wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział 51 - Shouldn't Be A Good in Goodbye*

Chyba nawet nie chcę wiedzieć co zrobicie mi za ten rozdział... Mam tylko nadzieję, że będziecie łagodni... To i tak musiało się kiedyś stać... W każdym razie, rozdział dedykuję Niewinnej0607 - wiem, że ten rozdział nie jest tym, który ci opisywałam, ale mam nadzieję, że ci się spodoba :) W każdym razie, dzięki, że wytrzymujesz ze mną przez cały ten czas, i że nie zabiłaś mnie jeszcze, za to, że nie pozwoliłam ci iść ostatnio spać i musiałaś czytać głupoty, które do ciebie wypisywałam :) Dzięki...

***

- Dlaczego to zrobiłaś, głupia?

- Dobrze wiesz dlaczego; nie jestem tym typem kobiety, która będzie siedzieć w domu, podczas gdy jej ukochany będzie ryzykował życie

- Kocham cię, Lily, chcę żebyś była bezpieczna...

- Też cię kocham, Jim, ale nie chcę bezpieczeństwa kosztem bycia bezużyteczną.

- Lily...

- To koniec tematu, James, nie zmienisz mojego zdania...

- Po kim Ty jesteś taka uparta, hmm? - zamruczał mi uwodzicielsko do ucha, obejmując ramionami.

- James, zabieraj łapy z mojego tyłka! - syknęłam.

- Dlaczego miałbym to zrobić, skoro tak go uwielbiam. - zapytał zaczepnie, nie zabierając dłoni.

Oblałam się szkarłatnym rumieńcem i spaliłam się już totalnie, kiedy usłyszałam chichot za nami. James natychmiast mnie puścił, odwracając się w stronę Syriusza, który obserwował nas z bezczelnym uśmiechem. Zakłopotana, odgarnęłam kosmyk głosów za ucho i wlepiłam wzrok w podłogę.

- Nie chcę wam przeszkadzać, gołąbki – powiedział, nonszalancko opierając się o stojące w pomieszczeniu biurko – ale mamy problem... Hogsmeade jest atakowane przez Śmierciożerców... Gorzej, że mają ze sobą trolle, nie jesteśmy pewni ile, ale te matoły o ograniczonym ilorazie inteligencji, chyba zapomniały, że klątwa Imperius nie działa na magiczne stworzenia, i teraz te śmierdzące łamagi niszczą wszystko i wszystkich.

- I mówisz to tak spokojnie?! - zapytałam zszokowana, natychmiast ruszając w stronę drzwi. Nie doszłam daleko, bo po chwili poczułam ramiona Jamesa, obejmujące mnie w talii.

- Pani zostaje w domu.

- Chyba śnisz, Potter - syknęłam.

Szybka klątwa wycelowana w rękę Jamesa, załatwiła sprawę i nim chłopak zdążył się zorientować, już stałam w drzwiach.

- Mówiłem ci Rogaczu - zaśmiał się Syriusz - nie bierz się za rude, one są z natury wredne i uparte.

- Wiesz co, Łapo? Wyświadcz mi przysługę i siedź cicho!

- Oho, ktoś tu wstał lewą nogą... Albo może raczej powinienem powiedzieć, lewym kopytkiem?

Zachichotałam i zbiegłam na dół po schodach. Słyszałam jeszcze jak coś tłucze się na górze, ale chyba wolałam nie wiedzieć co to takiego. Aportowałam się w sam środek walki. Syriusz miał rację - Śmierciożercy stracili panowanie nad tymi przeklętymi trollami. Tylko szybki refleks uratował mnie przed bliskim spotkaniem, z maczugą jednego z nich. Tak, śmiejcie się, tyle że z mojej perspektywy wcale nie wyglądało to zabawnie.

Walka była naprawdę zacięta. Resztką świadomości zauważyłam, że kilka razy Śmierciożerca i członek Zakonu Feniksa razem bronią przed trollem. To był bardzo dziwny widok - zobaczyć dwóch wrogów stojących ramię w ramię; nie próbujących się zabić. Och, nie miałam wątpliwości, że w innej sytuacji po prostu by się zabili, ale chyba wiecie co mam na myśli, prawda?

