wtorek, 28 października 2014

Rozdział 7 - Zdjęcie i złośliwe chochliki

- Evans, umów się ze mną, błagam!

- Spadaj, Potter!

- Evans, skarbie, nie odrzucaj mnie, czuję się zraniony przez twoją nieczułość.

- Zaraz poczujesz się zraniony przez moją pięść. Spadaj!

- Evaaaans!

- Potter, prosisz się, żeby cię skrzywdzić.

- Raczej o buziaka.

- Przeginasz, Potter.

- Oj no, Evans, weź się umów. Będzie ci ze mną jak w niebie.

- Tak, jeśli od dziś niebo jest nową definicją piekła. Spadaj, Potter!

- Dlaczego jesteś tak nieczuła na moje próby, Evans?

- Dlaczego jesteś takim bezmózgim matołem, Potter i nie pojmujesz odmowy?

- Evaaans...

- Poootter...

- Lily, Liluś, Lileńko...

- Gumochłonie, pancerniku, galopujący hipogryfie...

- Umów się, co ci szkodzi?

- Naprawdę chcesz, żebym zrobiła ci listę powodów?

- Evans i tak wiem, że coś do mnie czujesz...

- Tak, czuję, Potter. NIENAWIDZĘ CIE!

Nareszcie podziałało. Spojrzał na mnie żałosnym wzrokiem, który nagle przywiódł mi na myśl zaszczute zwierze. Wstał z kanapy, którą oboje zajmowaliśmy i opuścił pomieszczenie.

Jeszcze tego wieczoru byłam świadkiem jak całował się z Kate. Sama nie wiedziałam, dlaczego w moim sercu coś szarpało się boleśnie, kiedy na to patrzyłam. Przecież nie czułam do Pottera absolutni nic, byłam tego pewna. Owszem, był przystojny, zniewalająco pachniał i od czasu do czasu potrafił zachować się przyzwoicie. Ale nic poza tym. Kiedy właściwie uświadomiłam sobie, że to nieprawda? Chyba podczas imprezy z okazji moich siedemnastych urodzin, którą urządziły mi dziewczyny. Cały wieczór patrzyłam na szczęśliwą Kate w objęciach Pottera, a serce ściskał mi jakś dziwny żal. W którymś momencie uświadomiłam sobie, że chciałabym znaleźć się na miejscy dziewczyny.

* * *

Pokłóciłam się z Kate. Poszło o jakąś błahostkę, ale skończyło się tak, że wykrzyczałam dziewczynie to, co czuję do Pottera. Co właściwie czuję? Sama nie wiem. Chciałabym myśleć, że nie, ale zawsze byłam przeciwna oszukiwaniu samej siebie. Cóż, Potter miał inną, którą była moją przyjaciółka i chyba musiałam to zaakceptować. Tyle tylko, czy Kate nadal była moją przyjaciółką? Po słowach, które padły podczas naszej kłótni nie jestem tego już pewna.

* * *

- Lilka, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zapytała poirytowana Anabell. Ostatnio nie mogłam się na niczym skupić. Brakowało mi zaczepek Pottera, a jeszcze bardziej dołował mnie fakt, że zachowuję się jak jedna z tych głupich, pustych, zakochanych dziewczyn.

- Wybacz, An, nie mogę się skupić - powiedziałam i bez słowa wyjaśnienia wyszłam z dormitorium. W pokoju wspólnym czekała na mnie zaskakująca scena. Potter krzyczał na Kate, a po jej twarzy płynęły łzy.

- Gdzieś mam co do mnie czujesz, Kate! Od początku jasno przedstawiłem ci zasady. Chciałem, żeby Evans była zazdrosna, ale teraz widzę, że to nie daje efektów. Poza tym, jesteś bardzo męcząca.

-James! - krzyknęła. -James, jestem z tobą w ciąży!

- Kate nie bądź żałosna. Nigdy nie doszło między nami do niczego poza pocałunkami.

- Ale ja cię kocham! Nie możesz mnie tak zostawić, nie masz prawa!

- Nie? To patrz – rzekł i ruszył w stronę dormitorium. Niestety, nie zauważył mnie i już po chwili oboje leżeliśmy na ziemi.

- Evans...

- Jesteś skończonym dupkiem, Potter! - warknęłam, spychając go z siebie i wstając.

- Ale, Evans, inaczej nie zwracałaś na mnie uwagi!

- Daruj sobie, Potter – powiedziała wściekle Anabell, przytulając mnie do siebie ramieniem.

