poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział 6 - Złamany nos i szlaban za niewinność

Grudzień - jest tak zimno, że łóżko mam ochotę opuszczać jedynie w grubej kurtce. Jutro święta. W szkole zostałam tylko ja, Huncwoci, kilku Krukonów, Puchonów i Snape. Kilka dni wcześniej w Hogsmeade kupiłam wszystkie prezenty. Te zakupy przypomniały mi o świętach sprzed roku. Spędziłyśmy je razem – ja, Alicja, Kate i Anastazja. Ręka automatycznie powędrowała mi do diamentowej bransoletki. Czasami wciąż śniłam o tamtym zielonym świetle i jej martwym ciele, uderzającym o podłogę.

Szłam korytarzem rozmyślając o Anastazji i z nieuwagi wpadłam na kogoś. Podniosłam wzrok i dostrzegłam Severusa. Zacisnęłam lekko zęby. Już miałam przeprosić, jednak on nawet nie dał dojść mi do słowa.

- Daruj sobie, Evans! - warknął, wymijając mnie.

- Co? Pewnie nie potrzebujesz przeprosin szlamy, no nie? - zakpiłam. W tym momencie zza rogu wyłonili Huncwoci w pełnym składzie.

- Nie, nie potrzebuje przeprosin idiotki, która robi maślane oczy do Pottera i flirtuje z każdym napotkanym chłopakiem – powiedział z obrzydliwym uśmiechem.

Uniosłam rękę, aby wymierzyć mu policzek, ale uprzedziło mnie dwóch chłopaków, którzy rzucili się na chłopaka, którego jakimś cudem, nazywałam kiedyś przyjacielem.. Byłam przerażona. Nagle zza rogu ponownie ktoś się wyłonił. Na szczęście była to McGonagall. Spojrzała oniemiała na scenę rozgrywającą się przed nią. Syriusz i James przerabiali Snape'a na miazgę, Remus z przygryzioną wargą rozważał, czy im pomóc, Peter próbował stopić się ze ścianą, a ja nie miałam pojęcia co zrobić. Profesorka zaklęciem rozdzieliła chłopaków po czym zwróciła się do mnie.

- Co tu się wydarzyło Evans? - zapytała chłodno.

Merlinie i co ja miałam zrobić? Przecież jeśli powiedziałabym prawdę profesorka wywaliłaby ich ze szkoły, zwłaszcza, że to co leżało na podłodze bardziej przypominało miazgę niż Snape’a. Pozostało mi jedno. Kłamać.

- Pani profesor – przygryzłam wargę - to było tak, że wpadłam na Snape’a i on nazwał mnie…cóż, obraził mnie i Potter to usłyszał. Kazał mu mnie przeprosić no, ale on… uderzył Pottera i zaczęli się bić. Syriusz i Remus próbowali ich rozdzielić, a Peter miał iść po jakiegoś nauczyciela i… i to chyba wszystko, resztę pani widziała.

- Hmm, to nie zmienia faktu, że wszyscy zachowaliście się karygodnie. Żadne z was nie miało prawa wymierzać sprawiedliwości na własną rękę, a wcale nie widziałam, żeby pan Pettigrew spieszył się z pójściem po nauczyciela. Slytherin i Gryffindor tracą po trzydzieści punktów za bójkę. A Gryffindor zyskuje po 20 punktów za Lupina i Blacka, którzy odpowiednio zareagowali. Evans, na przyszłość bądź ostrożniejsza.

-Oczywiście pani profesor.

O słodki Merlinie, udało się. Przecież gdybym tak nie nabujała, to chłopcy mieliby przerąbane. Profesorka zabrała nieprzytomnego Snape'a do Skrzydła Szpitalnego, nam kazała wracać do dormitoriów.

Szliśmy więc w milczeniu, które w końcu przerwał Potter.

- Dzięki Evans – rzekł, czochrając swoje włosy z lekkim zakłopotaniem. - Gdyby nie tym, moglibyśmy wylecieć ze szkoły... Rodzice zabiliby mnie.

-To ja dziękuję, broniliście mnie – powiedziałam ze smutnym uśmiechem. - Chociaż na przyszłość nie róbcie tego więcej, on nie jest tego wart.

Potter spojrzał na mnie, jak na wariatkę i wiedziałam dobrze, że jeśli przyjdzie taka potrzeba, zrobi ponownie to, co zrobił dziś.

- On naprawdę kiedyś taki nie był – powiedziałam po jakimś czasie, nagle pragnąc znaleźć jakieś usprawiedliwienie dla Severusa.

Potter westchnął ciężko.

- Evans, to już nie jest twój przyjaciel, którego wyśmialiśmy z Syriuszem w pociągu do Hogwartu gdy mieliśmy jedenaście lat. Wiem że ciężko ci to zaakceptować, ale ludzie się zmieniają.

Tym razem to ja westchnęłam, ale nic już nie powiedziałam.