Sama nie wiedziałam jak długo walczyliśmy. Było kilka chwil, w których byłam święcie przekonana, że to już koniec, że umrę i kilka momentów, kiedy jeszcze kilka sekund i świętowalibyśmy zwycięstwo. Tego dnia, uratowała mnie osoba, którą najmniej bym o to podejrzewała.

Ktoś na mnie wpadł, przewróciłam się, różdżka wypadła mi z dłoni. Jak na zwolnionym filmie widziałam obrzydliwego trolla, który zbliżał się w moją stronę. Wtedy niespodziewanie ktoś rzucił się przede mnie, błysnęło szmaragdowozielone światło i głośny huk oznajmił mnie, że troll jest martwy. Zbyt przerażona by się ruszyć, poczułam jak ktoś wpycha mi różdżkę w dłoń.

- Uważaj na siebie, głupia dziewczyno - wysyczał mi ktoś do ucha.

Otworzyłam oczy i napotkałam spojrzenie stalowoszarych oczu. Pierwszą osobą, która przyszła mi do głowy, był Syriusz - on miał takie oczy. Ale w tych tęczówkach błyskała wyższość, której próżno było szukać w oczach Łapy. I jeszcze rysy twarzy chłopaka przede mną, były inne. Wiedziałam kto to jest, kilka razy minęłam go na korytarzu w Hogwarcie, kilka razy broniłam, przed szukającymi wrażeń starszymi Gryfonami.

- Regulus? Brat Syriusza?

- Dokonałaś odkrycia... - mruknął, wstając z ziemi, z zamiarem odejścia.

- Dlaczego? Dlaczego mnie uratowałeś? Syriusz mówił, że jesteś Śmierciożercą!

- Powiedz to głośniej, kretynko! - kucnął przy mnie i niemal szeptem kontynuował. - Nawet my, Ślizgoni mamy swój honor, Ty broniłaś mnie, ja broniłem ciebie - jesteśmy kwita. Poza tym... Syriusz nie wybaczyłby mi, gdybym pozwolił ci umrzeć... Rozmawiamy czy nie, ale Syriusz to wciąż mój brat...

Odszedł, zostawiając mnie zszokowaną, leżącą w zimnym śniegu. Nie dane mi długo było odpoczywać. Jeśli naprawdę chciałam przeżyć, musiałam wstać i bronić się.

Następne minuty - a może godziny - wypełnione były błyskami zaklęć, zapachem krwi, krzykami innych ludzi, a momentami płaczem dzieci. Ledwie trzymaliśmy się na nogach, ale zwycięstwo było tak blisko, że żadne z nas nie pomyślało nawet by się poddać. Trolli zostało może pięć, nie więcej. Pojedynki na nowo rozgorzały między ludźmi. Już nie broniliśmy się nawzajem, już nie staliśmy po jednej stronie barykady. Wiedziałam też, że to już nie są pojedynki z lekcji obrony przed czarną magią, kiedy to ceną była dobra ocena. Teraz na szali leżało nasze życie i tylko to, na ile potrafiliśmy współpracować, mogło nas ocalić. Stawałam raz po raz, do pojedynków, ramie w ramię z zupełnie obcą mi osobą - przez chwilę łączyło nas przeznaczenie; mogliśmy umrzeć razem, lub zwyciężyć razem i kiedy dookoła nas błyskały zaklęcia, współgraliśmy idealnie, nie liczyło się, że tak naprawdę wcale się nie znamy, że jesteśmy dwójką zupełnie różnych ludzi. Przez krótki moment, uzupełnialiśmy się doskonale. Ja bronię, on atakuje. Unik, atak, atak, unik. I tak w kółko. I kiedy już byłam pewna, że zwycięstwo jest nasze, zjawił się ON.

