środa, 19 listopada 2014

Rozdział 20 - Skutki nieprzemyślanych działań

Weszliśmy z Blackiem do Wielkiej Sali i pokazaliśmy drużynie podniesione kciuki, co powitała ona gromkimi brawami. Nauczyciele przyglądali się nam podejrzliwie, lecz żaden nic nie powiedział. Niespodziewanie Dorcas rzuciła mi się na szyję.

- Dzięki, dzięki, dzięki, dzięki, dzięki – mamrotała.

- Puszczaj, wariatko – rzuciłam ze śmiechem.

- Musisz pomóc wybrać mi strój – powiedziała nagle i pociągnęła mnie w stronę wyjścia. Wzruszyłam bezradnie ramionami w odpowiedzi na pytające spojrzenie Alicji. Na wariactwo Dor nie mogłam nic poradzić.

W naszym dormitorium, jak zawsze panował jeden, wielki syf. Potykając się o ubrania i inne, niezidentyfikowane przeze mnie przedmioty, dostałyśmy się do szafy z ubraniami Dorcas. Zagwizdałam z podziwem, widząc jak dużą ich kolekcję zebrała.

- Nie masz na co wydawać pieniędzy, prawda? - zapytałam.

- Moi rodzice mają ich aż nazbyt dużo – odparła, wzruszając ramionami.

- Więc jesteś rozpuszczoną jedynaczką, tak?

- Dokładnie. - Dziewczyna wyszczerzyła się do mnie łobuzersko.

- Wiesz, dużo bym dała, żeby być jedynaczką. - Westchnęłam ciężko. - Petunia mnie nie znosi.

- Chyba nie będziesz się teraz przejmować tą zołzą? Zazdrości ci i tyle.

- Mimo wszystko jesteśmy siostrami i czasem tęsknie za naszym utraconym kontaktem.

- Daj spokój, Lilka, twoja siostra nie jest warta zawracania sobie nią głowy. To ona traci na tym wszystkim, bo nie docenia, jak cudowną, młodszą siostrzyczkę ma.

- Tak myślisz? - zapytałam z lekkim zwątpieniem.

- Lilka, ja to wiem.




Koniec końców, Dorcas wróciła z wioski, z Syriuszem pod wieczór i całą grupką (wciąż bez Jamesa, o którym niestety zapomnieliśmy) dobrze się bawiliśmy, wydurniając się w Pokoju Wspólny i zarabiając dziwne spojrzenia reszty. Remus wyglądał lepiej, nawet dużo lepiej. Wciąż widziałam smutek w jego oczach, lecz i on dobrze się bawił, nie okazując swojego przygnębienia. Śmialiśmy się tak mocno i tak długo, że mój brzuch zaczął boleśnie protestować. Moją uwagę wciąż przykuwały złączone dłonie Blacka i Meadowes. Jakim cudem ta dwójka się zeszła? Nie miałam zielonego pojęcia, ale cieszyłam się ich szczęściem. Martwiła mnie tylko jedna rzecz, ani Syriusz, ani Dorcas nigdy nie potrafili wytrzymać w stałym związku.

Zbieraliśmy się już do dormitorium, gdyż było kilka minut po trzeciej w nocy, a następnego dnia trzeba było jakoś wstać, kiedy Remus to zrobił. Złapał Anabell za rękę, przyciągnął do siebie i pocałował. Nie było w tym jakiś wielkich emocji i nawet ja to dostrzegłam, lecz Anabell zdawała się tym nie przejmować. Zarzuciła ręce na szyję chłopaka i oddała pocałunek całą sobą. Dlaczego miałam wrażenie, że kiedy się od siebie oderwali, Remus spojrzał na Syriusza z jakimś niewysłowionym bólem w oczach? Ale właściwie był to moment i możliwe, że wmówiłam to sobie.




Naszą pierwszą lekcją w poniedziałek była transmutacja. Byłam padnięta, lecz to nie przeszkadzało mi w martwieniu się o Remusa. Mieliśmy niecałe dziesięć minut do transmutacji, lecz postanowiłam, że to musi mi wystarczyć. Pociągnęłam z rękę chłopaka, który stał pod salą i zaciągnęłam go w jeden z rzadziej uczęszczanych korytarzy.

- Lily? O co chodzi? - zapytał skonfundowany.

- Już ty dobrze wiesz, o co! - warknęłam, dźgając go palcem w pierś. - Co to miało być wczoraj z Anabell?

Chłopak westchnął, przeczesując dłonią włosy.

- To nie taki proste, Lily – powiedział po chwili.

- No ja myślę, że nie proste, ale oczekuję, że mi to wyjaśnisz – rzekłam, zakładając ręce na piersi.

