niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 11 - Wakacje

Słońce perfidnie świeciło mi w twarz, wybudzając mnie ze snu. Spojrzałam na zegarek – czternasta - głupie słońce, przecież jeszcze tak wcześnie! I znów opadłam na poduszki. Po chwili jednak zorientowałam się, co zobaczyłam na budziku! Była czternasta! Przecież o piętnastej miałam być u Pottera!

Pierwszy tydzień wakacji minął mi w bardzo miłej atmosferze. Razem z mamą gotowałam obiady i dużo rozmawiałam z rodzicami. To prawdziwy cud, ale mamie udało się nawet wyciągnąć ode mnie co nieco na temat Pottera. Jednak wszystko co miłe, kiedyś się kończy i dziś miałam jechać do Pottera. Oczywiście wieczorem nie chciało mi się pakować i stwierdziłam, że rano będę miała na to mnóstwo czasu. Akurat. Zerwałam się z łóżka i jak oparzona pobiegłam do łazienki. Ze szczoteczką do zębów w ustach próbowałam ubrać spodnie – ogólnie marny był z tego efekt, nie polecam.
O czternastej czterdzieści już byłam gotowa do wyjścia. Z uśmiechem na twarzy pożegnałam się z rodzicami i już po chwili siedziałam w Błędnym Rycerzu. Podałam kierowcy adres i usiadłam na, w miarę stabilnie wyglądającym, krześle . Wiele to jednak nie dało, bo już po chwili zaliczyłam tak zwaną glebę razem z krzesłem. Po dwudziestu minutach ekstremalnej jazdy oraz trzech bliskich spotkaniach mojej twarzy z podłogą, byłam na miejscu. To co ujrzałam, prawie zwaliło mnie z nóg! Na słodkiego Merlina, przecież jego dom był niewiele mniejszy od Hogwartu! Nie miał wież ani żadnych takich bajerów, lecz naliczyłam pięć pięter, a poza tym robił naprawdę ogromne wrażenie. Nagle poczułam czyjeś dłonie, zasłaniające mi oczy.
- Zgadnij kto, Evans! – powiedział z dziecinną radością w głosie. Już wiedziałam kto to, tylko jedna osoba potrafiła wypowiedzieć moje nazwisko w ten sposób.
- Może jakaś wskazówka?
- Najpiękniejszy, najcudowniej i najmądrzejszy człowiek świata.
- Ech, Potter miałeś powiedzieć coś o sobie, a nie o mnie – powiedziałam z głupim uśmiechem. - Reszta już jest?
- Wszyscy oprócz Remusa, on przyjedzie jutro. Dziś… No wiesz… Jest pełnia
- Och! - wyrwało mi się. - Biedny Remus.
- Też mu współczuję, ale jutro już będzie z nami – rzekł chłopak.


- Taaa... - mruknęłam. - Chyba jeszcze bardziej mu współczuję.

Potter spojrzał na mnie z rozbawieniem w oczach, lecz nic już nie powiedział.

Mimo moich protestów, chłopak niósł moją torbę, a ja spokojnie mogłam rozglądać się w tym pałacu. Środek domu Potterów robił równie piorunujące wrażenie, co z zewnątrz. Ogromny hl o szerokie schody. Rzeźby, które wyglądały na zrobione z marmuru. Nawet nie chciałam wyobrażać sobie, ile to wszystko musiało kosztować. Jedno trzeba było przyznać – Potterowie byli niezwykle bogatą rodziną. Szliśmy właśnie po schodach na drugie piętro, gdy dopadło mnie jakieś dziwne uczucie.

- Potter?

- Hmm?

- Co byś zrobił, gdybym zgodziła się z tobą umówić? - zapytałam, czując, że zasycha mi w gardle. Chłopak z wrażenia upuścił torbę i spojrzał na mnie, jak na wariatkę.

- C-co?

- Zapytałam, co byś zrobił, gdybym się z tobą umówiła – powtórzyłam. Nagle bardzo wyraźnie poczułam zapach cytryny, piżmu i czekolady. Na Merlina, jakich on używa perfum?! Wbrew sobie, zaciągnęłam się tym cudownym zapachem.

Powoli pokonałam dzielący nas dystans. Potter uważnie wpatrywał się w każdy mój ruch. Wyciągnęłam przed siebie drżącą dłoń i delikatnie dotknęłam jego policzka. Czułam, że moje serce bije szybciej niż kiedykolwiek, a krew huczy mi w uszach. Potter złapał moją dłoń i przycisnął ją mocniej do siebie. Nasze twarze zbliżały się do siebie powoli, a ja chyba jeszcze nigdy się tak nie denerwowałam.

- Uczyniłabyś mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi – mówi, nim nasze usta łączą się delikatnym pocałunku.

