poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział 37 — Skutki umierania

Nie spałam, ale nie otwierałam oczu. Czułam, jakby każda część mnie ważyła co najmniej tonę. Nie było to zbyt miłe uczucie, ale dopóki dryfowałam na granicy snu, znośne. Niestety nie dane było mi długo unosić się w tym błogim stanie nieświadomości. Natrętne głosy przebijały się do mojej obolałej głowy.

Właściwie co mi się znowu stało? — pomyślałam lekko nieprzytomnie. — Kurczę, chyba znów jestem w Skrzydle Szpitalnym. Poznaję ten zapach, to z całą pewnością Skrzydło Szpitalne.

Nie byłam zbyt zadowolona tym odkryciem. Powoli zaczynałam się przebudzać i czułam, że ktoś obok mnie stoi, a moja ciekawość wygrała z rozleniwieniem. Walczyłam z moimi upartymi powiekami, którym chyba włączył się tryb oszczędzania światła moim, zielonym, jak trawa, oczom i w końcu byłam w stanie coś zobaczyć. Coś. Coś to dobre określenie. Nie mogę powiedzieć, co dokładnie wiedziałam, bo wszystko wokół było rozmazane. Mrugnęłam kilka razy jednak nic to nie dało. Wiem, że ktoś coś do mnie mówił, ale głosy okazały się niezrozumiałą dla mnie paplaniną. Wpadłabym w panikę ale w tym momencie poczułam, że ktoś trzyma mnie za rękę w uspokajającym geście.

Lily? Lily, moja droga, słyszysz mnie?

Niespodziewanie byłam w stanie rozpoznać głos Dumbledore’a. Jeszcze bardziej rozradował mnie fakt, że jestem w stanie zrozumieć co mówi. Już chciałam potwierdzić, ale z mojego suchego gardła wydostał się jedynie kaszel. Ktoś pomógł mi usiąść i przystawił do moich spierzchniętych ust szklankę z wodą. Moje gardło z wdzięcznością przyjęło życiodajny płyn. Wydawało mi się, że widzę nieco wyraźniej i po kształcie sylwetki osoby siedzącej przy moim łóżku poznałam, że jest to dziewczyna. Pierwszą osobą, która przyszła mi na myśl była Dorcas.

Lily, czy coś cię boli?

Cichy głos dyrektora przerwał moje rozważania. Nie ufałam swojemu głosowi więc jedynie pokręciłam przecząco głową.

Bardzo się cieszę, że w końcu się obudziłaś. Napędziłaś nam strachu.

Popatrzyłam na niego zdziwiona, jednak nic nie odpowiedziałam, bo tym momencie wszystko znów stało się rozmazane, a mnie ogarnęła senność, z którą nie mogłam i nie chciałam walczyć.

Chyba powinna się przespać. Nie martw się, Dorcas, tym razem będzie to prawdziwy sen, nie śpiączka.

Ale czy ona nie spała wystarczająco długo?

Śpiączka i sen to zupełnie inne sprawy, moja droga. Skutki zatrucia będą utrzymywać się przez długi czas...

Powoli głosy cichły, jakby Dumbledore i Dorcas byli coraz dalej. A może to ja odpływałam? Nie wiem. Po chwili znajdowałam się w krainie sennych marzeń i nie miałam najmniejszej ochoty stamtąd odchodzić.




Kiedy obudziłam się po raz kolejny, czułam, że mój umysł jest wypoczęty i w końcu mogę logicznie myśleć. Pierwszym co rzuciło mi się w oczy po przebudzeniu było to, że z całą pewnością nie jestem w moim dormitorium. Skrzydło Szpitalne. Ale co ja, na Merlina, znowu tu robię. Jeszcze trochę i będę spędzać tu więcej czasu niż James. James. Dlaczego jego imię przynosi mi na myśl jakieś nieprzyjemne zdarzenie? Przypomniało mi się. Ostatnio byliśmy pokłóceni... Byłam porozmawiać ze Slughornem. Zmarszczyłam brwi w zamyśleniu. Co działo się po wyjściu od nauczyciela eliksirów? To chyba była pora obiadowa więc musiałam iść do Wielkiej sali. Doznaję olśnienia. Tak! Byłam w Wielkiej Sali i dostałam list. Niemal jestem w stanie poczuć zapach pergaminu i skoszonej trawy, który poczułam po jego otwarciu. Powoli przypominam sobie, co działo się dalej, a kiedy w końcu przypomniałam sobie moment, w którym żegnam się z Alexem, byłam bliska łez. Właśnie wtedy na salę wparowała pani Adams.