* * *

-GDZIE SĄ TE BEZMYŚLNE MATOŁY?! - krzyknęła McGonagall tak głośno, że słychać ją było chyba w całym zamku. Siedziałam spokojnie z Huncwotami (dziwnie spokojnymi jak na nich) kiedy do pokoju wspólnego Gryffindoru wpadła nauczycielka transmutacji, cała czerwona ze złości. Namierzyła wzrokiem naszą grupę i ruszyła w tę stronę. Trzeba przyznać, że wyglądała wyjątkowo strasznie. Spojrzałam na chłopców, ale oni przyzwyczajeni do tego widoku siedzieli z obojętnymi minami. Syriusz ostentacyjnie oglądał swoje paznokcie, Remus czytał książkę, choć jego wzrok nie biegał po tekście, James oglądał jakieś czasopismo, lecz zdradzało go, że trzymał je do góry nogami.

- Taki widok to normalka – rzekł do mnie Peter, pogwizdując wesoło.

- Czy to wy wpadliście na, jakże genialny pomysł, przemalowania mojego gabinetu na różowo? - zapytała, trzęsącym się ze wściekłości, tonem.

- Tak jest, pani profesor – odparł spokojnym, wręcz zrelaksowanym tonem, Potter uśmiechając się promiennie i odkładając czasopismo na stolik. Dobrze wiedział, że igra z wytrzymałością psychiczną profesorki.

- CZY WY OSZALELIŚCIE?!

- Nie sądzę, pani profesor. Gdybyśmy zwariowali, bylibyśmy u Świętego Munga. Prawdę mówiąc, to zastanawiam się, dlaczego moja rodzinka jest jeszcze na wolności, ale to już inna sprawa - odezwał się Syriusz znudzonym z kolei tonem.

To przekraczało wytrzymałość profesorki. Oczyma wyobraźni niemal widziałam parę buchającą z jej nozdrzy.

- Lupin, za nie spełnianie obowiązków prefekta i nie przyhamowanie swoich przyjaciół zarobiłeś właśnie miesięczny szlaban i minus trzydzieści punktów dla Gryffindoru. Evans, jeśli się nie mylę to ty też jesteś prefektem! I jeszcze minus trzydzieści za pannę Evans, pani też ma szlaban, może zaczniecie wykonywać swoje obowiązki, a wy - zwróciła się do reszty Huncwotów - przestaniecie w końcu psocić, jeśli wasi przyjaciele za to oberwą.

Zamurowało mnie. Zostałam ukarana za niewinność. Najgorsze było to, że szlabany u Minerwy były okropne. James Syriusz i Peter posłali nam przepraszające spojrzenia, ale ja wściekła odeszłam do dormitorium.

* * *

Święta, a ja na kolanach szoruje podłogę. Obok mnie, w podobnej sytuacji, Remus cały spocony psioczy na resztę Huncwotów i McGonagall. Byłam już wykończona, szorowaliśmy tę podłogę już blisko cztery godziny. Profesorka powiedziała nam, że przyjdzie nam powiedzieć kiedy będziemy mogli iść, ale na razie nigdzie jej nie widziałam. Dosłownie leżałam szorując ten głupi kawałek podłogi. Czułam, że jutro będę miała straszne zakwasy. Do tego wszystkiego byłam śmiertelnie obrażona na resztę Huncwotów, którym ten kawał uszedł na sucho.

- Masz debilnych przyjaciół - warknęłam po raz tysięczny w stronę Remusa. Wiedziałam że Remus oddałby życie za przyjaciół, ale w kwestii ich inteligencji oboje jesteśmy zgodni.

- Wiem, Lily - odpowiedział mi, również po raz tysięczny, Remus. Westchnęłam i zabrałam się za ponowne szorowanie podłogi. Nawiasem mówiąc to czyściłam ten fragment od ponad godziny.

* * *

Sylwester. Siedzę w pokoju wspólnym Gryffindoru z Remusem i Peterem. Potter z Blackiem poszli do Hogsmeade po jakiś alkohol. Gdyby rodzice się dowiedzieli, oj byłabym martwa...

- Lily, nie poszłabyś ze mną do Hogsmeade w sobotę, za tydzień? - zapytał po długim milczeniu Peter.

- Peter, jak Potter dowie się, że próbujesz mnie podrywać, to największym kawałkiem, jaki z ciebie zostanie będzie palec, jasne? - odparłam niezbyt przyjaźnie. Dalej boczyłam się na chłopaków o szlaban u McGonagall. Nawet dzisiaj byłam z Remusem odpracowywać szlaban i nic nie wskazywało, żeby profesorce zmiękło serce.

- Wcale cię nie podrywam - pisnął Peter, jednak czerwone plamy na policzkach zdradzały, że kłamie.

- Wiesz co Remi, ja dzisiaj nie piję. Chcesz, to możesz się upić razem z tymi matołami, a ja przypilnuję, żebyście nie zrobili nic głupiego.

- Jesteś pewna, Lily?

- Tak, jestem pewna. Dalej wszystko mnie boli od mycia szyb, a nie chcę żeby jutro do tego bólu doszedł kac.

- Jak wolisz - odparł na to Lupin i wzruszył ramionami. Po dziesięciu minutach wrócili chłopcy, niosąc całe naręcza Ognistej Whisky.

