środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 36 — Przebudzenie

Pik – pik

Pik – pik

Pik – pik

To piekielne pikanie doprowadzało mnie do szału. Było dobrze po trzeciej w nocy, a ja siedziałam na krześle, przy moim łóżku szpitalnym.

Pik – pik

Pik – pik

Pik – pik

Posłałam maszynie zabójcze spojrzenie, zapominając, że jest ona przedmiotem nieożywionym i nie skurczy się pod moim spojrzeniem. Chwilę później pokręciłam głową z politowaniem dla mojej głupoty.

Pik – pik

Pik – pik

Pik – pik

I tak mijały mi godziny. Wsłuchiwałam się w dźwięki tej przeklętej maszyny i skupiałam na utrzymaniu w ruchu mojego serca. Zastanawiałam się też, co muszę zrobić, by się obudzić. Odkryłam, jak kontrolować pracę mojego serca, ale sztuka wybudzenia się z tego koszmarnego stanu wciąż pozostawała dla mnie zagadką. Słońce powoli zaczęło swoją wędrówkę po niebie. Obserwowałam je pustym spojrzeniem. Brakowało mi już łez, które mogłabym wylać. Słowa Jamesa wciąż odbijały się echem w mojej głowie. Około siódmej przyszła do mnie Dorcas. Siedziała w milczeniu, trzymając mnie za rękę. I to mi pomogło — bardziej niż mogły to zrobić jakiekolwiek słowa. Mimo iż nie czułam jej dotyku, i mimo iż nic nie mówiła, to sama jej obecność była dla mnie bezcenna. Po jakiejś godzinie pocałowała mnie w czoło i wyjaśniła, że musi już iść, bo jeśli nie odrobi eseju na transmutację to McGonagall obedrze ją żywcem ze skóry. Znów zostałam sama. No może nie całkiem. Była jeszcze maszyna, której zadaniem było doprowadzenie mnie do szału. I udawało jej się to. Naprawdę, czy nawet czarodziejskie urządzenia muszą wydawać tak irytujące dźwięki?!

Powoli mój najgorszy tydzień życia dobiegał końca, a mi pozostawało się modlić, by następny był nieco lepszy. Słońce chyliło się leniwie ku zachodowi i przyszła do mnie pani Adams. W milczeniu pokręciła smutno głową, co daje mi pewność, że mój stan się nie poprawił. Ponownie zostałam sama. Smętnie obserwowałam moje, leżące bezruchu, ciało. Podciągnęłam nogi pod brodę i czekałam dalej...




Kilka minut po dwunastej usłyszałam hałas na korytarzu. Wychyliłam się ze swojego miejsca, ale nic nie dostrzegłam. Wzruszyłam ramionami i już miałam pogrążyć się na powrót w smutnych myślach, kiedy poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się gwałtownie i zaniemówiłam.

— Och, sporo czasu minęło. Urosłaś księżniczko. — Uśmiechnął się do mnie, a mi w pamięci mignęły ostatnie spędzone w jego towarzystwie święta.




 

— Jeden, dwa, trzy, cztery , pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć! Szukam Tuniu! — krzyknęłam, zdejmując ręce z oczu.

Rozejrzałam się czujnie, nie chcąc przegapić żadnego śladu mojej siostry. Zajrzałam pod łóżko, pod wannę, za zasłony, pod szafki w kuchni jednak nigdzie nie było Tuni.

Poddaje się! — miałam już miałam krzyknąć sfrustrowana, jednak czyjaś delikatna dłoń zatkała mi usta.

— Sprawdź w komórce na miotły, księżniczko.

Odwróciłam się i z wdzięcznością posłałam Alexowi uśmiech. Chciałam mu podziękować, ale on przyłożył jedynie palec do ust i poszedł pomagać mamie w dalszych przygotowaniach do świąt. W podskokach pognałam do komórki na miotły.

— Znalazłam cię! — krzyknęłam triumfalnie do Petuni, wychodzącej z małego, obskurnego pomieszczenia.

Posłała mi uśmiech.

— Następnym razem ci się nie uda, rudzielcu — zawołała żartobliwym tonem.

— Daj spokój, Tunia, ja po prostu jestem idealna i ze mną nie wygrasz. — Wystawiłam jej język, na co ona połaskotała mnie.

Nasze wygłupy przerwał dzwonek do drzwi.

— To pewnie ciocia — stwierdziła Tunia i poszła otworzyć drzwi.




Kolacja powoli dobiegała końca. Już nie mogłam się doczekać, byłam szczerze padnięta, a na prezenty trzeba było czekać aż do rana.

— Spokojnie, księżniczko. — Alex szturchnął mnie lekko, czując moje zniecierpliwienie.

Uśmiechnęłam się. Chłopak zawsze nazywał mnie księżniczką.

— Dobrze, że tu jesteś, Alex. Tęskniłam za tobą.

Mój brat również uśmiechnął się lekko.

— Wiesz, że wolałbym być tutaj z wami, ale studia są zbyt ważne w życiu, by z nich zrezygnować. Jeszcze się o tym przekonasz.

— I tak za tobą tęsknię.

— Ja za tobą też, księżniczko.

— Dobrze, że mogłeś przyjechać na święta.

— Tak, inaczej uciekłbym do was — rzekł poważnie.