Nareszcie się obudziłaś, młoda damo. Musisz wypić kilka eliksirów, bo inaczej spędzisz tu całą wieczność za nim dojdziesz do siebie — zakomunikowała na wstępie.

Skrzywiłam się na widok eliksirów, które trzymała na tacy. Pani Adams pomogła mi usiąść i przystawiła mi butelkę z eliksirem do ust, gdyż okazało się, że moje ręce są zbyt słabe, by ją unieść. Pierwszy specyfik okazał się nie być taki zły, jednak drugi spowodował, że miałam ochotę zwymiotować. Trzeci również był ohydny.

Mniej krzywienia się, więcej picia — pogoniła mnie pielęgniarka.

W końcu wypiłam wszystkie sześć eliksirów i pielęgniarka opuściła Skrzydło Szpitalne, mrucząc coś na temat dzieci nieustannie pakujących się w kłopoty. Westchnęłam i opadłam z powrotem na poduszki. Znów byłam zmęczona. Kurczę, przecież dopiero się obudziłam, a spałam z pewnością dłużej niż powinnam. Moje ciało jednak nie słuchało racjonalnych argumentów i po chwili znów odpłynęłam.




Pierwszym, co zarejestrowałam były przyciszone głosy prowadzące rozmowę gdzieś obok mojego łóżka. Zamrugałam kilka razy próbując odgonić senną mgłę. Kiedy odzyskałam ostrość widzenia próbowałam podnieść się do pozycji siedzącej, jednak okazało się, że sama nie dam sobie z tym rady. Niespodziewanie czyjeś ręce mi w tym pomogły.

Powoli, twój organizm jest jeszcze mocno wycieńczony. Nie co dzień czyjeś serce zatrzymuje się trzy razy w ciągu paru godzin. — Pani Adams popatrzyła na mnie surowym wzrokiem. — Nie chcę widzieć, że wstajesz z łóżka.

Popatrzyłam na nią nieco nieprzytomnie jednak potulnie skinęłam głową. Miałam zamiar zastosować się do jej polecenia, bo już przy siedzeniu kręciło mi się w głowie. Wolałam nie sprawdzać co się stanie kiedy wstanę.

LILKA!

W jednej chwili czyjeś delikatne ramiona owinęły się wokół mnie.

Dor, wariatko, dusisz mnie — powiedziałam zachrypniętym głosem.

Brunetka szybko mnie puściła. W jej oczach lśniły delikatne iskierki szaleństwa ale i ulga.

Nigdy więcej mnie tak nie strasz! — warknęła, po czym znów mnie przytuliła, tym razem nieco lżej, za co byłam jej niezmiernie wdzięczna.

Niepokoił mnie za to fakt, że cały czas pomieszczenie wirowało mi w oczach.

Pani Adams — zwróciłam się do pielęgniarki stojącej obok mojego łóżka. — Czy może pani poradzić coś na moje zawroty głowy? — zapytałam błagalnie.

Przykro mi, musisz poczekać aż same przejdą. Takie uroki trucizn — powiedziała, posyłając mi pokrzepiający uśmiech, po czym zostawiła mnie i Dorcas same.

Dorcas... — Westchnęłam zanim spojrzałam na przyjaciółkę. — Należą ci się przeprosiny. Wszystkim wam się należą.

Daj spokój Lilka, każdy ma czasem gorsze dni.

Nie! Ja przez cały ostatni tydzień zachowywałam się okropnie względem was. To, że coś mi się nie udawało nie oznacza, że powinnam się wyładowywać na was. Czy mogłabyś iść po resztę? Ich też chciałabym przeprosić.

Lilka. — Meadowes przez chwilę zawahała się po czym zdecydowała się kontynuować: — Myślę, że miałaś rację co do Jamesa. Kiedy się pokłóciłyśmy powiedziałam, że powinnaś go przeprosić, a ty powiedziałaś, że to on zachowuje się jakby zależało mu tylko na tym by cię zaliczyć. Miałaś rację, Lily. Kiedy byłaś nieprzytomna on... powiedział kilka rzeczy...

Wiem — przerwałam jej delikatnie. — To dziwne, ale... Ja widziałam co się działo. To tak jakbym została wyrwana ze swojego ciała.

Westchnęłam i opowiedziałam Dorcas wszystko co się wydarzyło.

Jednego nie rozumiem— powiedziała Meadowes, kiedy skończyłam mówić. — Kim jest Alex? I dlaczego obwiniasz się o jego śmierć?

Alexander Evans był... jest moim bratem.