W jednej chwili zrozumiałam dlaczego ludzie tak bardzo boją się wypowiadać jego imię, dlaczego budzi tak wielki strach i szacunek zarazem. Moc aż od niego biła. Czarne - niczym najciemniejsza noc - szaty, powiewające za nim, nadawały mu wyglądu kogoś naprawdę wielkiego. I naprawdę był kimś wielkim, mimo że potwór czaił się w jego wnętrzu, ten człowiek był naprawdę kimś wielkim. Twarz potwora, która może niegdyś była piękna, może kiedyś wyglądała jak twarz anioła. Oczy koloru krwi, której tak wiele przelał, które może kiedyś były koloru zupełnie innego.

Wygląd potwora wcale nie umniejszał respektu jaki się do niego czuło. Kilka machnięć różdżką i trzy wybuchy pod rząd zabiły nie tylko połowę naszych, ale i jakąś część Śmierciożerców. Przymrużyłam oczy i zobaczyłam trójkę mężczyzn, którzy stanęli przed Czarnym Panem. Na moment moje serce zamarło, by dosłownie sekundę później przyśpieszyć ze zdwojoną siłą. Wstałam chwiejnie, zacisnęłam zęby i ruszyłam przed siebie. Kilka razy potknęłam się, upadałam, ale i tak podnosiłam się za każdym razem.

- James! - krzyknęłam, choć nie na tyle głośno, by mój głos przebił się, przez huk zderzających się ze sobą zaklęć. W tamtej chwili byłam pewna, że jeśli Voldemort nie zabije Syriusza, Jamesa i Franka, którzy wdali się z nim w pojedynek, to zrobię to ja i Alicja, kiedy wrócimy do domu... Jeśli wrócimy.

Wystarczyło jedno machnięcie różdżki, dziki, nieokiełznany powiem mocy i wszyscy leżeliśmy na ziemi. Piskliwy śmiech wypełnił moje uszy. Moja ręka zacisnęła się na różdżce. Mocno. Jej drewno wbijało się w moją skórę i dawało pewność, że nie jestem bezbronna, że jeśli tego dnia umrę, to zrobię to z honorem, nie umrę bez walki.

- Avada... - resztkami sił odwróciłam się w stronę zimnego głosu. Działał mój instynkt, nie ja.

- Drętwota! - mój krzyk, zmienił się niemal w szept, ale zaklęcie zadziałało tak jak powinno. Gdyby tylko trafiło w tego, w którego celowałam. Leniwym machnięciem różdżki, Czarny Pan zablokował moje zaklęcie. Powoli odwrócił się w moją stronę. Tylko resztki mojej dumy, pozwoliły mi wstać z ziemi i stanąć prosto, z różdżką wyciągniętą przed siebie. Wypełniła mnie dzika duma, kiedy zdałam sobie sprawę, że moja ręka nie drży.

- Lily Evans - wysyczał, niczym wąż. Jego głos przyprawiał o ciarki, sprawiał, że chciało się odejść, uciec, zrezygnować. Ale ja się nie ugięłam. Wiedziałam, że jeśli teraz umrę - to będzie dobra śmierć. Umrzeć wyprostowanym, w walce, z różdżką w ręce, która wcale nie drży. To dobra śmierć.

- Lord Voldemort - mój głos był niemal tak samo zimny, lecz dużo ciszy. Moje gardło zaczęło odmawiać mi posłuszeństwa, paliło żywym ogniem, od krzyku, który wydarło z niego wcześniejsze zaklęcie cruciatus.

- Ty i twój ukochany, James Potter, jeśli się nie mylę - powiedział tonem, który wskazywał, że doskonale zdaje sobie sprawę z własnej wyższości - przysporzyliście mi i moim Śmierciożercą sporo kłopotów. To Ty jesteś tą, która spowodowała śmierć mojej dwójki najwierniejszych... Potrafisz być niezłym wrzodem na tyłku, moja droga... Takie osoby chętnie witam w moich szeregach, wierne, odważne, potężne...

Uśmiech, który zapowiadał mi bolesną śmierć w razie odmowy, wkradł się na jego wąskie wargi. Ja również się uśmiechnęłam, co spowodowało ból w mojej rozciętej wardze.

- Jesteś pewien, o potężny, że chcesz mieć swoich szeregach Szlamę?

Triumf rozgrzał moje ciało, kiedy zaskoczenie mignęło w jego oczach. Czyżby nie wiedział z jakiej rodziny pochodzę?

