wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 48 — „Pozwól mi zapomnieć”

Dla Moniki :) Bo jest inspiracją w tworzeniu postaci Dorcas.


* * *


Marlena okazała się być bardzo miłą dziewczyną. Nieco przeraziłam ją swoim atakiem histerii, jednak w końcu udało jej się, nieco mnie uspokoić. Spędziłam z nią miłe dwie godziny, przy mocnej kawie, w skupieniu słuchając o tym, jak dołączyła do Zakonu Feniksa i jak nie spodobało się to jej rodzicom. Później przyszła kolej na moją opowieść. Dziewczyna była bardzo wdzięcznym słuchaczem i prawdę mówią, wcale nie czułam się, jakbym rozmawiała z nią pierwszy raz w życiu.

- Uważam, że powinnaś porozmawiać ze swoją przyjaciółką. Ma na imię Dorcas, prawda? - zapytała delikatnie.

Skinęłam niechętnie głową. Nie uśmiechało mi się rozmawiać z Doris. Szczerze to bałam się, że zarobie od niej porządnego siniaka na twarzy. Właściwie to zasłużyłam sobie na to... Zachowałam się, jak ostatnia suka.

W końcu obie, i ja i Marlena, stwierdziłyśmy, że czas na nas. Ona wróciła do domu, do rodziców a ja do Hogwartu.

Przemierzałam korytarze, cała spięta. Wiedziałam, że Marlena ma rację, muszę porozmawiać z Dorcas. Weszłam do Pokoju Wspólnego i wzrokiem namierzyłam moją przyjaciółkę. Siedziała sama, obok okna i przyglądała się szalejącej za nim burzy. Westchnęłam i podeszłam do niej powoli.

- Dor, chyba musimy porozmawiać – powiedziałam cicho, nienawidząc samej siebie.

- Ja... Ja już wszystko wiem, Lily – odpowiedziała mi równie cicho – Nie winię Cię... Każdy z nas ma prawo do błędu... Ale Lily, powiedz, że między Tobą a Syriuszem nic nie będzie. Merlinie, tego bym nie zniosła.

Ukucnęłam przy niej i delikatnie chwyciłam ją za rękę.

- Obiecuję Ci, Dor... Syriusz i ja... Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nie wiem co mi strzeliło do głowy, żeby go pocałować... Przepraszam. Bardzo jesteś zła?

- Nie jestem zła... Nie na Ciebie, w każdym razie... Jestem zła na siebie... Bo nie mogę być osobą, której pragnąłby Syriusz...

Pod koniec wypowiedzi, z oczu mojej przyjaciółki popłynęły łzy. Nie myśląc wiele, przygarnęłam ją do siebie i przytuliłam mocno.

- Wygląda na to, że obie jesteśmy teraz singlami – westchnęłam cicho w jej włosy.

- Jak to? Przecież James się obudził.

- Owszem, obudził się... Ale nie chce mnie znać. Powiedziałam mu o pocałunku.

- Przykro mi.

- Sama jestem sobie winna. To była moja decyzja i teraz muszę ponieść jej konsekwencję.

- Nie mów tak, Lily. Byłaś pijana, nie chciałaś tego zrobić.

- Ale zrobiłam, Dor, i tylko to ma znaczenie.

- On Cię kocha... Wybaczy Ci – powiedziała Meadowes pewnym głosem.

- Nie wybaczy – te słowa ledwo przechodzą mi przez gardło. - Za bardzo go zraniłam... Sama sobie nie umiem tego wybaczyć. Gdybym była na jego miejscu, nie odezwałabym się do siebie do końca życia.

- Przesadzasz, to był tylko pocałunek.

- Dor, powinno być na odwrót. To ja powinnam Cię zapewniać, że to był jedynie pocałunek a Ty, powinnaś mówić, że mi tego nie wybaczysz.

- Chyba masz rację – zachichotała nerwowo moja przyjaciółka.

- Mówię poważnie, nie pocieszaj mnie. Przez to czuję się jeszcze gorzej.

Nagle Dorcas otaksowała mnie, pełnym dezaprobaty spojrzeniem.

- Przecież Ty jesteś cała morka. Idziemy do dormitorium. Musisz zdjąć z siebie te mokre ciuchy, za nim się przeziębisz.

- Tak jest, mamo...

Za to ostatnie zarobiłam lekkie uderzenie w tył głowy.