Bratem?! Ale jak to?! Nigdy nie wspominałaś, że masz brata!

Spojrzałam na nią błagalnie.

Alex zmarł gdy miałam dziewięć lat, jeszcze nim dostałam list z Hogwartu. Nie mówiłam o nim nigdy, bo wspomnienie martwego brata wywoływało ból, rozdrapywało rany, które nigdy nie zagoiły się do końca. Nie umiałam o nim rozmawiać.

Jak zmarł? — zapytała niepewnie.

To był dzień po Bożym Narodzeniu. Wieczorem miała przyjść babcia z dziadkiem. — Zamknęłam oczy, wracając wspomnieniami do najgorszego momentu mojego życia. — W tym wieku często zdarzają się wybuchy magii. Są poza kontrolą dzieci. Zdarzył się on i mi. Magia nie działa dobrze w styczności z mugolskimi przedmiotami. Zwłaszcza taka nieukierunkowana magia... Powiedzmy, że cały sprzęt elektryczny zwariował. Ja, rodzice i Petunia zdołaliśmy uciec. Myślałam, że Alex jest tuż za mną. Nie rozumiałam co się dzieje. To było potworne. Na Alexa spadła szafa i nie mógł się wydostać. Kiedy się zorientowaliśmy, było już za późno. Mój brat spłonął żywcem.

O Merlinie, Lily, tak mi przykro.

Petunia niedawno była w Howgarcie. Wykrzyczała mi, że to moja wina. Że wszystko jest moją winą. To sprawiło, że wspomnienie Alexa na nowo we mnie odżyło.

Ile miał lat? — zapytała szeptem, chwytając mnie mocno za rękę.

Dwadzieścia. Był jeszcze taki młody. Studiował psychologię, przyjechał do domu na święta.

Przepraszam, nie powinnam była nalegać, żebyś mi to opowiadała.

Nie przepraszaj, Dorcas. Trzymałam to w sobie od prawie dziewięciu lat, dobrze jest wyrzucić to z siebie, zwłaszcza do kogoś innego, niż Petunia. Mam tylko prośbę – to musi zostać między nami.

Rozumiem.

Spojrzałam na nią z wdzięcznością. Chciałam coś powiedzieć, niestety znów zalała mnie fala ogromnego zmęczenia. Miałam wrażenie, że przede mną długa droga, by wyzdrowieć.




Spędziłam w Skrzydle Szpitalnym tydzień. W tym czasie odwiedzali mnie przyjaciele, za co byłam im niezmiernie wdzięczna. James nie odwiedził mnie ani razu. Syriusz powiedział mi, że nie odzywa się do żadnego z nich.

To było... dziwne. Zdecydowanie niepodobne do Jamesa. Co tak nagle się z nim stało? Przecież jeszcze nie dawno było między nami dobrze a teraz? Nie dość, że James nazwał mnie szlamą, to jeszcze nie odzywa się z przyjaciółmi, co rzadko się zdarza. Kiedy po tygodniu leżenia opuszczałam Skrzydło Szpitalne wciąż towarzyszyły mi zawroty głowy. Mój organizm był wycieńczony walką z trucizną i byłam bardziej podatna na choroby, dlatego przez najbliższy czas musiałam przyjmować eliksir wspomagający odporność. Błogosławiłam więc czas w którym czułam się dobrze. Niestety rzadko się to zdarzało. Często bez powodu dopadały mnie koszmarne mdłości lub nagle oczy zasnuwała mi mgła. Nie było to przyjemne, ale pani Adams twierdziła, że z czasem to minie. Więc zaciskałam zęby i wytrzymywałam.

Najgorszym, co mnie spotkało jednak okazała się konfrontacja z Jamesem. To był dzień po tym jak wyszłam ze Skrzydła Szpitalnego. Wciąż byłam słaba i szłam wspierając się na ramieniu Remusa, który zaproponował mi pomoc. Byłam mu wdzięczna, bo bałam się, że jeszcze chwila, a bliżej zapoznam się z podłogą. Remus pomagał mi dojść pod salę do Transmutacji, jako, że to ona była naszą pierwszą lekcją.

Evans!

Usłyszałam za sobą głos, na którego dźwięk przechodziły mnie ciarki.

Zmieniłam nazwisko, pamiętasz? Teraz jestem Potter.

Odwróciłam się, by zobaczyć jego twarz pozbawioną wszelkiego wyrazu. Co mu się stało?

Już niedługo — warknął.

Cofnęłam się o krok słysząc wrogość w jego głosie.