- Masz ostatnią szansę, durna dziewczyno!

- Będziesz musiał mnie zabić - wysyczałam, będąc pewna, że to ostatnie słowa, jakie padną z moich ust. Ale los miał inne plany.

- Expelliarmus!

Głos Jamesa, jeszcze nigdy nie wydał mi się tak piękny.

- Jest i sławny Potter z Blackiem... Już raz mi uciekliście, nie popełnię tego błędu po raz drugi! Avada Kedavra!

To refleks Szukającego musiał uratować Jamesa. Jeszcze nie widziałam, by ktoś zrobił tak szybki unik, samej śmierci.

Nie jestem pewna, kiedy przybył Dumbledore, ale wtedy moją jedyną myślą było, że to już koniec. Kiedy kolana się pode mną ugięły i kiedy spodziewałam się poczuć na ciele chłód ziemi, delikatne ramiona złapały mnie w pasie.

- To już koniec, kochanie, to koniec.

Mimo bólu w całym ciele, uśmiechnęłam się promiennie. Słońce z wolna zachodziło, a jego zbłąkane promienie oświetliły twarz Jamesa. Przez chwilę czułam się, jak jedna z tych księżniczek, które w końcu odnalazły swojego księcia.

***

Bandaże, eliksiry i łóżko, mogą zdziałać prawdziwe cuda i już następnego dnia, wszystkie nasze rany zniknęły... No, prawie wszystkie, bo rany jakie w naszych sercach zostawia śmierć, potrzebują czasu, by mogły się kiedykolwiek zagoić. Zginęło wielu. Wielu Śmierciożerców, wielu członków Zakonu. Bitwa o Hogsmeade była najbardziej krwawą walką, w jakiej kiedykolwiek brałam udział i mimo że trzy dni później, kiedy odbyła się uroczystość na cześć poległych, nie było już tam żadnych ciał a i krew została zmyta, to wciąż czuło się paskudny odór śmierci.

Czułam się taka płytka, wyprana z wszelkich uczuć. Nie miałam już łez by płakać nad śmiercią innych. Zbyt wiele łez wylałam nad zimnym, nieruchomym ciałem Dorcas. Pogrzeb miał się odbyć tego samego dnia co ceremonia, dlatego nasze grono opuściło ją wcześniej.

Czarna, plisowana spódnica do kolan, malutkie obcasy, czarna koszula, delikatny makijaż, który i tak rozmarzą łzy.

Trumna opadała powoli. Czarna, ozdobiona Liliami. Jej ulubione kwiaty. Przygryzam wargę, zduszając tym szloch. Ale moich łez nic nie jest w stanie powstrzymać. Ksiądz coś powiedział, skropił trumnę wodą święconą i zaczęto zsypywać ziemię. Szloch Anabell, którą trzymał w ramionach Remus, dochodził do mnie z oddali. Rick też płakał, ale nie szlochał. Patrzył w milczeniu jak ziemia pochłania to, co zostało z jego ukochanej. James mocniej ściska moją rękę. Coraz więcej łez spływa po moich policzkach. Zaczyna padać. Mama zawsze mówiła, że deszcz to łzy aniołów. Zacisnęłam mocniej oczy, chcąc wierzyć, że moja przyjaciółka jest teraz w lepszym miejscu.

Ktoś delikatnie mnie przytula, ale nie jest to James. Wciągam nosem zapachach. Jemu też musiało być ciężko. Dorcas była pierwszą dziewczyną, z którą próbował stworzyć poważny związek. Syriusz się odsuwa i jego miejsce zajmuje Alicja. Jej uścisk jest pełen desperacji, jakby błagała mnie, żebym powiedziała, że wszystko będzie dobrze. Ale nie mogę jej tego powiedzieć. Nie mogę, choć to naprawdę piękne kłamstwo.

Powoli wszyscy się rozchodzą, uciekają przed deszczem i burzą, która z każdą sekundą staje się coraz gwałtowniejsza.

- Lily - delikatny, nie pospieszający głos przebija się przez moje bariery.

