poniedziałek, 17 listopada 2014

Rozdział 12 - To nie randka!

Reszta wakacji mijała mi spokojnie, odwiedziły mnie dziewczyny i postanowiłam pokazać im uroki mugolskiego życia, które widocznie przypadło im do gustu. Mogłam się założyć, że Alicja, pochodząca z czysto-krwistej rodziny jeszcze nigdy nie była w kinie. Za to czarno-biały, wzruszający film zdecydowanie przypadł nam trzem do gustu i wracając miałyśmy oczy zapuchnięte od łez. Sama niemal zapomniałam, że bez czarów można tak dobrze się bawić. Mimo że od tego roku mogłam spokojnie używać ich w trakcie wakacji, to przyzwyczajenie nie pozwalało mi na to. A może po prostu nie chciałam denerwować Petuni? Mimo że dziewczyna za mną nie przepadała, to wciąż pozostawała moją siostrą i wciąż ją kochałam.

Zdarzyło się jednak coś dziwnego, a mianowicie wymieniłam kilka listów z Potterem i... i słodki Merlinie, okazuje się, że on wcale nie jest taki zły. Nie zrozumcie mnie źle, listy Jamesa aż śmierdziały jego zakochaniem we własnym odbiciu, ale miał kilka całkiem zdrowych poglądów na różne sprawy i dało się z nim spokojnie porozmawiać (zwłaszcza, że przez listy dość ciężko jest się pokłócić). W ostatnim liście przypomniał mi o tym, na co się zgodziłam podczas pobytu w Potter Manor. Nie wiedziałam co robić, bo z jednej strony coś podpowiadało mi, że powinnam dać chłopakowi szansę, że coś do niego czułam, natomiast druga strona mnie kazała mi brać nogi zapas i nigdy więcej nie zbliżać się do Pottera. Koniec końców zaproponowałam przyjacielskie spotkanie, ale po entuzjazmie z jakim przyjął do Potter wiedziałam, że będzie traktował to jako randkę. Cóż, ważne, że ja będę wiedziała, co miałam na myśli. Zresztą do spotkania został jeszcze tydzień, więc byłam pewna, że do tego czasu zdążę zmienić zdanie.




Okolica, w której mieszkałam z rodzicami i Petunią była dość spokojna i miła. Szczerze lubiłam to miejsce. Słońce grzało tego dnia wyjątkowo mocno i byłam pewna, że nawet w nocy będzie niesamowicie gorąco. Rozłożyłam się więc w ogródku na miękkiej trawie, z książką w rękach. Niemal zapomniałam o całym świecie, gdy...

- Miałam właśnie taką nadzieję, że wciąż tu mieszkasz – powiedział do bólu znajomy głos. Głos, którego nie słyszałam od ładnych kilku lat. Zatkało mnie. Przede mną stała wysoka brunetka, której włosy sięgały do łopatek. Jej wiecznie roześmiane, brązowe oczy były wpatrzone prosto we mnie.

- D-Dorcas? - wyjąkałam.

- No proszę, nawet pamiętasz jak mam na imię – rzekła ze śmiechem.

Podniosłam się niezdarnie z trawy i patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Czy to naprawdę była ona? Chyba tak... W każdym razie, włosy, uśmiech i seksowny strój był na miejscu.

- Prze najsłodszy Merlinie, co ty tu robisz, Dor? - zapytałam.

Z Dorcas wiąże się niezbyt skomplikowana historia. Chodziła kiedyś do Hogwartu, ale w drugiej klasie rodzice przenieśli ją do szkoły we Francji, gdzie przeprowadziła się cała rodzina. Początkowo utrzymywałyśmy kontakt listowny, lecz z czasem i on się urwał. Nie wierzyłam że jeszcze ją zobaczę.

- Wróciliśmy do Anglii, Lily, a ja wracam w tym roku do Hogwartu. Pierwszą osobą, o której pomyślałam, gdy tylko przekroczyliśmy granicę Anglii, byłaś ty. Musiałam cię odwiedzić. Wciąż pamiętałam twój stary adres.

Siedząc w ogrodzie przed domem, rozmawiałyśmy długimi godzinami. Ona opowiadała mi o Francji, ja mówiłam o zmianach, które zaszły, gdy jej nie było. To wszystko było strasznie dziwne. Nigdy bym nie pomyślała, że jeszcze ujrzę Dorcas Meadowes, a w tym roku wraca ona do Hogwartu. Czy znów będziemy mogły być przyjaciółkami?




Obudził mnie dźwięk cichego pukania o szybę. Po tylu latach należności do magicznego świata byłam już do niego przyzwyczajona i wiedziałam co oznacza. Zwlekłam się z łóżka i otworzyłam okno, wpuszczając do środka małą, białą sowę. Odczepiłam od jej nóżki kawałek pergaminu, po czym przyniosłam z kuchni miseczkę z wodą. Sówka spojrzała na mnie z wdzięcznością i zanurzyła w niej dziób. Uśmiechnęłam się lekko i rozwinęłam pergamin, który przyniosła. Cóż, jego treść nie była zbyt odkrywcza, lecz z jakiegoś powodu sprawiła, że na mojej twarzy pojawił się olbrzymi uśmiech.

To już dziś.

J.P.

