wtorek, 18 listopada 2014

Rozdział 14 - Każdy ma swoje uczucia

W poniedziałek rano wstałam w doskonałym nastroju. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się (mając przy tym małe problemy z zawiązaniem krawatu, co zdarzało mi się dość częsta) i popędziłam na śniadanie. Moje przyjaciółki wyszły przede mną, więc gdy dotarłam do Wielkiej Sali, one kończyły jeść. Uważnie przyjrzałam się Dorcas, która wyglądała na potwornie zmęczoną.

- A ty co robiłaś przez całą noc? - zagadnęłam ją.

- Nie mogłam spać, więc poszłam do Pokoju Wspólnego. Siedzieli tam Syriusz i Peter, a nasza gadanina przeciągnęła się do rana. Nie do wiary ile świetnych kawałów wycięli Huncwoci, gdy mnie nie było.

Spojrzałam na nią z komicznym oburzeniem.

- Ty zdrajco! - zawołałam. - Walczę z ich wygłupami od pierwszego roku, jak możesz!

- Mów co chcesz, Lilka, ale ich wyczyny zawsze mnie rozbawiały i wątpię, żeby się to zmieniło.

Przez resztę śniadania mordowałam Meadowes wzrokiem, a Alicja z Anabell niezbyt dyskretnie nabijały się z tego.

- A co z tobą i Frankiem, Al? - zapytałam, kiedy szłyśmy na naszą pierwszą lekcję.

- Co ty masz do tego zdrabniania imion? - zapytała Alicja, po czym zastanowiła się przez chwilę. - Nie chcę brzmieć jak jedna z tych wielce zakochanych panienek, ale wydaje mi się, że to co jest między mną a Frankiem zaowocuje w coś wielkiego. Lubię spędzać z nim czas i on też zdaje się lubić moje towarzystwo. Kilka razy nawet pocałował mnie w policzek. Szkoda, że Frank skończył szkołę, będzie mi bez niego smutno, ale zawsze pozostają nam weekendy w Hogsmeade.

- Oj, Alicja, chyba naprawdę się zakochałaś. - Anabell zaśmiała się.

- Tylko patrzeć jak wy się zakochacie. Coś mam takie wrażenie, że naszemu rudzielcowi ktoś zaczyna mącić w głowie.

Spojrzałam na nią z rządzą mordu.

- Coś sugerujesz? - warknęłam.

- Tylko tyle, że wydajesz się być bardziej otwarta w towarzystwie Pottera – rzekła z sugestywnym uśmiechem.

- Wiesz co, Carter, ty to się lepiej swoim Frankiem zajmij.

- O to możesz być spokojna, Lily – odparła dziewczyna, robiąc rozmarzoną minę.

Po kilku minutach wędrówki dotarłyśmy do lochów, gdzie miałyśmy mieć dwie godziny eliksirów.

Profesor Slughorn dobrał nas w pary tak, żeby słabsi byli z lepszymi. Oczywiście wylądowałam z Jamesem. Wciąż się zastanawiam, kto postawił mu na SUM'ach Powyżej Oczekiwań a eliksirów. Za zadnie mieliśmy przygotowanie prostego eliksiru wspomagającego pamięć. Jeśli sądziliście, że czegoś tak prostego Potter nie da rady spieprzyć, to grubo się myliliście. Ale nie martwcie się, ja też na początku tak myślałam.

Potter zdawał się mieć dobry dzień bo zepsuł go tylko dwa razy i to uśpiło moją czujność. Już prawie kończyliśmy, kiedy zawołała mnie Anabell. Pracowała z Peterem i poprosiła mnie o pomoc. Odeszłam tylko na chwilę, raptem trzydzieści sekund. Nasz eliksir wybuchnął z głośnym hukiem i dostał nim James. Kiedy para wywołana wybuchem opadła zobaczyłam, że chłopak leży nieruchomo na ziemi. Byłam pewna, że na krótką chwilę moje serce przestało bić.

* * *


Po skończonych zajęciach udałam się do Skrzydła Szpitalnego, w którym wylądował Potter, lecz pielęgniarka – pani Adams – kazała mi iść sobie i nie przeszkadzać jej pracować. Jedynym pocieszeniem było to, że zapewniła mnie, iż chłopakowi nic nie będzie. Musiała się natomiast pośpieszyć, jeśli miała pozbyć się blizn po oparzeniach z jego ciała.


Mogłam choć trochę odetchnąć z ulgą. Poinformowałam o tym Huncwotów, którzy odetchnęli z ulgą. Black z Peterem od razu polecieli do dormitorium, twierdząc, że muszą coś dokończyć, natomiast Remus wciąż siedział przed kominkiem z przygnębionym wyrazem twarzy.


- Wciąż przejmujesz się tą osobą? - zapytałam, siadając obok niego.


- O wiele bardziej niż powinienem.


- Jeśli ten ktoś sprawia, że jesteś smutny, to może nie jest ciebie wart? - zaproponowałam.


- Ta osoba nie do końca zdaje sobie sprawę, że jej czyny mnie ranią.


- Dlaczego nie porozmawiasz z nią o tym?


- Bo zepsułbym tym wszystko. Nie powinienem czuć tego, co czuję, Lily. Brzydzi mnie to uczucie, ale nic nie mogę na nie poradzić.


- Nie mów tak, Remus. Żadna miłość nie jest zła i nie powinna brzydzić.


- Ta jest – odparł smutno chłopak. - Nie rozmawiajmy już o tym. Powiedz mi lepiej, czy między tobą a Jamesem coś zaczyna zmieniać?


- Skąd... - zaczęłam, jednak zamilkłam w połowie. - Jesteś zdecydowanie zbyt spostrzegawczy.


- Potraktuję to jako komplement – zaśmiał się chłopak. - Lily, jeśli mogę ci doradzić; daj Jamesowi szansę. Wiem, że bywa dupkiem i pewnie nieraz doprowadzi cię do szału, ale wiem też o nim jedną rzecz, jest bardzo stały w uczuciach. Uwierz mi, jeśli ktoś może podarować ci ogromną miłość, to właśnie on.


- Może masz rację – westchnęłam. - Ostatnio... Myślę, że moje uczucia do niego nieco się zmieniły, ale boję się. Boję się, że skończę jako następna naiwna idiotka, która uległa Potterowi, on się zabawił i zostawił ją.


- To wyłącznie twoja wina, ale myślę, że wy naprawdę możecie być szczęśliwi.


- Pomyślę jeszcze nad tym, a ty... spróbuj wykonać pierwszy krok. Nie lubię widzieć cię tak przygnębionego. 

2 komentarze:

  1. Biedny James... chociaż powiem ci, że straszna z niego ofiara. Normalnie jak małe dziecko spuścisz na chwilę z oka i BUM katastrofa! Wierzę, że z tego wyjdzie. W tej parszywej sytuacji jest jeden plus więź między Petunią i Lily zacieśnia się. Super, że się pogodziły :D

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Dziś są drugie urodziny tego opowiadania, więc zgodnie z obietnicą – przed wami epilog.   Epilog Dla Petunii Evans-Dursley wiadomość...