- Idź sam - odpowiadam na niezadane pytanie Jamesa - ja chcę tu jeszcze zostać.

Nic nie mówi, składa jedynie delikatny pocałunek na moich mokrych już włosach, ściska mocniej moją rękę, po czym odchodzi. Kilka sekund później jestem już sama na malutkim cmentarzu, na obrzeżach Londynu. Klękam na mokrej ziemi, która powoli zamienia się w błoto i załzawionymi oczami spoglądam na piękny, biały nagrobek zrobiony z marmuru.

Dorcas Meadowes

Urodzona 14 marca 1960 roku

Zmarła 26 stycznia 1978 roku

„Ci, których kochamy nie umierają nigdy, bo miłość, to nieśmiertelność"

- Umarłaś, tak jak chciałaś, co? - pytam zachrypniętym głosem, ocierając mokrym rękawem łzy z oczu. - Umarłaś jak bohaterka... Zabita przez samego Voldemorta... Musisz być z siebie cholernie dumna, tam gdzie teraz jesteś, co nie? Jak mogłaś tam iść, kretynko?! Dlaczego Rick ci na to pozwolił?! Zabiłaś nie tylko siebie! Zabiłaś też jakąś część jego! Zabiłaś wasze dziecko! Miałam być matką chrzestną! Dlaczego to zniszczyłaś, głupia?! A dziewczyny?! Pomyślałaś o nich, kiedy tam szłaś?! Pomyślałaś o nas Meadowes?! Pomyślałaś jak my się będziemy czuć po stracie przyjaciółki?! Dlaczego nie wróciłaś do domu, kiedy czułaś, że nie masz siły dłużej walczyć?! Dlaczego do cholery, zgrywałaś cholerną bohaterkę?!

Szlochając uderzam dłonią w nagrobek, ale to jedynie powoduje ból w ręce. Nikt nie odpowiada na wykrzyczane przeze mnie pytania, tylko wiatr jakby mocniej zawiał.

- Miałyśmy tyle planów - kontynuuję, już bez złości w głosie, a jedynie ze smutkiem i nostalgią - podróże, dzikie imprezy, codziennie nowa przygoda... Później wszystko się pokomplikowało, przyszła wojna i... i nasze plany musiały poczekać... A teraz już nigdy ich nie spełnimy. Och, Dorcas, ze wszystkich osób, ze wszystkich osób, to musiałaś być właśnie Ty! Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Że tak bardzo chciałabym móc cię nienawidzić! Bo zostawiłaś nas wszystkich z wielką raną w miejscu serca... I chciałbym móc cię nienawidzić, ale nie potrafię!

Piorun uderzył gdzieś z ogromnym hukiem, zagłuszając tym głośny szloch, który wydobył się z mojego gardła. Wstałam chwiejnie na nogi, przez chwilę znów czując się jak wtedy, w Hogsmeade. Dobrze wiedziałam, że już nigdy nie będę wstanie spojrzeć na to miejsce beztroskich zabaw i młodzieńczych spotkań, bez łez w oczach. Rozglądam się ledwo przytomnie i kiedy mam pewność, że nikt mnie nie widzi, deportuję się.

Brama, która prowadzi do mojego mieszkania nie jest najpiękniejsza, ale przynajmniej czynsz jest niski. Sprawdzam skrzyknę na listy. Rachunek, rachunek, rachunek... i ozdobna koperta, która wygląda jak... Ale czy to możliwe? No cóż, czas zmienić czarną spódnicę na strój godny damy, Petunia bierze ślub...

* Z angielskiego - Nie powinno być nic dobrego w pożegnaniach - tytuł jednej z piosenek Jasona Walkera, do którego mam ogromną słabość.