Leżąc w wannie, myślałam, jak wielkie mam szczęście, że Dorcas mi wybaczyła. A jednak, gdy tylko myślałam o Jamesie, miałam ochotę wsadzić głowę pod wodę i czekać tam, aż w świat walnie jakaś wielka asteroida.

***

Następne dni nie były zbyt miłe. Dziewczyny wciąż mnie pocieszały i owszem to bardzo miłe z ich strony, tyle tylko, że po jakimś czasie robiło się to okropnie męczące.

Jeśli wcześniej miałam jakiekolwiek nadzieje, że James mi wybaczy, to jego powrót do szkoły odebrał mi je całkowicie. Ignorował mnie! Udawał, że nie istnieję! Traktował mnie jak powietrze. Kiedy chciałam z nim porozmawiać, odwracał się, udając, że nie słyszy.

OWTM'my były potwornie ciężkie i bałam się, że ich nie zaliczę.

Później ogłoszona bal absolwentów, na który nie miałam zamiaru iść. Dorcas została zaproszona, przez Puchona z naszego rocznika, Ricka. Alicja szła sama, a Anabell szła z Remusem, jako przyjaciele.

W dzień balu, w Pokoju Wspólnym było bardzo pusto. Siedziałam, trzymając w ręce jakąś książkę, kiedy nagle ktoś usiadł obok mnie.

Moje serce zamarło. James.

Nic nie mówiłam. Pozwoliłam by cisza, wypełniła miejsce między nami.

W końcu, to on pierwszy się odezwał.

- Chciałbym Ci wybaczyć, Lily – powiedział cicho, a mi w oczach zebrały się łzy – Chciałbym, ale potrafię. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo mnie zraniłaś. Ty i Syriusz. Myślę, że to już koniec. Było naprawdę fajnie... ale ja nie potrafię Ci wybaczyć... Sam Twój widok, sprawia mi ból.

- Chcesz nas tak po prostu przekreślić? - pytam zrozpaczona – James, przepraszam. Ten pocałunek to była chwila słabości... Byłeś... Merlinie, nie miałam pojęcia czy się obudzisz, tak bardzo cierpiałam. Byłam pijana, to wszystko się we mnie nagromadziło... James, przepraszam.

- Lily, długo nad tym myślałem, i myślę, że najlepiej będzie, jeśli o sobie zapomnimy. Uwierz mi, ta decyzja nie przychodzi mi łatwo. Wciąż Cię kocham, ale... Ale nie mogę być w kimś, kto tak bardzo mnie zawiódł. Może przesadzam, może faktycznie robię z igły widły, ale uważam, że tak będzie lepiej.

- James...

- Nie pisz do mnie Lily... Myślę, że to nasze ostatnie spotkanie. Jutro wyjeżdżamy, wkraczamy w dorosłe życie... Proszę, daj mi o sobie zapomnieć.

- Kocham Cię, James! - wstaję z kanapy, na której siedzimy. On również to robi. Przez chwilę mam wrażenie, że to niezdecydowanie błyska w jego oczach, ale wtedy on uśmiecha się smutno. Zbliża się powoli i całuje mnie we włosy.

- Żegnaj, Lily Evans.

- James, nie rób mi tego! Błagam!

Ale jest już za późno. James Potter, jest już w połowie drogi do dormitorium. Łzy swobodnie płyną po moich policzkach, ale nie zwracam na nie uwagi. Biegnę do swojego dormitorium i padam na łóżko, zwijając się kłębek. Chce umrzeć. Tak bardzo chcę umrzeć.

Szlocham rozpaczliwie. To tak bardzo boli.

James mnie zostawił.

Już mnie nie kocha.

Nie chce mnie znać.

Nigdy więcej go nie zobaczę.

Nagle, w głowie błyska mi myśl, że ostatnio tak wiele płaczę, że cudem jest iż nie zabrakło mi jeszcze łez.

Dorcas wraca pierwsza z balu, narzekając, że Rick podczas tańca podeptał jej nogi. Milknie, kiedy dostrzega stan w jakim się znajduję. Podchodzi i o nic nie pytając, po prostu mnie przytula.

- Nie płacz, skarbie. Będzie dobrze... - mruczy cicho, kojącym głosem.

- Zostawił mnie... - mamroczę co chwilę, przez łzy. Dor, wciąż jest spokojna. Nie pogania mnie ani nie zbywa. Pozwala mi się wypłakać.