Nie był to mój pierwszy pocałunek – ten skradł mi Potter na czwartym roku – i z pewnością nie był idealny; coś jakby na kształt delikatnego muśnięcia warg, lecz, gdy się od niego oderwałam, czułam bardzo wyraźnie, że moje policzki płoną.

- Więc chyba jesteśmy umówieni – powiedziałam ochryple.

* * *
Weszliśmy do pokoju Pottera, unikając swoich spojrzeń. Pomieszczenie był ogromne, jak chyba wszystko w tym domu. Ściany obwieszone były plakatami i zdjęciami. Naprzeciw siebie stały dwa łóżka, a mi przypomniało się, co Potter mówił o Blacku. Wyraźnie naprawdę mieszkali razem i do tego dzielili pokój. Było to dość dziwne, biorąc pod uwagę rozmiary tego domu, ale dochodząc do wniosku, że to nie mój interes, postanowiłam dać sprawie spokój. Alicja, Anabell, Syriusz i Peter siedzieli na ziemi, grając w najzwyczajniejsze, mugolskie karty.
- Nareszcie! - krzyknął na nasz widok Black. - Już się bałem, że zamordowałaś Rogasia i zakopałaś jego zwłoki w ogrodzie.
- Ja też cieszę się, że cię widzę – mruknęłam pod nosem.


Potter dołączył się do gry w karty, a ja jedynie obserwowałam wszystko ze średnim zainteresowaniem. W końcu jednak cała nasza banda zaczęła się nudzić, a Potter zaproponował wyjście nad pobliskie jezioro, które, jak się później okazało, było oddalone o dobre dziesięć kilometrów. Najlepsze w tym wszystkim było to, że kiedy w końcu wykończeni i źli na Pottera, po dwóch godzinach doszliśmy nad to przeklęte jezioro, nie wiadomo skąd zerwała się burza. Natychmiast zerwaliśmy się do biegu i w tempie ekspresowym ruszyliśmy w drogę powrotną. Byliśmy wykończeni po króciutkim spacerku, który zafundował na Potter, więc kiedy doszliśmy w końcu do domu i kiedy Potter pokazał mi sypialnię, od razu poszłam spać.

* * *

Czułam, że ktoś nade mną stoi więc, mając złe przeczucia, otworzyłam oczy. Tylko to zrobiłam a wylało się na mnie wiadro wody. Chyba nie muszę mówić, że to Potter i Black wymyślili, jakże przebiegły, plan obudzenia mnie. Postanowiłam nie kłócić się o taką bzdurę, choć nie byłam zbyt zadowolona z powodu bycia mokrą.
- Evans, tobie odbija! – stwierdził Black, kiedy powiedziałam im spokojnie cześć i poszłam do łazienki.
- Zdecydowanie ci odbija – dodał Potter.
Jakiś czas później sucha i ubrana wyszłam z łazienki.
- O której będzie Remus? - zapytałam.
- Nie wiem, pewnie będzie zmęczony i prześpi się, więc myślę, że wieczorem.
- Rozumiem, a co będzie robić do tego czasu?
- A co byś chciała?
- Może dokończymy naszą zabawę z pociągu, którą tak bezczelnie nam przerwano?
- Butelka? - upewnił się Peter.
- Dokładnie. To jak?
- Chyba mam lepszy pomysł – rzekł Black, uśmiechając się głupio.


* * *
- Nie wierzę, że dałam się w to wciągnąć! - warknęłam, a dla potwierdzenia moich słów pokręciłam głową niezadowolona. Całą szóstką włamaliśmy się do opuszczonego, podobno nawiedzanego psychiatryka.
- Nie bój się, Evans, jeśli coś się stanie to ty tu zostaniesz, a my polecimy po pomoc – rzekł z wyszczerzem Black.
- Ty i Potter pewnie czujecie się jak w domu, spójrz tu, to chyba twój kaftan bezpieczeństwa. – Uśmiechnęłam się wrednie, podnosząc z ziemi coś co wyglądało jak kamizelka ratunkowa, ale nie miało otworów na ręce i sterczały z tego pasy.
Black popatrzył na mnie oczami zbitego psa. Roześmiałam się na ten widok, a mój śmiech poniósł się echem po starym budynku. Podeszłam zafascynowana do pokoju, który wyglądał na izolatkę. Poczułam się dziwnie, wiedząc, że zapewne niejedna osoba tu umarła. Kto wie, ilu zdrowych ludzi trafiło tu, bo naraziło się władzy.