Odłożyłam liścik na bok i ruszyłam do łazienki. Weszłam do kabiny prysznicowej i odkręciłam ciepłą wodę, która zaczęła spływać na mnie kaskadami. Lubiłam brać prysznic i zawsze przeciągałam tę czynność w nieskończoność. Mogłam wtedy spokojnie rozmyślać o różnych sprawach. Pamiętałam dokładnie, że tej nocy śniło mi się coś złego. Miałam w głowie jedynie przebłyski tego snu, było w nim płaczące dziecko i mnóstwo zielonego światła. Gdy o tym myślałam, doszłam do wniosku, że ten sen był bardzo dziwny. Zakręciłam wodę i owinięta ręcznikiem powlekłam się do pokoju. Ubrałam się zwyczajnie, pamiętając, że to nie jest randka. Tylko spotkanie przyjaciół. Dlaczego więc moje serce biło szybciej i najmniejszego zamiaru nie miało zwolnić? Założyłam na siebie czarną bokserkę i krótkie, białe spodenki. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Rzęsy pomalowałam tuszem i nie zamierzałam robić nic więcej. Tak było dobrze.

Jadłam akurat śniadanie pod okiem mamy, która przyglądała mi się z wszechwiedzącym uśmiechem, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Zmarszczyłam z zaskoczeniem brwi – to nie mógł być Potter, ten miał czekać z Dziurawym Kotle. Stwierdziłam więc, że to pewnie ktoś do rodziców lub Petunii i jadłam dalej.

- To do ciebie – warknęła Petunia, pojawiając się w drzwiach kuchni.

Spojrzałam na nią z zaskoczeniem, lecz ta tylko zmarszczyła brwi z irytacją.

- Czekasz na specjalne zaproszenie?

- Petunio! – powiedziała karcąco mama. - Nie odzywaj się tak do siostry!

Przez chwilę miałam wrażenie, że moja siostra pokaże mamie język, jednak to tylko jeszcze bardziej się nachmurzyła i opuściła pomieszczenie. Westchnęłam i ruszyłam do drzwi. Otworzyłam je i zamarłam.

- Czy ja chcę wiedzieć, skąd znasz mój adres? - zapytałam z rezygnacją.

- Raczej nie – odparł Potter z głupim uśmieszkiem. Niech go szlak, znów pachniał cytryną, czekoladą i piżmem.

- Mieliśmy spotkać się z Dziurawym Kotle, już zapomniałeś?

- Nie, po prostu...

- Nie tłumacz się, Potter bo zawsze się tym pogrążasz. Wezmę torebkę i możemy iść.




- Wiesz, nigdy nie myślałem, że Lily Evans zgodzi się ze mną umówić – rzekł chłopak, kiedy przechadzaliśmy się nieśpiesznie. Byliśmy tylko my i gdzie by nie spojrzeć złoto – zielona trawa. W oddali połyskiwała rzeka, jednak trzymaliśmy się od niej z daleka.

Nasze ręce lekko się o siebie ocierały, a mnie bardzo kusiło, by chwycić jego dłoń.

- To tylko przyjacielskie spotkanie, Potter – poczułam go wbrew sobie.

- James – poprawił mnie. - Mam na imię James, Lily, nie Potter. Będę szalenie wdzięczny, jeśli przestaniesz mówić mi po nazwisku. Poza tym, jeśli się nie mylę, sama zgodziłaś się na tę randkę.

- To nie jest randka, Po... no niech ci będzie, James.

- Jesteś pewna, że to nie randka? - zapytał, zachodząc mi drogę i spoglądając na mnie z góry.

Nie wiedziałam co powiedzieć. Chłopak był ode mnie wyższy, nieziemsko pachniał, moje serce biło jak szalone, a na dodatek jego twarz była coraz bliżej mojej. Czy ten gnojek naprawdę zaraz mnie pocałuje?

Dość szybko dostałam odpowiedź na swoje pytanie. Tym razem nie był to tylko delikatny pocałunek, jak ten w domu Pottera. O nie, tym razem jego usta były bardziej brutalne, bardziej namiętne, a ja ze zdziwieniem odkryłam, że wcale nie pozostaję mu dłużna. Drapałam mocno jego szyję i wcale nie protestowałam, kiedy przeszedł z pieszczotami na szyję. Dzięki Merlinowi, że nikogo nie było w pobliżu, inaczej umarłabym ze wstydu. Jęknęłam cicho i dopiero wtedy zorientowałam się, co się dzieje. Odsunęłam się od chłopaka z ogromnym rumieńcem zdobiącym moje policzki. Co się ze mną działo?! Miałam wrażenie, że świat dookoła wiruje, a zapach chłopaka wcale niczego mi nie ułatwiał. Oboje oddychaliśmy szybko. Bardzo szybko. Spojrzałam na niego z rozkojarzeniem i zmarszczonymi brwiami. Co on chciał mi udowodnić.

- Wciąż jesteś pewna, że to nie randka? - zapytał z pewnym siebie uśmiechem.

- Czego ty ode mnie chcesz, James – zapytałam cicho.

- Chcę, żebyś była moja – odparł chłopak, uważnie mnie obserwując. - I chcę być twój, Lily. Chcę, żebyś dostrzegła, że zależy mi na tobie.

- Mam w to uwierzyć po tych wszystkich latach, w których tak ubóstwiałeś wycinać mi kawały? Niejeden raz okrutne kawały.

- Tylko w ten sposób zwracałaś na mnie uwagę.

- Wiesz co myślę, James? - zapytałam mrużąc oczy. - Myślę, że wciąż jesteś zakochanym w sobie gnojkiem. I wbij sobie do swojego rozczochranego łba, że to nie jest randka!

- I tak będziesz moja, Lily – rzekł chłopak, obejmując mnie ramieniem. Z jakiegoś dziwnego powodu jego słowa sprawiły mi przyjemność i nie strąciłam jego ramienia.

1 komentarz:

  1. Super randka Lily i Jamesa zakończona sukcesem. Czy to już jest ten moment kiedy będą razem? Czy raczej masz jeszcze w planach rozdzielić ich na jakiś czas?

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Dziś są drugie urodziny tego opowiadania, więc zgodnie z obietnicą – przed wami epilog.   Epilog Dla Petunii Evans-Dursley wiadomość...