W końcu dołącza do nas Alicja a około godzinę później, Anabell. Wciąż jestem cała zapłakana i dziewczyny wspólnie próbują mnie pocieszyć. Nie wychodzi im to i kończy się tak, że wszystkie nie przespałyśmy ani chwili. Dorcas pakuje resztę moich rzeczy i kiedy przychodzi czas, razem wsiadamy do powozów ciągniętych przez Testrale. Dziwne jest uczucie, że robimy to po raz ostatni. Już nigdy więcej nie zobaczę Hogwartu... ani Jamesa. Może kiedyś się jeszcze spotkamy, może natkniemy się na siebie na Pokątnej... Może spotkam go kiedyś na peronie 9 i 3/4, kiedy będzie odprowadzał na pociąg swoje dziecko.

Ta myśl wywołuję u mnie prawdziwy atak histerii, i przerażone dziewczyny nie mają pojęcia co robić. W pociągu sytuacja jedynie się pogarsza. W końcu nasz przedział odwiedza Remus, który jakimś cudem ma w kufrze eliksir uspokajający. Idzie po niego i kiedy wraca podaje mi go. To nieco mnie uspokaja. Właściwie lepszym określeniem, byłoby: otumania. Czułam się, jakby nagle odcięto mnie od wszystkich moich uczuć. Chciałam płakać, ale nagle nie mogłam przypomnieć sobie dlaczego.

Przespałam spokojnie resztę drogi do Londynu. Dopiero po dotarciu na miejsce, zdaję sobie sprawę, że nie mam co ze sobą zrobić. Po śmierci rodziców, razem z Petunią sprzedałyśmy dom. Dorcas dostrzega moje zagubienie.

- Zatrzymasz się u mnie na jakiś czas – mówi cicho – Dla mnie to żaden problem a i moi rodzice Cię lubią.

Szczerze, ostatni raz rodziców Dorcas widziałam dobre cztery lata temu, jednak mojej przyjaciółce nie robi to żadnej różnicy.

Łapię mnie za rękę i teleportujemy się prosto pod jej dom. Nigdy nie byłam u Dorcas, więc dech zapiera mi w piersi, kiedy widzę olbrzymi dom. Przed nim stoi równie imponująca, marmurowa fontanna.

- Mieszkasz w pałacu – mówię oniemiała.

Moja przyjaciółka chichocze cicho.

- Daj spokój.

Idę za nią przez ogromny korytarz. Luksus aż bije od tego domu. Doris prowadzi mnie do jadalni.

- Zaczekaj tutaj, porozmawiam z rodzicami.

- Może ja nie powinnam...

- Przestań głupia, musimy wybrać Ci pokój. Mama i tata nie będą mieli nic przeciwko, żebyś zatrzymała się u nas. Ten dom jest ogromny. A oni i tak nigdy nie mają dla mnie czasu. Będą się cieszyć, że nie czuję się samotna.

- Jesteś pewna? Nie chcę sprawiać kłopotu... Dorcas, dlaczego wyczarowałaś patelnie... cholera! Au!

- Patelnie jeden, Evans zero – Dorcas zaśmiała się wdzięcznie i nim zdążyłam zareagować, wybiegła z pomieszczenia.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było urządzone na bogato, jak chyba wszystko w tym domu, a przynajmniej tak mi się wydaje. Wiedziałam oczywiście, że Dorcas jest bogata, ale nie wiedziałam, że aż tak.

Po kilku minutach Dorcas wraca z powrotem, z promiennym uśmiechem na ustach.

- Mówiłam, że mają nic przeciwko... Nie wiem jak Ty, ale ja jestem padnięta. Nie spałyśmy całą noc... Chodź, pokażę Ci twój pokój.

Dostałam pokój, naprzeciw pokoju mojej przyjaciółki. Był on na drugim piętrze i można było wyjść z niego na balkon. Odłożyłam swoje rzeczy na bok i pierwszym co zrobiłam, było właśnie wyjście na ów balkon.

- Cudowny widok – powiedziałam do Dorcas, która stała w drzwiach. Ta uśmiechnęła się jedynie i zostawiła mnie samą.

Stałam jak głupia na balkonie, przez dobre pół godziny. Widok był naprawdę niesamowity. Wielki las ciągnął się w oddali, wytwarzając wokół siebie, aurę tajemniczości. Nim jednak zaczynał się las, rozciągało się piękne, niebieskie jezioro. Patrzyłam na to wszystko urzeczona. Tworzyło to naprawdę magiczny widok. Niebo powoli zaczynało robić się różowo-pomarańczowe. Podróż z Hogwartu do Londynu zabrała nam naprawdę wiele czasu.