13 komentarzy:

  1. Znienawidzona EKP
    Jak mogłaś! ZAMORDUJĘ CIĘ! Nie trafisz tam gdzie Dorcas, ale tam, gdzie diabeł, do piekła! Musiałaś? Wiem, że ja też kiedyś będę musiała zrobić to samo, ale to i tak nie zmiejsza mych morderczych zapędów. Naprawdę musiałaś?
    Ja na miejscu Lily nie poszłabym na wesele Petunii. W czasie żałoby nie powinno się imprezować...
    Mój komentarz byłby o wiele dłuższy, gdyby mojemu 3 letniemu bratu nie zachciało się mnie oblać wodą z szlaufa (tak to się pisze :p)ogrodowego .
    Życzę mnóstwa weny i miłego pobytu w piekle ;)
    Pozdrawiam
    przemoczona Lavender Potter

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę że również słabość do utworów Jansona Walkera jak ja.
    Rozdział jak pewnie wiesz jest cudny.
    Myślałam że James będzie bardziej zły za to że Lily wstąpiła do Zakonu ale nie było tak źle.
    Dor zginęła. Jeśli mam być szczera to nie jest mi tak jakoś strasznie przykro że zginęła. Jakoś nigdy nie lubiłam tej postaci na innych blogach i często mnie wkurzała ale u ciebie było inaczej. Jakoś nigdy mnie nie wkurzała i nawet troszkę ją polubiłam i jest mi odrobine żal że zginęła. Mimo wszystko tak trochę nie mogę rozumieć dlaczego poszła na tą bitwę wiedząc że jest w ciąży. Rozumiem że chciała pomóc,chciała walczyć ale skoro widziła że przybył sam Czarny Pan mogła się deleportować czy coś.
    O Petunia bierze ślub. Aż mnie dziwi że Lily dostała zaproszenie.
    Jest jeszcze jedna osoba która się pojawiła i nie mogła bym o niej nie wspomnieć. Chodzi mi o Regulusa jest to postać którą bardzo lubię i cieszę się że wspaniałaś o nim w tym rozdziale. Podoba mi się że ukazałaś że nadal zależy mu ma baracie i nie jest aż tak bardzo zły.
    Pozdrawiam
    Obliviate

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana Lavender,
    tak mi właśnie coś mówiło, że poślesz mnie do diabła... A mogę wziąć chociaż jakiś olejek do opalania... Szczerze to przyda mi się taka wizyta w piekle, jestem strasznie blada. I oczywiście zabiorę ze sobą jakąś książkę... Ale coś mi mówi, że i bez niej bym się nie nudziła, dogadałabym się z diabłem, gdybym tylko wierzyła w jego istnienie ;)
    Pozdrawiam z piekła,
    EKP

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana Obliviate,
    tak, mam ogromną słabość do utworów Jasona Walkera, to mój ulubiony piosenkarz, a jego piosenki kocham głównie za ich cudowne przesłania - one zawsze mają jakiś głębszy sens, nigdy nie są puste, bez znaczenia.
    Cieszę się, że polubiłaś u mnie Dorcas... Właściwie ja sama bardzo polubiłam tą postać i było mi ciężko ją zabić. Taka właśnie była natura Dorcas, była lekkomyślna i musiała działać, dlatego nie zrezygnowała z walki. Lily dostała zaproszenie, ale to dlatego, że trzymam się kanonu, a pani Rowling w jakimś angielskim wywiadzie mówiła, że Lily była na ślubie Petuni, ale siostra nie chciała jej wziąć na druhnę...
    Ja również lubię postać Regulusa, swego czasu napisałam o nim nawet opowiadanie https://www.fanfiction.net/s/11290135/1/Kwestia-Krwi Regulus wydaje mi się taką tajemniczą, wspaniałą postacią, która mimo wszystko nie była do końca zła :)
    Pozdrawiam,
    EKP

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana EKP (tak wiem, mogę powiedzieć od razu cały alfabet),
    dziękuję Ci za dedykację. Nie zabiję Cię, bo nie mogę. No bo kto by mi wtedy pisał opowiadania, jeździł ze mną nad jezioro, gadał cały czas o Harrym Potterze, uczył wredności, ukradłby kajak i przepłynąłby nim przez całe jezioro na to coś, zapomniałam jak to się nazywało i przede wszystkim kto pojechałby ze mną na terapię do psychiatryka??? Szkoda, że Dorcas zginęła i czuję się temu winna... Domyślam się, że to co mi opowiadałaś wydarzy się w kolejnym rozdziale, prawda? Chyba zaraz sprawdzę tę piosenkę Jasona Walkera z powodu jej pięknego tytułu,a jak sama zauważyłaś mało jest piosenek z pięknym przekazem. Czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam,
    Niewinna0607