Zachichotałam cicho, słodko nieświadoma, że to nasz ostatni czas razem.




 

— Alex? — wyszeptałam z niedowierzaniem. — Merlinie, to naprawdę ty?

Śmiech wypełnił Skrzydło Szpitalne.

— Tak, Lily, to naprawdę ja. A przynajmniej tak mi się wydaje.

— Jak? Co ty tu robisz?

— Siła wyższa mnie przysłała, księżniczko. Kazali mi przekazać ci, że to jeszcze nie twój czas. Masz zadanie do wykonania.

— Chcę wrócić! — przerwałam mu. — Chcę, ale wiem jak.

— Nie chcesz, siostrzyczko, masz wątpliwości i to jest twój problem.

— Słucham? Nie waham się, ja tylko...

— Wahasz, czuję to. I nie zaprzeczaj, wciąż jestem twoim starszym bratem i znam cię lepiej, niż ty samą siebie. No i jest jeszcze w całej sprawie James, to tego się boisz. Nie wolno mi powiedzieć zbyt wiele, ale mam dla ciebie radę – posłuchaj swojego serca, ono nigdy cię nie zawiedzie. A ja, mama i tata, zawsze będziemy przy tobie.

— Powiesz mi, jak mam się obudzić?

— Przecież już wiesz — rzekł z uśmiechem, a ja poczułam, że faktycznie, chłopak ma rację. Gdybym tylko chciała, mogłabym otworzyć oczy, ocknąć się z tego dziwnego zawieszenia.

— Alex? — zapytałam nagle cicho

— Hmm?

— Ale jesteś szczęśliwy? No wiesz, tam gdzie trafiłeś po śmierci. — Spojrzałam na niego niepewnie. — Bo ten pożar był moją winą i muszę mieć pewność, że chociaż jesteś szczęśliwy.

— Ten pożar był nie twoją winą Lily! Nie masz prawa się obwiniać! Wybuchy mocy leżą poza kontrolą dzieci!

— Petunia powiedziała…

— Petunia jest zaślepiona zazdrością. Gdybym mógł porozmawiałbym z nią. Ale nie mogę więc mówię to tobie.

Czuję, że powoli wszystko zaczyna znikać, że już za chwilę się ocknę. Posyłam mu się smutny uśmiech, jednak w jego oczach nie widać nawet śladu smutku.

— Jestem szczęśliwy, Lily — mówi w końcu i jest to ostatnia rzecz, jaką słyszę.

Potem otwieram oczy, tym razem naprawdę.

5 komentarzy:

  1. Dobra skończyłam komentować tamten rozdział więc teraz biorę się za ten. Rozdział jest wspaniały. Zachęciom zabilabym cię za końcówkę ale cóż za bardzo chce znać ciąg dalszy a jakbym to zrobiła to kto by mi napisał ? Ten Alex jest fajny i widzę że jego i Lily łączyła mocna więź.
    Pozdrawiam i czekam na dalsze losy twych bohaterów
    Obliviate

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Lavender Potter2 kwietnia 2015 03:14

    Droga EKP
    Mam ochotę cię zabić. Jak mogłaś przerwać w takim momencie?!
    Widocznie Dorcas nie ma żalu do Lily... Przychodzi do niej i szepcze słowa pocieszenia. To jest prawdziwa przyjaciółka...
    Lily spotkała się z bratem? Dobrze, że przemówił jej do rozsądku...
    Fajnie, że opisałaś ich ostatnie spotkanie, gdy jeszcze żył.
    Ciekawe, jak Potter zareaguje na to, że Lily się obudziła. Pewnie nie będzie zadowolony :(
    Przepraszam, za słownictwo, ale Potter to zwykły dupek.
    Dobrze, że Lily udało się wrócić. I to dzięki Alexowi :)
    Jednak nigdy nie wybaczę ci tego, że przerwałaś w takim momencie! :)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Lavender Potter

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    przeczytałam ten rozdział, chociaż nie wiem, co było w poprzednich i szczerze? Oczarował mnie. Masz bardzo przyjemny styl pisania, lekki i świetnie czyta się to, co piszesz. Żałuję tylko, że na chwilę obecną nie mam czasu, żeby przeczytać poprzednie rozdziały, bo masz ich sporo, ale w przyszłym tygodniu na pewno to zrobię.

    Pozdrawiam
    Luthien

    OdpowiedzUsuń
  4. Droga EKP,

    Bardzo przepraszam, że dopiero teraz, ale jakoś przez ostatnie dni nie miałam weny do komentowania. Rozdział świetny. Podobała mi się rozmowa Lily z nieżyjącym bratem Alexem. Myślę, że dała ona rudej sporo do myślenia i w końcu przestanie cierpieć na wyrzuty sumienia, a przede wszystkim wróci do świata żywych. Wzruszył mnie moment, w którym opisywałaś Lily leżącą w Skrzydle Szpitalnym. Mam nadzieję, że jej rekonwalescencja nie potrwa zbyt długo.

    Przepraszam, że tak krótko
    Em

    OdpowiedzUsuń
  5. No dobra, może teraz jednak zasnę... Ale tylko być może.. Mam nadzieję, że James przyczołga się do niej na kolanach :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Dziś są drugie urodziny tego opowiadania, więc zgodnie z obietnicą – przed wami epilog.   Epilog Dla Petunii Evans-Dursley wiadomość...