Wciąż nie mogę uwierzyć, że już nigdy nie zobaczę tego wielkiego zamczyska... Już nigdy nie poczuję dominującej w nim, w tak cudowny sposób, magii.

Czułam, że nie zasnę, nie było sensu żebym kładła się spać. Siedziałam więc na balkonie, dopóki niebo nie zrobiło się granatowe. Dopiero wówczas poczułam skutki nie przespanej nocy. Do pokoju dobudowana była łazienka. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w piżamę.

Było ciepło, więc kołdra nie była mi potrzebna.

W duchu dziwiłam się, jak to możliwe, że jeszcze wczoraj było tak koszmarnie zimno, a dziś jest wręcz upalnie. Z tą myślą zasnęłam.

***

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Wstałam ledwie przytomna i otworzyłam je.

- Dorcas? O co chodzi?

- Jak to, o co? Jest dziewiąta, pora na śniadanie – zaświergotała radośnie a ja miałam ochotę zdzielić ją poduszką. Moja głowa była cała obolała, a jej radosny i głośny, ton, bynajmniej nie poprawiał mojego samopoczucia.

- Spałaś w ogóle? Wyglądasz koszmarnie...

- Dzięki Dorcas...

- Wybacz, to nie miało tak zabrzmieć... Doprowadź się do porządku, przyjdę za dwadzieścia minut i zejdziemy na śniadanie.

Dwadzieścia minut później, siedziałam już w olbrzymiej jadalni. Dorcas siedziała obok mnie i paplała wesoło. Chyba chciała poprawić mi humor, ale niezbyt jej się to udawało. Wtedy do jadalni weszli państwo Meadowes. Wstałam i uścisnęłam obojgu dłoń.

- Aleś wyrosła Lily. Kiedy ostatnio Cię widzieliśmy miałaś trzynaście lat, byłaś jeszcze taka młodziutka. A teraz proszę, jesteście już z Dorcas młodymi kobietami.

- Pani się za to, w ogóle nie zmieniła, pani Meadowes – uśmiechnęłam się do kobiety.

- Dziękuję skarbie. Jedzmy już, ja i Harold śpieszymy się do pracy. Jeśli chcecie możecie zaprosić znajomych, nas nie będzie aż do wieczora.

- A to mi nowość – mruknęła gorzko Dorcas, grzebiąc niemrawo widelcem w swojej jajecznicy.

- Zachowuj się Dorcas – upomniała ją matka – Dobrze wiesz, że praca jest w życiu ważna.

- Ale wy zachowuje się, jakby była ważniejsza ode mnie. Poza tym, mamy tyle pieniędzy, że spokojnie moglibyście rzucić prace.

- Dorcas, rozmawialiśmy o tym tyle razy, ja i twój tata lubimy swoje prace.

- I przez nie, nie macie nigdy dla mnie czasu!

- Dosyć tego, młoda damo – pani Meadowes wstała gwałtownie od stołu – Porozmawiamy, kiedy się uspokoisz...

- Nie porozmawiamy! Przecież nie starczy Ci czasu! Idź już sobie do tej swojej kochanej pracy! I wiesz co?! Najlepiej już nie wracaj!

Moja przyjaciółka również wstała od stołu i wyszła trzaskając drzwiami. Pani Meadowes przez chwilę patrzyła na drzwi wściekła, po czym wyszła drugim wyjściem.

- Przykro mi, że musiałaś to oglądać, Lily – odezwał się pan Meadowes – Ostatnio Dorcas i Rachel, wciąż się kłócą, kiedy Dor wraca do domu. Córka zarzuca nam, że nigdy nie mamy dla niej czasu i przedkładamy pracę nad nią, ale to nie prawda. Chcemy zapewnić jej dobrą przyszłość, żeby mogła utrzymać ten dom, kiedy nas zabraknie i żeby nie musiała się nigdy martwić.

- Rozumiem... Ja... Ja chyba pójdę poszukać Dorcas...

- Oczywiście, idź Lily, porozmawiaj z nią, może Ciebie posłucha.

- Do widzenia, panie Meadowes.

Weszłam na drugie piętro, gdzie znajdowały się nasze pokoje. Z pokoju Dorcas, usłyszałam cichy szloch. Zapukałam delikatnie, po czym uchyliłam drzwi. Moja przyjaciółka siedziała na łóżku, z nogami podciągniętymi pod brodę i płakała cicho.