- Chodź, Lily – rzekła Alicja, ciągnąc mnie do dormitorium.

* * *

Kolejne dni były dla mnie trudne. Byłam całkowicie zagubiona w swoich uczuciach, ale jednego byłam pewna - nie chciałam widzieć na oczy ani Kate, ani Pottera. Pewnego marcowego wieczora wróciłam padnięta z kolejnej nieudanej randki z Krukonem, który okazał się być potwornym nudziarzem. Postanowiłam się wykąpać. Kate ostatnio wracała kiedy już spałyśmy, a wychodziła zanim się obudziłyśmy więc nie było jej w dormitorium. Nie specjalnie rozpaczałam z tego powodu. Wciąż byłam na nią zła. Weszłam do łazienki i odkręciłam wodę w wannie, lecz zaniepokoiły mnie wrzaski z pokoju wspólnego, więc zeszłam zobaczyć co się dzieje.

- POTTER I BLACK! JA WAS ZAMORDUJE! – Krzyki Minerwy McGonagall słyszał cały Hogwart, a ja w myślach rozważałam, czy aby nie powinno się jej wpisać do „wielkiej księgi rekordów Guinnessa”.

Weszłam do pomieszczenia i tam zastałam wściekłą nauczycielkę transmutacji oraz Blacka, stającego z rozbawioną miną.

- CZYLI UWAŻASZ ZA BARDZO ZABAWNE PRZYKLEIĆ WSZYSTKIE SKRZATY DOMOWE W KUCHNI DO ŚCIAN?!

- Tak jest, pani profesor.

- PORAZ OSTATNI PYTAM SIĘ, CZY POTTER BRAŁ W TYM UDZIAŁ?! NIE UWIERZĘ, ŻE SAM WYMYŚLIŁEŚ COŚ TAK GŁUPIEGO!

- Wątpi pani w moją inteligencję? - zapytał Syriusz, łapiąc się teatralnie za serce.

- Nie, Black, wątpiłam w nią, kiedy pierwszy raz przekroczyłeś próg tej szkoły. Teraz jestem pewna, że ty jej zwyczajnie nie posiadasz!

Black miał coś odpyskować, kiedy nagle do pokoju wspólnego przez obraz Grubej Damy wtoczył się pijany Potter.

- Dziń dbry pani psor – wydukał, ledwo trzymając się na nogach.

- Potter?!

-Tak, chba taak… Lily… moja Lilka. - Dostrzegł mnie i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, już mnie całował. Odepchnęłam go od siebie z taką siłą, że upadł pod nogi oniemiałej z wściekłości profesorki. W tym stanie z pewnością nie pachniał w sposób, który mógłby skłonić mnie do czegokolwiek, chyba, że do wymiotów.

- To się wkopał, łoś jeden - mruknął Black.

- Tyko ne łos! Jelen jestem!

- POTTER MASZ SZLABAN DO KOŃCA ROKU SZKOLNEGO RAZEM Z BLACKIEM!

- To nas załatwiłeś, stary…

Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale zamiast tego wróciłam do dormitorium.

* * *

- Anabell, może zamiast narzekać, że Remus nie zwraca na ciebie uwagi to zrób coś z tym i ty do niego zagadaj!

- Och tobie to łatwo powiedzieć, Frank szaleje za tobą od trzeciej klasy.

- Tak, ale ty jesteś ładniejsza ode mnie i po prostu nie da się ciebie nie lubić.

- Wygląd to nie wszystko! Liczy się wnętrze… A poza tym, ja chyba nie jestem w jego typie.

- Dzień dobry, dzieciaki. Dobra, sprawdzimy obecność i bierzemy się do roboty - powiedział powszechnie lubiany profesor zaklęć. - Anabell Crage?

- Jestem

- Syriusz Black?

- Jestem

- Kate Jones?

- Nie ma.

- Peter Pettigrew?

- Jestem

- Lily Evans?

- Jestem

- James Potter?

- Nie ma

- I Alicja Carter?

- Jestem

Zdziwiona zauważyłam, że nie ma Pottera i Kate.

- Black! Gdzie jest Potter? – szepnęłam w stronę bruneta, siedzącego przede mną

- Szykuje kawał.

- CO?! Jaki znowu kawał?!