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana Niewinna0607,
    to coś nazywało się w moim mniemaniu „antenką” i masz rację, nie możesz mnie zabić, z kim Ty być ukradła kajak :D :D :D
    Dokładnie tak masz się czuć moja droga, bo TO TWOJA WINA!
    Tak, myślę, że to zdarzy się w następnym rozdziale, lub kolejnym, w każdym razie kiedyś na pewno. Sprawdź sobie jego piosenkę, jest cudowna, mówię ci... A ja chyba zaraz obejrzę ten film, o którym tyle mi nagadałaś w aucie, bo jakoś mnie zainteresował ;)
    Ach i miałam jeszcze spytać czy nie widziałaś już żadnych wróbli ani żab dzisiaj? Ja dzięki Bogu nie widziałam żadnych kijanek... Ani żadne pszczoły na mnie nie leciały... Za to w końcu się opaliłam... Jestem cała czerwona, ale dzięki Merlinowi nic mnie nie piecze, no i mam nadzieję, że nie zostanę wiecznym burakiem i ta opalenizna zbrązowieje ładnie... Jak nie to zaszyję się w domu z książką... Czekaj, już to zrobiłam :D
    Myślę, że we wtorek zamiast spotkania z dziewczynami, powinnyśmy się udać do psychiatry :D
    Pozdrawiam,
    twoja pozytywnie szjabnięta EKP, która wciąż liczy, że jeszcze uda nam się ukraść jakiś kajak :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana EKP,

    Rozdział przeczytałam już kilka dni temu, ale z pewnych powodów nie dałam rady skomentować. Bitwa o Hogsmeade była naprawdę emocjonująca. To dość fascynujące, że śmierciożerca potrafi walczyć ramię w ramię z członkiem Zakonu Feniksa.
    Wiadomo, że ten rozejm nie mógł trwać wiecznie i kiedy pozbyli się wspólnego wroga zaczęli walkę między soba.
    Skoro już jestem przy temacie owej walki to... James zachowuje się głupio. Kim on jest, ze zabrania Evans walczyć?! Przecież krzywda może stać się jej również w domu. Tak naprawdę nigdzie nie jest bezpiecznie, a tak to Potter ma przynajmniej Lilkę na oku.
    W ogóle jestem w S Z O K U, że to Regulus uratował Lily. Byłam święcie przekonana, że zrobi to Snape - ale to by było przewidywalne. Także polać młodemu Blackowi,