- Dorcas... Czemu płaczesz? - nagle ogarnęła mnie ochota, by przekląć samą siebie, za tak durne pytanie.

- Oni traktują mnie jak zbędny balast – powiedziała przecierając oczy – Zawsze tak było. Wychowały mnie niańki i cholerne Skrzaty Domowe. Oni zawsze pracowali. Wyjazd do Francji nic nie zmienił, odesłali mnie do Beauxbatons i było tak jak zawsze. Długo namawiałam ich na powrót do Anglii. Tłumaczyłam im, że tam jestem samotna, nie mam przyjaciół... I wiesz czemu wróciliśmy...? Bo mieli dosyć moich nalegań. Nawet nie masz pojęcia, jak ucieszyłam się, kiedy Cię spotkałam. Pamiętasz, wtedy koło twojego domu. Wracałaś ze sklepu z ubraniami, następnego dnia miałaś mieć randkę z Potterem. Byłam tam dlatego, że miałam nadzieję Cię spotkać. Okropnie za tobą tęskniłam. Na początku pisałyśmy listy, ale z czasem nasz kontakt się urwał.

- Pamiętam – westchnęłam – Nie wiem co powinnam Ci powiedzieć...

- Cud! Lily Evans, czegoś nie wie!

- Spadaj! Już Ci przeszło? Masz dziwne wahania nastrojów... Może Ty w ciąży jesteś! Tylko kto jest ojcem...? Czyżby to był Rick?

- Evans, nie przeginaj...

- Ale przyznasz, Meadowes, że między tobą, a naszym drogim Puchonem, przez większość plebsu, nazywany Rickiem, coś jest, prawda?

- No cóż, Rick jest bardzo miły i chyba coś do mnie czuje... Ale dla mnie to jeszcze za wcześnie – powiedziała, spuszczając wzrok – Wciąż myślę o Syriuszu...

Nagle Dorcas zerwała się z łóżka, ciągnąc mnie za sobą.

- Dosyć tego! Nie spędzimy tego dnia użalając się nad sobą!

- Nie? - spytałam inteligentnie

- Nie! - potwierdziła bezlitośnie moja przyjaciółka – Pójdziemy... O, już wiem! Pójdziemy na wycieczkę po lesie...

- Nie wiem czy to dobry pomysł...

- To cudowny pomysł. Co może się stać?

***

- Co może się stać?! Ja Cię zamorduję, Dorcas! Nie pomyślałaś, że możemy się zgubić?!

- Byłam w tym lesie tysiące razy, nie myślałam, że się zgubimy...

- Czemu do cholery nie możemy się deportować?!

- Nie mam pojęcia – jęknęła Dorcas.

- Zamorduję Cię! (To zdanie jest specjalnie z dedykacją dla Lavender Potter :D )

- Przepraszam...

- Dobra, pomyślmy spokojnie... Z której strony przyszłyśmy?

- Lily...

- Zamknij się Dorcas, próbuję myśleć...

- Lily...

- Powiedziałam cicho, Dor... W ogóle, to co to za wycie?

- Lily...

- Przestań Dorcas...

- EVANS DO CHOLERY! DZISIAJ JEST CHOLERNA PEŁNIA!

- O w cholerę... Czemu dopiero teraz mi to mówisz?! - moja przyjaciółka posłała mi mordercze spojrzenie i zamierzała coś powiedzieć, ale przerwało jej dochodzące z niedaleka wycie.

- Dorcas, co tu robi wilkołak? - zapytałam przerażona nie na żarty. Aż za dobrze pamiętam co stało się z twarzą Anabell, kiedy zbliżyła się do wilkołaka i jeszcze lepiej pamiętam, co stałoby się ze mną, gdyby nie James.

- Nie gadaj, tylko uciekaj! - warknęła Meadowes i pociągnęła mnie za rękę.

Biegłyśmy jak szalone, a kroki bestii za nami również przyśpieszyły. Byłam przerażona. Sięgnęłam po różdżkę i zaklęłam szpetnie, kiedy jej tam nie znalazłam.

- Dorcas... - byłam bliska łez – Zostawiłam różdżkę w domu...

- O kurwa... Ja pierdziele, ja też! - krzyknęła przerażona – Merlinie, to koniec!

Powiedziała to dokładnie w chwili, w której przewróciłam się i upadłam na twardą ziemię.

- Evans, wstawaj!