- Możemy... Możemy pogadać później, Lily? Obiecuję, że nie będę się wymigiwał. Po prostu teraz mamy lekcje i nie chcę się spóźnić, a ta sprawa... nie umiem jej łatwo wytłumaczyć.

- Widzimy się po lekcjach, Remus i...

- EVANS! - przerwał mi czyjś krzyk.

Czyjś... Przełknęłam ciężko ślinę i spróbowałam dać przysłowiowego drapaka, lecz powstrzymały mnie czyjeś silne ramiona.

- James – powiedziałam słabo. - Wiesz, zaraz mamy lekcje i nie chciałabym się spóźnić, więc...

- Nie miałaś prawa ingerować w sprawy drużyny! - syknął wściekle. - Co ci strzeliło do tego rudego łba?!

- Ja...

- Tak, Evans, właśnie ty! - krzyknął. - Przekaż Blackowi, Meadowes i Carter, że już nie grają w drużynie i najlepiej nie zbliżaj się do mnie dzisiaj!

- Ale James...

- Odczep się, Lily, bo naprawdę mogę powiedzieć o kilka słów za dużo! Wiesz jak się czułem w tych lochach?! JAK KOMPLETNY KRETYN!

- Rogacz...

- NIE WTRĄCAJ SIĘ, REMUS! POSZEDŁEM TAM Z NIĄ, BO CHCIAŁEM POMÓC, A ONA JAK ZWYKLE ZABAWIŁA SIĘ MOIM KOSZTEM!

- Wcale się nie...

- SPĘDZIŁEM W TYCH LOCHAHC CAŁĄ, CHOLERNĄ NOC! JEŚLI MYŚLISZ, ŻE DOBRZE SIĘ TAM BAWIŁEM, TO JESTEŚ W DUŻYM BŁĘDZIE, EVANS!




Przez resztę dnia James ignorował dosłownie wszystkich i chodził wściekły na cały świat. Wzięłam sobie do serca jego radę i postanowiłam nie zbliżać się do niego. Dorcas i Anabell były nie tylko wściekłe na Pottera, ale i przygnębione, że ja i on się pokłóciliśmy.

Po lekcjach, zgodnie z umową, spotkaliśmy się z Remusem na błoniach.

- Więc? Co skłoniło cię do zmiany decyzji? Bo w nagłe olśnienie, że Anabell to ta jedyna nie uwierzę.

- Skoro nie mogę mieć... skoro nie mogę mieć osoby, którą naprawdę kocham, to dlaczego nie miałabym choć spróbować uszczęśliwić kogoś innego?Anabell mnie kocha i nie mogę patrzeć dłużej, jak chodzi przeze mnie smutna.

- Remus, to co robisz jest nie fair względem was obojga. Nie kochasz Anabell, prawda?

- Co mam ci powiedzieć, Lily? An jest dla mnie wyłącznie przyjaciółką, ale skoro ona czuje coś więcej, to może i mnie się kiedyś odmieni... albo będąc ze mną dostrzeże, że nie jestem dla niej odpowiedni.

- Remus, krzywdzisz samego siebie, a w końcu skrzywdzisz też Anabell. Owszem, An cię kocha, ale musi nauczyć się szanować uczucia innych.

Remus westchnął ze zmęczeniem.

- To wydaje się takie proste, prawda?

- Miłość nigdy nie jest łatwa, Rem, ale to w tym tkwi jej urok.

- Nie widzę nic dobrego w nieodwzajemnionej miłości.

- Wszystko ma swoje przeznaczenie.

- Wiesz, Lily, Jamesowi naprawdę się poszczęściło. - Chłopak uśmiechnął się, odgarniając mi za ucho zbłąkany kosmyk włosów. - Znalazł sobie najmądrzejszą dziewczynę na tym świecie. Nie wiem co bym bez ciebie zrobił.

Odwzajemniłam uśmiech, przyciągając chłopaka do długiego uścisku.

- Zginąłbyś Remi, zginąłbyś – rzekłam ze śmiechem.




W końcu nadszedł dzień meczu cała szkoła po śniadaniu udała się na boisko. Przez ostatni tydzień James rozmawiał jedynie z Peterem (na Remusa również się obraził, kiedy ten stanął w mojej obronie). Syriusz twierdził, że jeśli Potter wygra mecz to przejdzie mu też złość na nas, więc trzymałam kciuki.

W ostatnim czasie pogoda niesamowicie się popsuła. Słońce, które świeciło jeszcze niedawno zniknęło, jak zaczarowane. Deszczowe chmury zaścieliły niebo i sprawiły, że widoczność była... Eee... znikoma, jeśli w ogóle. Zajęłam miejsce na trybunach obok Syriusza i Dorcas.