S-słucham?

Właśnie chciałem ci zakomunikować, że złożyłem papiery rozwodowe.

 

7 komentarzy:

  1. Droga EKP
    Rozdział cudowny!
    Co się dzieje z Jamesem ?! On chyba naprawdę jest pod wpływem jakiegoś zaklęcia, lub eliksiru. Złożył papiery rozwodowe... To naprawdę wygląda tak, jakby Potter chciał tylko zaliczyć Lily i mieć ją z głowy... Mam nadzieję, że wkrótce wyjaśni się sprawa z Rogaczem, bo umieram z ciekawości... A chyba nie pozwolisz mi umrzeć, bo nie doczytam :)
    Całe szczęście, że pani Potter (niedługo panna Evans) obudziła się. Jednak cały czas jest osłabiona :( . Dobrze, że wyjaśniła się ta sprawa z Alexem. Szczerze? Stawiałam, że gdy zmarł, miał około dziewięciu lat, ale najwyraźniej się myliłam... Spłonąć żywcem... To chyba najgorszy rozdzaj śmierci...
    Dobrze jest mieć takich przyjaciół, jakich ma Lily... Remus sam zaoferował jej pomoc :) Dorcas pewnie też by to zrobiła, ale zakłada, że Lily czuła się pewniej na ramieniu Lupina, bo gdyby się coś stało, to on by ją udźwignął, a Dorcas raczej nie :)
    Pozdrawiam
    Lavender Potter

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana EKP,

    Biedna Lily tyle musiała wycierpieć. I pod względem psychicznym i fizycznym. Dobrze, że w końcu doszła do siebie. Fajnie, że Dorcas jest taką cudowną przyjaciółka, której Lilka może zwierzyć się ze wszystkiego. Ani przez chwilę nie bałam się, że Meadowes odwróci się od Evans (a właściwie to od Potter), chociaż to co wyznała było dość szokujące i zapewne nie jedna osoba nie chciałaby mieć już z rudą nic wspólnego.
    Zastanawia mnie to, co stało się z Potterem. Czy to kolejny urok? Czy raczej jakaś silna trucizna. Wypowiedź rozczochrańca na temat rozwodu zaskoczyla mnie. Nie spodziewałam się, że między nimi będzie, aż tak źle. Zresztą nie Jim nie odzywa się do nikogo. Czy to nie dziwi Huncwotów? Ja już dawno na miejscu Remusa, Petera i Syriusza poszłabym zgłosić swoje obawy do dyrektora. Przecież dla Rogacza nigdy nie była ważna czystość krwi! Już nie chodzi o stałość jego uczuć, bo z facetami różnie bywa...

    W skrócie rozdział cudowny. Wywołał u mnie dużo emocji i z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg. Mam nadzieję, że w kolejnej notce wyjaśni się to, co dzieje się z Potterem.

    Pozdrawiam i życzę weny
    Em

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana Lavender Potter,
    Oczywiście, że nie pozwolę ci umrzeć z ciekawości, straciłabym wspaniałą czytelniczkę. Tak jak obiecałem nowy rozdział pojawi się w niedzielę ;) chyba dasz radę??? Pozdrawiam,
    EKP

    OdpowiedzUsuń
  4. Droga Em,
    Huncwotów naturalnie dziwi zachowanie Jamesa ale sprawa śpiączki Lily nie dała im czasu by głębiej się nad tym zastanowić. Nowy rozdział już w niedzielę ale nie obiecuję, że rozjaśni on całą sprawę. Pozdrawiam,
    EKP

    OdpowiedzUsuń
  5. Droga Obliviate,
    Nowy rozdział już się pisze i jeśli wena dopisze to pojawi się już w niedzielę. Chyba cię zawiidę ale zachowanie Jamesa stanie się jeszcze bardziej zaskakujące. Mam nadzieję, że mnie nie zabijesz :) Pozdrawiam,
    EKP

    OdpowiedzUsuń
  6. Droga EKP,
    Jestem na tym rozdziale po raz pierwszy, ale bardzo mi się spodobał. Na pewno będę tutaj zaglądać częściej. Co do rozdziału, to jest po prostu niesamowity, a zwłaszcza początek! Czekam z niecierpliwością na kolejny.
    Pozdrawiam,
    Hapanihi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Albo nie. Na pewno nie. Prześpię się w autobusie, bo tak nie ma Internetu :'D

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Dziś są drugie urodziny tego opowiadania, więc zgodnie z obietnicą – przed wami epilog.   Epilog Dla Petunii Evans-Dursley wiadomość...