- Chłopaki, dzisiaj pijemy kulturalnie. Po trzy szklanki i koniec, jasne? Chociaż raz w życiu zachowajmy się przy damie, jak należy. Tak właściwie to ten alkohol musi jeszcze starczyć na imprezkę urodzinową Luńka, ale to szczegół - powiedział Potter, rzucając mi przepraszające spojrzenie. Westchnęłam z rezygnacją, ukrywając twarz w dłoniach. Już ja wiedziałam, jak skończy się to ich kulturalne picie.

CZTERY GODZINY PÓŹNIEJ:

- Staly, ja si mowie, ta dziewczyna to byla ob-obledna. I taak się paczy na mnie, a ja jej taaki tekst walę: bejbee, co slychac, chcesz się umówić? Bo ja się zastanowić msze. - Pijany jak nie wiem co, Syriusz opowiadał historię swojego wakacyjnego podrywu, niemniej pijanemu Rogaczowi, Glizdogonowi i Lunatykowi. Muzyka grała dosyć głośno i kiedy już zbierałam się spać, usłyszałam mój ulubiony kawałek. Wstałam z fotel i zaczęłam podrygiwać w rytm muzyki. Po chwili przyłączyli się do mnie chłopcy, ledwo trzymający się na nogach. Nagle podszedł do mnie Potter, spojrzał głęboko w oczy i… pocałował mnie. Odepchnęłam go od siebie mocno, po czym przyłożyłam z pięści w twarz tak mocno, że na bank złamałam mu nos.

- Potter, jeśli jeszcze raz pocałujesz mnie w brew mojej woli, to przysięgam że złamie co coś więcej niż nos. Koniec imprezy, do dormitoriów! - Machnęłam różdżką i głośniki zniknęły. Chłopcy jęknęli i wkurzeni spojrzeli na Pottera, który zbierał się z podłogi.

-Już do dormitorium, bo pójdę po McGonagall! - Huncwoci od razu dostali skrzydeł. Już po minucie weszłam do swojego dormitorium. Byłam przerażona. Kiedy Potter mnie pocałował przez sekundę chciałam odwzajemnić pocałunek. Oczywiście tą chęć po chwili wyparła żądza mordu. Postanowiłam więc dać sobie z tym spokój i poszłam spać.

* * *

Następnego dnia, kiedy zeszłam do pokoju wspólnego, zobaczyłam Huncwotów z obolałymi minami. Brakowało tylko Pottera.

- Cześć, gdzie macie, Pottera? - zapytałam.

- Evans, błagam cię, nie krzycz tak, głowa mi pęka. Rogaty jest w skrzydle szpitalnym, bo wczoraj pewna ruda złośnica nos mu przestawiła - odparł Syriusz, krzywiąc się na dźwięk własnego głosu. Dziękowałam Merlinowi, że wczoraj nie piłam. Kiedy spojrzałam na Remusa, utwierdziłam się w przekonaniu, że dzisiaj bym umierała.

- Remus, pamiętaj że dziś o piętnastej odwalamy szlaban.

- Jasne - odparł krótko. Spojrzałam na niego z politowaniem.

- Oj, Remus. Ty alkoholiku. - Zaczęłam się śmiać za co oberwałam poduszką od Glizdogona, który też cierpiał po wczorajszym pijaństwie Do pokoju wkroczył Potter.

- Musiała od nowa łamać mi nos bo przez noc zaczął już się zrastać. Poza łamaniem nic nie bolało – rzekł, rzucając mi spojrzenia pełne wyrzutu.

- Na przyszłość będziesz trzymał język w gębie, a nie w moich ustach - odrzekłam zirytowana. - Nikt nie kazał ci się rzucać na mnie jak jakiś dzikus.

-Ech, Evans, jak ty wszystko utrudniasz. Przecież i tak będziesz moja.

- NIDOCZEKANIE TWOJE, POTTER! - krzyknęłam, na co Syriusz jęknął.

- No nie wiem, skarbie, jeszcze trochę i będziesz za mną biegać z wywieszonym językiem.

Otworzyłam szeroko oczy, nie wierząc w to, co słyszę. Potter rozwalił się w fotelu, patrząc na mnie z bezczelnym uśmiechem. Zamachnęłam się z całej siły i uderzyłam chłopaka w twarz. I tyle, jeśli chodzi o nasze życie w zgodzie. 

2 komentarze:

  1. Biedni dostali karę za niewinność, a tym żartownisiom się upiekło, ale nikt nie mówił, że życie będzie sprawiedliwe :D
    Nie spodziewałam się, że Evans ma taki mocny cios... ała biedny James pewnie bardzo musiało go boleć jak mu łamali drugi raz ten nos.
    Końcówka rozdziału mnie powaliła ONI SIĘ UMÓWILI! Jestem w szoku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Palec? Eeeeeeeeeeem, coś mi świta...
    xD

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Dziś są drugie urodziny tego opowiadania, więc zgodnie z obietnicą – przed wami epilog.   Epilog Dla Petunii Evans-Dursley wiadomość...