- Zaczęło się! Na boisko wkracza, dumna jak zawsze, drużyna Gryfonów. Kapitan w ostatniej chwili zmienił skład drużyny z nieznanych nam przyczyn. Pierwszy wychodzi Szukający, a zarazem kapitan - James Potter. Następnie Ścigająca, która zastąpiła Dorcas Meadowes, Emmeline Vance, Alicja Carter w zastępie za Anabell Crage, i Jane Olsen. Obrońca Erick Collson - pozostaje nam pytanie, czy okaże się tak dobry, jak Syriusz Black, którego możemy zobaczyć na trybunach? I na sam koniec wchodzą Pałkarze - Martin i Grey Cookowie.




Impreza w Pokoju Wspólnym zdawała się nie mieć końca. Wszyscy świetnie się bawili, ciesząc się z wygranego meczu. Szczególnie cieszyli się Anabell, Dorcas i Syriusz, którzy wrócili do drużyny i pogodzili się z Potterem. Ja sama siedziałam przy kominku z książką, na którą nawet nie spojrzałam i czekałam na odpowiedni moment. Nie czekałam długo. Kilka minut później przysiadł się do mnie James.

- Co czytasz? - zagadnął przyjaźnie.

- Romeo i Julia - odparłam.

- Nie znam.

- Nie spodziewałam się, że będziesz znał, to mugolska książka.

- Moja mama uwielbia mugolską literaturę.

- Więc masz bardzo mądrą mamę.

- Słuchaj, Lily, przepraszam. Zareagowałem zbyt gwałtownie...

- Daj spokój, miałam w tym swoją winę.

- Czyli między nami wszystko gra? - upewnił się.

- Gra, gra - odrzekłam, całując go w policzek.

- W takim razie nie możesz odmówić mi tańca.




Następnego dnia - w niedzielę - wstałam dość wcześnie z powodu koszmarów sennych. Mimo że od śmierci Anastazji minęło sporo czasu, wciąż dręczyło mnie wspomnienie zielonego światła. W Pokoju Wspólnym zastałam Jamesa i nawet dobrze się składało, bo musiałam z nim porozmawiać.

- Hej, Lily, co tak wcześnie? - zapytał na mój widok.

- Mogłabym zapytać cię o to samo - odparłam.

- Po prostu już się wyspałem.

- No widzisz, ja też.

- Coś kręcisz, ale niech ci będzie. - Westchnął.

- James, możemy pogadać?

- Właśnie to robimy, Lil.

- Mówię poważnie.

- Ja też.

- Dzięki, James - powiedziałam ironicznie, odwracając się w stronę dormitorium.

Chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął na swoje kolana.

- Dobra, przepraszam, mów.

I mówiłam. Mówiłam o głosach i cieniach. Mówiłam o nieustannym zimnie i zmęczeniu. Mówiłam o wizycie w bibliotece i o tym, czego się dowiedziałam. A James słuchał. Słucha tak uważnie, jak nigdy wcześniej.

- Od początku wiedziałem, że jesteś wyjątkowa, Lily Evans. Od początku wiedziałem, że warto walczyć o dziewczynę taką, jak ty - powiedział, całując mnie delikatnie. - Skoro ty wyjaśniłaś mi wszystko, to chyba i ja jestem ci winien nieco szczerości...

Dziesięć minut później...

- Więc - powiedziałam powoli - zmieniasz się w łosia, dobrze rozumiem?

- W jelenia, Lily, w jelenia. Jest ogromna różnica między tym zwierzętami.

- Oczywiście - powiedziałam, w ogóle go nie słuchając. - To by wyjaśniało wasze pseudonimy, ale... ale jak, do cholery, udało wam się stać Animagami w wieku siedemnastu lat?! I to pod nosem samego Dumbledore'a!

- Właściwie to w wieku piętnastu lat, moja droga, zrobiliśmy to na piątym roku.

- Dlatego macie takie świetne oceny z transmutacji!

- Masz pojęcie ile formułek musieliśmy wykuć na pamięć?

- Nie, ale mam blade pojęcie, ile zasad złamaliście, wariacie.

- I tak mnie kochasz.

- Być może.

- Powiedz to!

- Daj spokój, James.

- Powiedz!

- James...

- Powiedz!

- No dobrze, kocham cię, zadowolony?

- Bardzo.

2 komentarze:

  1. ŁOOO ale się Rogacz wkurzył... ale żeby wywalać Syriusza i Aanabel z drużyny, to lekka przesadza. Chociaż Anabell pewnie nie narzeka, bo dzięki temu całowała się z Remuskiem. Kurcze oby on się nie wycofał...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie Remus zmądrzał, oby tylko nic głupiego mu do łba nie strzeliło. James jakiś drażliwy się zrobił no ale u chłopaków jak chodzi o sport to już tak jest

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Dziś są drugie urodziny tego opowiadania, więc zgodnie z obietnicą – przed wami epilog.   Epilog Dla Petunii Evans-Dursley wiadomość...