- Nie mogę, skręciłam kostkę! Biegnij Dorcas! Sprowadzisz pomoc!

- Zwariowałaś?! Nie zostawię Cię!

Nie trwało długo, kiedy wilkołak nas dogonił. Z bliska wyglądał jeszcze gorzej niż sobie wyobrażałam. Był zdecydowanie większy niż Lunatyk. Zamachnął się swoją wielką łapą i kiedy już myślałam, że to koniec, czyjeś zaklęcie odrzuciło go do tyłu.

- Tata!

- Nie ma czasu, dziewczyny, uciekajcie zanim się ocknie.

- Lily ma skręconą kostkę.

Pan Meadowes wziął mnie na ręce, a ja czułam jak się rumienie. Szliśmy naprawdę szybko, jednak nim doszliśmy do domu minęła ponad godzina. Musiałyśmy naprawdę daleko zawędrować. Pani Meadowes już na nas czekała. Ledwie przekroczyliśmy teren posiadłości, wybiegła nam na powitanie.

- Wilkołak się tu nie dostanie? Nie przyjdzie za naszym zapachem? - zapytałam zaniepokojona

- Na dom jest nałożona masa zaklęć ochronnych – uspokoił mnie pan Meadowes.

***

Siedzieliśmy w salonie. Pani Meadowes, która jest Uzdrowicielką, zajęła się moją kostką.

- Co wam strzeliło do głowy, żeby iść do lasu w czasie pełni?! W dodatku bez różdżek! Różdżki ZAWSZE ma się przy sobie. Dobrze chociaż, że zostawiłyście karteczkę! Wiecie co mogło się stać, gdybym nie przyszedł na czas?!

- Przepraszam tato... To był mój pomysł... Lily mówiła, że nie powinnyśmy, ale ja jej nie posłuchałam... To było głupie, przepraszam.

- Dorcas... - pani Meadowes wzięła głęboki oddech – Kochanie nie jesteśmy źli... Po prostu nie znieślibyśmy, gdyby coś Ci się stało...

- Przepraszam mamo...

- Idźcie już do pokoi, na pewno jesteście śpiące... Lily, jak twoja kostka...

- Dobrze pani Meadowes, dziękuję.

***

Następny dzień spędziłyśmy, opalając się w ogrodzie. Słońce atakowało ze zdwojoną siłą, więc korzystałyśmy z okazji, co jakiś czas mocząc się w basenie.

Kiedy zmęczyłyśmy się pływaniem, wyłożyłyśmy się na trawie i leżałyśmy w ciszy.

- Myślałaś już co chciałabyś robić? - zapytała nagle Dorcas.

- Szczerze to w tym całym zamieszaniu kompletnie nie miałam na to czasu... Może Uzdrowiciel... To ciekawa praca a przedmioty, których wymagają mam opanowane na przyzwoitym poziomie.

- Ale to bardzo czasochłonna praca – mruknęła Dorcas, wydymając usta.

- Daj spokój, nie zamienię w twoją mamę – uśmiechnęłam się uspokajająco – A Ty? Co chciałabyś robić?

- Sama nie wiem... Na razie poczekam na wyniki OWTM'ów i wtedy coś zdecyduję.

- To chyba dobry pomysł.

- Wiesz, na razie chciałabym uniezależnić się od rodziców... Może poproszę ich o jakieś pieniądze na start i coś wynajmę...

- Mam jeszcze pieniądze ze sprzedaży domu rodziców... Możemy wynająć coś razem. Alicja mieszka z Frankiem, a przynajmniej zamieszka już nie długo, ale Anabell nie ma żadnych planów.

- Możemy z nią porozmawiać, ale na razie chciałabym cieszyć się wakacjami. Nigdzie nam się nie śpieszy. I nawet nie próbuj mi mówić, że nie chcesz sprawiać kłopotu – zagroziła mi placem, widząc, że chce coś powiedzieć – Nie jesteś żadnym kłopotem głuptasie.

***

Odkąd ostatni raz widziałam Jamesa Pottera, minęły prawie trzy miesiące. W tym czasie doszły nasze wyniki naszych egzaminów. Obie z Dorcas postanowiłyśmy odłożyć na jakiś czas pracę i zająć się po prostu sobą. Po długiej dyskusji, państwo Meadowes, zgodzili się, żebym dokładała się do budżetu rodzinnego, choć ich zdaniem było to całkowicie zbędne i przyjmowali ode mnie minimalną kwotę. Nie musiałam się martwić o pieniądze, naprawdę miałam ich sporo.

