiedziałam, na co chłopak roześmiał się szczerze.


- Jesteś naprawdę świetną dziewczyną, Lily – powiedział, czochrając mi delikatnie włosy.


 

4 komentarze:

  1. Nie mam pojęcia dlaczego przeniosłaś bloga ale ciesze się że mnie o tym poinformowałaś. Na nowym blogu poprawiłaś ortografię z czego się ciesze ponieważ lepiej się czyta . Oczywiście treść jest ta sama więc napisze to co wcześniej nieźle się zapowiada weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej
    Czytam dopiero teraz, bo na początku nie mogłam znaleźć twojego bloga, ale dałam radę także niech żyje wujek google.
    Zacznę od szablonu przyglądał mu się jakiś czas. Jest przejrzysty i ładny. Podoba mi się że masz menu brawo za to, bo mi ogółem nigdy nie chciało się go tworzyć.
    Teraz przejdę do treści. Akcja jest wartka ciekawa i ogółem zaczynam cię uwielbiać już po pierwszym rozdziale. Ciekawi mnie ta Anastazja i jej wpływ na ludzkie nastroje. Jesteś niesamowita żeby już w pierwszej notce wysłać ja do szpitala.
    Muszę się jednak doczepić uznajmy więc że jestem upierdliwa ale Hogwart Huncwoci Łapa Rogacz Glizdogon Lunatyk... to nazwy własne które piszemy dużą literą. Także to mogłabyś poprawić w swoich kolejnych notkach.
    NA 100% będę tu zaglądać.
    Pozdrawiam serdecznie
    Em

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawa stronka Emilio :). Podoba mi się jak piszesz i widzę, że Ciebie to pociąga! Powodzenia w rozwijaniu bloga ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lekko irytują mnie liczne powtórzenia. Szczególnie doszukałam się ich w momentach opisów postaci, ale nie tylko. Za dużo tego "była", "Anastazja". To najbardziej rzuciło mi się w oczy. Opisy mogłyby tez być bardziej urozmaicone. Możesz dodać więcej przemyśleń, opisów miejsc, uczuć. Jednak nie możesz też przesadzić. W końcu tekst musi być ciekawy. Musisz to wyczuć. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Dziś są drugie urodziny tego opowiadania, więc zgodnie z obietnicą – przed wami epilog.   Epilog Dla Petunii Evans-Dursley wiadomość...