Poszliśmy dalej, na piętro. Były tam zwykłe pokoje, w których mieszkali obłąkani ludzie. Zwiedziliśmy resztę budynku, lecz nic ciekawego (poza stołem z pasami, który jak stwierdził Łapa przydałby mi się) nie znaleźliśmy. Zrobiliśmy sobie jeszcze wspólne zdjęcie i postanowiliśmy wracać. Po drodze mijaliśmy jezioro, do którego wczoraj szliśmy. Oczywiście Black i Potter nie przeszli koło niego obojętnie. Wrzucili do wody biednego Petera, a sami zaraz za nim wylądowali w jeziorku. Było gorąco więc może, gdybym umiała pływać dołączyłabym do nich. Alicja i Anabell się nie wahały. Od razu wskoczyły, ja jednak znalazłam mniej strome zejście i usiadłam przy brzegu. Zdjęłam buty po czym zamoczyłam nogi w ciepłej wodzie. Było mi tak dobrze. Słońce grzało przyjemnie, ze strony wody pochodził do mnie śmiech przyjaciół. Przymknęłam oczy.
- A ty czemu się nie dołączysz? – zapytał Potter, siadając obok mnie. Spojrzałam na niego z zaskoczeniem i zarumieniłam się delikatnie, przypominając sobie nasz wczorajszy pocałunek.
- Nie umiem pływać. Zapomniałeś już?
- Och, faktycznie. Nie sądzisz, że czas najwyższy to zmienić?


- Nie – odparłam z lekkim uśmiechem – na lądzie mi dobrze.

- Daj spokój, Syriusz jest świetnym nauczycielem – powiedział, łapiąc mnie za rękę. Chyba nie tylko mnie przeszedł wtedy dreszcz, bo chłopak spojrzał na mnie z zaskoczeniem w oczach.

- Tylko nie Black – jęknęłam, kiedy nieco się opamiętałam. Potter jedynie uśmiechnął się do mnie.
I w ten sposób, kiedy wracaliśmy do domu Potterów umiałam już pływać.
- Co powiecie na grę w butelkę, kiedy będziemy w domu? - zapytał Peter.
- Luniaczek będzie koło osiemnastej, więc możemy na niego zaczekać. Wtedy zagramy wszyscy razem – odparł Potter.
- Brzmi super – podsumowałam.


* * *
Rozgrywaliśmy właśnie setną partię gry w karty i setny raz Black mnie ograł. Miałam powiedzieć coś zrezygnowana, lecz przerwał mi dzwonek do drzwi.
Rzuciliśmy się na nie, jak sępy na padlinę. W końcu to ja dopchałam się, żeby wpuścić zaskoczonego Remusa.
- Lunio! - wykrzyknął Potter, odpychając mnie od drzwi i wieszając się biednemy chłopakowi na szyi. Jednak długo to nie trwało. Pottera odepchnął Black.
- Luniaczek! - krzyknął jeszcze głośniej niż Potter.
- Luniś! - zawołał Peter, odpychając Blacka
Nagle wszyscy trzej ustawili się w rządku przed oniemiałym Lupinem, krzyknęli zgodnie „Nasz Remi!” i udali, że wycierają łzy niewidzialną chusteczką.
- Pobyt w psychiatryku zrobił swoje – mruknęłam na co wszyscy oprócz Lupina, który nie miał pojęcia o co chodzi, wybuchnęli szczerym śmiechem śmiechem.
* * *


Pobyt u Pottera minął mi, jak zaczarowany, ale pilnowałam się bardzo uważnie i do żadnych większych zbliżeń już między nami nie doszło. Poza tym, wolałam, żeby sytuacj za szybko się nie wydała – po co mam znosić docinki Alicji i Anabell? A zresztą, sama nie jestem pewna swoich uczuć. Przecież Potter wciąż był tym samym dupkiem co kiedyś. I tylko ta myśl powstrzymała mnie, przed pocałowaniem go w policzek, kiedy się żegnaliśmy. Czy ja byłam smutna z powodu rozstania z Potterem?! Merlinie, coś złego się ze mną dzieje.

 

1 komentarz:

  1. EKP tyś oszalała?!
    Nie było mnie tu jakiś tydzień i nagle bah tyle notek. Powiedz mi kiedy ty to napisałaś? Kiedy ty spałaś jadłaś itd. Przerażasz mnie.
    Normalnie, to nie jest normalne :P
    Notka spoko. Cóż za pomysł z tym psychiatrykiem. Jest pare błędów, ale rozumiem, że tak pochłonęło cię pisanie, że nie zwracałaś na nie uwagi.
    Nie wiem kiedy ja to u ciebie przeczytam, ale do końca tygodnia muszę się wyrobić, bo mnie zabijesz:) haha

    pozdrawiam
    EM

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Dziś są drugie urodziny tego opowiadania, więc zgodnie z obietnicą – przed wami epilog.   Epilog Dla Petunii Evans-Dursley wiadomość...