Jak już mówiłam, nie miałam od Jamesa absolutnie żadnych wiadomości przez ostatnie trzy miesiące, zresztą tak jak od reszty Huncwotów. Nie pokazywałam tego, ale naprawdę zabolało mnie, że James, tak łatwo o mnie zapomniał. Anabell odwiedzała nas dość często, jednak Alicja była zbyt zajęta planowaniem ślubu. Frank oświadczył się jej już jakiś czas temu i w końcu, kiedy dziewczyna skończyła Hogwart, mogli wprowadzić swoje plany w życie.

Było już późne popołudnie. Siedziałyśmy w pokoju Dor, grając w szachy, kiedy do pokoju wpadł jak burza, pan Meadowes.

- Atak na Pokątną – oznajmił, nim zdążyłyśmy o coś zapytać – Potrzebujemy każdej pomocy.

Nie myśląc z Dorcas wiele, chwyciłyśmy różdżki i wybiegłyśmy przed dom, razem z jej tatą, skąd się deportowałyśmy*

Walka już trwała. Włączyłyśmy się z Dor, jednak po chwili straciłam moją przyjaciółkę z oczu. Nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, walka za bardzo mnie pochłonęła.

Śmierciożerców było mnóstwo, o wiele więcej niż nas.

Nagle, wielki szyld księgarni runął. Byłam zbyt oszołomiona ogromnym hukiem by się ruszyć. Widziałam zielone światło, które pędziło wprost na mnie, a jednak nie potrafiłam się ruszyć.

Może to dobrze – pomyślałam nagle – Może tak musi być...

Nim jednak dosięgnęło mnie zabijające przekleństwo, ktoś odepchnął mnie mocno na bok.

- Oszalałaś Evans?!

- Syriusz?!

- Nie, Merlin, wiesz? Rusz się z tej ziemi zanim Cię zabiją!

***

Walka trwała naprawdę długo. Byłam już wykończona, a końca wciąż nie było widać. Syriusz zmył się, zaraz po tym jak ocalił mi życie i więcej go nie widziałam.

Minęły godziny, nim w końcu Śmierciożercy się poddali. Miałam kilka porządnych ran, jednak żadna z nich nie zagrażała mojemu życiu.

Chodziłam więc po magicznej ulicy i pomagałam osobom, które tego potrzebowały.

Znałam wiele zaklęć leczniczych, interesowałam się tym, a po naszym wypadzie do Blood Manor, naprawdę się do tego przyłożyłam.

Nagle podbiegł do mnie Syriusz.

- Evans, znasz jakieś zaklęcia tamujące krwawienie? - zapytał a kiedy skinęłam głową, nie czekając na nic więcej, pociągnął mnie za rękę.

- Przyprowadziłem pomoc – zawołał do Remus, który klęczał nad kimś.

- Co się stało? - zapytałam i zaniemówiłam, kiedy Remus odsłonił Jamesa, całego we krwi.

- Smarkerus czymś w niego walnął. Nie wiem czym, to coś z czarnej magii – wyjaśnił roztrzęsiony Remus, cały ubrudzony krwią przyjaciela.

- Spokojnie... - powiedziałam sama do siebie, klękając przy chłopaku, którego wciąż cholernie kochałam. - Dam sobie z tym radę... Cholera, żeby tylko zadziałało...

- Lily – nagle James chwycił mnie za rękę a mnie przypomniały się nasze wszystkie pocałunki, wszystkie spędzone razem chwile. - Nie zapomniałem – wyszeptał – Niech Cię szlag, Evans, wciąż Cię kocham.

- Evans, pomóż mu! - warknął blady Syriusz – Nie widzisz ile krwi stracił! Później będziecie wyznawać sobie dozgonną miłość.

Syriusz miał rację, musiałam coś zrobić. Wyciągnęłam różdżkę i zaczęłam poruszać nią, nad piersią Jamesa, wcześniej rozpinając jego koszulę.

- Vulnera sanentur...Vulnera sanentur...Vulnera sanentur...

Rany James się zasklepiły a ja odetchnęłam z ulgą.

- Stracił dużo krwi, zabierzcie go do szpitala – mruknęłam i nim mięli szansę coś powiedzieć, teleportowałam się przed dom Dorcas.

* Na dom są nałożone zaklęcia ochronne, więc nie można się teleportować z środka ani do środka.