    Dobra kończę
    Trzymaj się i duuużo weny
    Pozdrawiam
    Em

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochana Em,
    właśnie to chciałam pokazać w postaci Jamesa - nie jest idealny, ma swoje wady, które potrafią sfrustrować niejednego. Właśnie dlatego nie uratował Lily, Snape, choć i ten pomysł początkowo chodził mi po głowie, ale jak napisałaś, byłoby to zbyt przewidywalne, a postać Regulusa naprawdę bardzo mnie ostatnio fascynuję :)
    Pozdrawiam i dziękuję za komentarz,
    EKP, której powoli przechodzi głupawka po spotkaniu z Niewinną :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Droga EKP,
    Po prostu nie moge uwierzyć. Dor nie żyję :'( Czy musiałaś ja ta szybko uśmiercać ?! Przyłączę się do Lavender i razem zgotujemy Ci srogą śmierć :> Dor była w ciąży, no nie jak mogłaś! Przynajmniej mogła wcześniej urodzić, aby pozostawić p sobie jakiś ślad. Nigdy Ci tego nie wybaczę!
    Nie wyobrażam sobie co teraz muszą czuć jej przyjaciele, JAK MOGŁAŚ ?!
    Za pewne ten komentarz będzie bardzo chaotyczny, ale Dorcas to moja ukochana postać damska (za czasów Huncwotów). Może jestem uczuciowa i delikatna, możesz mnie nazwać beksą, ale po prostu łzy same spływały po o moich policzkach, kiedy czytałam o pogrzebie Meadowes. Oczy całe czerwone, nos zatkany, klejące się policzki od łez i drżący ton głosu.. Tak to już ze mną jest,kiedy czytam o czyjejś śmierci. Nie wiem dlaczego, ale zawsze bardzo przeżywam takie momenty w opowiadaniach. Pewnie naczytasz się jeszcze wiele komentarzy tego typu ,ode mnie, przy kolejnych rozdziałach tego typu.Kurde, nie mogę nadal się otrząsnąć. Pewnie pomyślisz, że jestem jakaś nie normalna, że płacze nad śmiercią wymyślonej postaci o której w książce (oryginalnej) nie ma praktycznie w ogóle mowy. Moje łzy mogą być również spowodowane tym, że poczułam się jakbym była na miejscu Lily, a ja nie wyobrażam sobie bycia świadkiem pogrzebu bliskiej mi osoby. Za pewne załamałabym się psychicznie i chciała odebrać sobie życie, ale jak zawsze rozpisałam się o sobie, a nie o rozdziale
    Rozdział koszmarny,smutny, ale wspaniały. Chciałabym Cię zabić, ale nie potrafię, bo co będę czytać, kiedy Ty będziesz smażyć się w piekle :D ? Najpierw musze załatwić Ci u szanownego pana Lucyfera komputer i wifi (no i jakiś notes i dlugopis :P) i dopiero wtedy możesz się mnie spodziewać.. :D
    Serdecznie pozdrawiam EKP, osobę, którą w niedalekiej przyszłości będzie smażyć się w piekle (pisząć opowiadania na bloga) za uśmiercenie Dorcas.
    WIECZNA BEKSA HAPANIHI.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana Hapanihi,
    nie wcale nie uważam, że jesteś nienormalna, płacząc nad śmiercią Dorcas, mi samej chciało się płakać, kiedy pisałam o jej śmierci, więc to ja chyba jestem tu stuknięta. Tak, wiem, mogłam to zrobić później, ale obwiniajcie Niewinną0607, to na jej życzenie zabiłam Dor...
    Niestety, albo stety, już od dawna wiem, że jestem skazana na piekło, ale póki żyję, jakoś specjalnie się tym nie przejmuję :) Jak to mówią, Carpe Diem :)
    Może to wredne z mojej strony, ale cieszę się, że udało mi się, Ciebie wzruszyć :)
    Pozdrawiam,
    EKP

    OdpowiedzUsuń
  11. Droga EKP
    na wstępie pragnę ci powiedzieć, że na twojego blog natrafiłam przypadkiem ale już podczas czytania pierwszego rozdziału wiedziałam, że zagoszcze u ciebie na dużej. Czytam niecałe 3 dni a już jestem na 51 rozdziale- obawiam się, że jak tak dalej pójdzie zanudze się na śmierć nie mogąc na bierząco czytać twoich opowiadań.

    Teraz apropos rozdziału...JAK MOGŁAŚ?! Właśnie zaczynałam lubić postać Dorcas, a ty ją uśmierciłaś zmuszając mnie tym samym do płaczu(czego serdecznie ci gratuluje ponieważ mimo,iż z natury jestem osobą wrażliwą BARDZO rzadko wzruszam się nad książką bądź filmem) ;)

    Mam również szczerą nadzieję, że Lilka i Rogacz zeszli się już na dobre. Jestem cholernie ciekawa w czym namiesza Marlena(o ile dobrze zapamiętałam imię) i czy Evabs uda się na śluv siostry.

    Pozdrawiam serdecznie
    ~Renmenn

    OdpowiedzUsuń
  12. Przepraszam za liczne błedy ale piszę w pośpiechu :(

    OdpowiedzUsuń
  13. PIĘKNE I SMUTNE!!! Jak czytałam o śmierci Dorcas, to słuchałam takiej smutnej melodii, idealne połączenia! Cud że się nie popłakałam! Uwielbiam te opowiadania

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Dziś są drugie urodziny tego opowiadania, więc zgodnie z obietnicą – przed wami epilog.   Epilog Dla Petunii Evans-Dursley wiadomość...