- Zaraz się przekonasz -odparł z iście huncwockim uśmiechem na twarzy. Miał rację, bo nawet nie zdążyłam zapytać, co ma na myśli, a drzwi do klasy otworzyły się i wleciały do niej chochliki robiąc okropny bałagan. Profesor zrobiłby z nimi porządek, gdyby nie Black, który gwizdnął mu różdżkę, kiedy ten nie patrzył. Wszyscy zaczęli uciekać z sali, bo małe złośliwe stworki zaczęły wylewać wszystkim na głowy atrament. Jeden z chochlików uwziął się na mnie. Pewnie uciekłabym mu, gdyby nie Potter, który pojawił się nie wiadomo skąd i przytrzymał mnie. Cała uwalona atramentem spojrzałam mu prosto w oczy. Znów poczułam ten zapach. Niech go licho, ale piżm zmieszany z cytryną i czekoladą pachniał nieziemsko. Nasze twarze zaczęły się do siebie zbliżaj, a jego delikatna dłoń wsunęła się w moje włosy.

- Muszę iść – powiedziała, odsuwając się od niego gwałtownie. Złapałam za pasek torby i wybiegłam z klasy, jakby mnie ktoś gonił.

- Evans, a umówisz się? - Usłyszałam za sobą i mimowolnie uśmiechnęłam się delikatnie.

* * *

- Dziewczyny!

Wtargnęłam jak burza do dormitorium, w którym zastałam niewyobrażalny bałagan. Na ziemi leżało pełno ubrań i kosmetyków. No tak, nic nowego. Zazwyczaj wpychałyśmy to wszystko pod łóżka i udawałyśmy, że jest czysto.

- Co jest, Lil? - zapytała Alicja, zaskoczona moim „wejściem smoka”.

- Nie uwierzycie... Prawie się całowałam.

- O Słodki Merlinie! Z kim?

- Z Potterem – odparłam.

Na tę nowinę Alicja spadła z łóżka, na którym przysiadła przed chwilą. Nie zwróciłam na to większej uwagi.

- Wiem, jestem głupia. Głupia jak but Filcha, ale... Sama nie wiem. On... Słodki Merlinie, nie wiem co powiedzieć... Ja... ja chyba się zakochałam.

Jednak Alicja dalej nie wstawała z podłogi. Zaniepokojona podeszłam do niej, a ta co? Ze śmiechu się tam turlała.

- Ty małpo! Ja ci tu o moich problemach miłosnych opowiadam, a ty się ze śmiechu tarzasz?

Na moją zemstę nie musiała długo czekać, bowiem rozpętałam wielką bitwę na poduszki. Po chwili do dormitorium weszła Anabell, która dosyć szybo się do nas przyłączyła. Tak dobrze dawno się nie bawiłam. Odpuściłyśmy sobie resztę lekcji i zaczęłyśmy sobie opowiadać o chłopakach. Okazało się, że Anabell zdobyła się po lekcji na odwagę i umówiła się z Remusem, a Alicja ma w sobotę randkę z Frankiem. Świetnie, czyli zostanę sama. W sobotę było wyjście do wioski, ale ja się nie wybierałam. Z jednej strony mogłam pójść z Potterem, ale... ale chyba nie pozwalała mi na to moja duma.

Ni z tego ni z owego zachciało mi się czekolady i przypomniałam sobie, że powinnam mieć jeszcze całą tabliczkę w kufrze. Kiedy jej szukałam, natknęłam się na zdjęcie. Nie magiczne, ale zwyczajne, mugolskie. Postacie nie ruszały się na nim. Kiedy na nie spojrzałam, poczułam ukłucie w sercu. Byłam na nim ja i Severus. Zdjęcie zrobił nam jakiś uprzejmy przechodzień. Mieliśmy na nim po jedenaście lat i wyglądaliśmy na takich szczęśliwych. Chyba już miałam plan na sobotę. Musiałam się upewnić, że ze Snape'em wszystko zostało definitywnie skończone.

 

3 komentarze:

  1. Rozdział jest spoko i bardzo zainteresował mnie koniec...ciekawe czy Lily pogodzi się Snapem i rozwalił mnie fragment "mogła bym iść z rogaczem ale niech się chłopak jeszcze pomęczy" leże i nie wstaje...czekam na next notatkę i weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  2. dzięki , bardzo miło że ktoś to czyta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szybko wybaczyła Rogaczowi! Normalnie jak tak dalej pójdzie to oni ci się tu zejdą w szóstej klasie.
    Brawo świetny rozdział

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Dziś są drugie urodziny tego opowiadania, więc zgodnie z obietnicą – przed wami epilog.   Epilog Dla Petunii Evans-Dursley wiadomość...