9 komentarzy:

  1. Miałam taki ładny dość długi komentarz ale się usunął więc trzeba zacząć go od nowa. Już się bałam że pomiędzy Lily a Jamesem to taki definitywny koniec. Całe szczęście on nadal kocha ją a ona jego. Teraz musi tylko wybaczyć jej ten pocałunek i wrócą do siebie. Jak Smark mógł użyć na Rogaczu zaklęcia Sectumsempra ? Bo to było to zaklęcie nie ? Dobrze że w tym lesie pojawił się ojciec Dor bo gdyby nie on to nie chciałabym wiedzieć jak skończyłoby się to spotkanie z wilkołakiem. Rozdział fantastyczny.
    Pozdrawiam
    Obliviate

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga Obliviate,
    Tak, to rzeczywiście była Sectumsempra, ale czemu się dziwisz, Severus dołączył do Śmierciożerców a James Potter jest jego największym wrogiem, sama na jego miejscu, mimo że kocham Rogacza, walnęłabym w niego tym zaklęciem.

    Ja chyba również nie chcę sobie wyobrażać, co stałoby się, gdyby nie pan Meadowes.
    Dziękuję za komentarz,
    EKP - zdychająca przez upał :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana, wrócę później i rozwinę komentarz :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana EKP
    Rozdział świetny i dłuuugi, ale nie wiem, czy uda mi się napisać w miarę długi komentarz
    Chciałabym podziękować za dedykację tych pięknych słów do mnie, a patrząc na to, że była ona (dedykacja) wepchana po środku tekstu, no cóż, to szczególne wyróżnienie :)
    Masz szczęście, że James i Lily się pogodzili. I to w takim momencie. Nie, wróć, masz szczęście, że James wybaczył Lily. Zamordowałabym Cię ;) Coś mi z początku nie pasowało. Myślałam, że się rozpłaczę. I tym razem nie ze wzruszenia a z żalu. Szkoła się kończy. James dalej nie wybaczył Lily. Wszyscy odchodzą w swoje strony :( Całe szczęście, że Dorcas zaproponowała Lily dach nad głową. Chciało mi się płakać, gdy Lily zdała sobie sprawę, że nie ma gdzie mieszkać.
    Przepraszam za krótki komentarz.
    Pozdrawiam :)
    Lavender Potter

    OdpowiedzUsuń
  5. EKP,
    weszłam na twojego bloga przez przypadek i po przeczytaniu kilku rozdziałów, zakochałam się. Masz niezwykły styl pisania, lekki i przyjemny, który nie odrzuca czytelnika. Twoje pomysły są oryginalne i chyba nie ma rozdziału, który nie zaskoczyłby czytelnika. Czekam z wytęsknieniem na rozdział 49 choć zapewne i tam wytniesz jakiś numer, tak, że znów wyjdą mi oczy na wierzch ;)
    PomyLuna

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana
    Serce bije mi jak szalone. Oczy mam zaszklone. Po prostu wzruszylas mnie
    Rozdzial bardzo dobry i dynamiczny. Uwielbiam Twoje wpisy. Szczegolnie kocham Twoje cholerne zakonczenia! Ostatnio sa takie slodko slone. Cos dobrego z czyms zlym.
    Szkoda tylko ze zaraz to wszystko sie spieprzy :( (wiem bo przez przypadek zaczelam od zlego rozdzialu)

    Caluje
    Em - ktora liczy na happy end

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana EKP,
    Rozdział jak zawsze świetny <3 Jednak może Lily i James będą, znowu, razem ^^ ? Mam nadzieję, że Rogaczowi nic nie będzie, ale Ruda na pewno sobie z tym poradziła.
    Ten komentarz jest krótki, co mówisz mi wybaczyć, ale chcę jak najszybciej przeczytać kolejny, zżera mnie ciekawość :P
    Życzę Ci jak najwięcej weny, pozdrawiam,
    Hapanihi

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję, że skomentowałaś, nie martw się długością komentarza, liczy się dla mnie świadomość, że ktoś to czyta :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kochana Em,
    nie martw się, będzie spoiler :) niedługo wszystko wróci do normy między Lily i Jamesem ale między nimi jeszcze długa i gwałtowna droga. I na pewno nie będzie spokojnie, to mogę ci obiecać.
    EKP

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Dziś są drugie urodziny tego opowiadania, więc zgodnie z obietnicą – przed wami epilog.   Epilog Dla Petunii Evans-Dursley wiadomość...