poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział 43 — Kilka słów o przemijaniu

Dla Lavender Potter


* * *


Spojrzenia pełne litości, dyskretne szepty, które i tak obijają się o moje uszy. To wszystko jest takie dalekie, jak echo wydarzeń, które niegdyś dawały szczęście. Ja sama stałam się echem, marnym odbiciem siebie samej z przed ostatnich wydarzeń.

To już niemal miesiąc i nic się nie zmieniło. Wciąż nic. Mojego Jamesa wciąż nie ma przy mnie, a ja zdaję się zanikać z każdą sekundą spędzoną bez jego radosnego śmiechu, bez delikatnego błysku, jego czekoladowych oczu, przynoszących na myśl ciepło rodzinne.

Przyjaciele są przy mnie, wspierają mnie, pocieszają gdy tego potrzebuję i śmieją się ze mną gdy i ja się śmieję, choć nie często się to zdarza. A jednak wciąż czuję się taka samotna. Nawet Hogwart wydaje mi się nie być już taki sam.

Najgorszy czas, to noce, przesiąknięte do bólu łzami. Noc jest takim czasem, kiedy po prostu nie da się nie pamiętać. Są takie dni, kiedy po prostu nie wstaję z łóżka, a jeśli już to tylko na zajęcia. Te dni są tak samo złe jak noce. Są takim czasem, gdy wspomnienia napierają ze zdwojoną siłą.

Jest takie jedno wspomnienie. To szczególnie złe, które prześladuje mnie z koszmarach. Budzę się wtedy z krzykiem na ustach i łzami na policzkach. To wspomnienie oczu Jamesa, które utraciły swój niezwykły blask.

Odwiedziłam Jamesa tylko raz, i nie podlega wątpliwości, że żałować będę tego już zawsze.

Delikatnie uchylam drzwi. Nie skrzypią za co dziękuję Merlinowi, bo ostatnimi czasy ten dźwięk jak mało co, potrafi wyprowadzić mnie z równowagi. Wszystko tu przesiąknięte jest zapachem choroby i nieszczęścia. Właściwie czemuż się tu dziwić, przecież to szpital.

Ignorując wrażenie niepokoju oraz natychmiastową chęć ucieczki, rodzącą się gdzieś we mnie, podchodzę do łóżka, gdzie leży mój… Właściwie sama nie wiem, kim jest teraz dla mnie James. Z pewną trudnością przyznaję, że z całą pewnością już nie mężem.

W każdym razie, zachowując się nieco jak spłoszona łania, zbliżam się do łóżka Jamesa. Pokój działa na mnie przygnębiająco. Wszystko jest tu białe, to naprawdę przygnębiające.

Obrzucam wzrokiem człowieka leżącego przede mną. To z pewnością on, jednak na początku nie jestem tego taka pewna… Blizna, nie widziana dotąd przez moje zielone oczy, zdobi jego obojczyk i ciągnie się w dół, jednak to już zakrywa koszula i nie jestem w stanie powiedzieć, jak wielkie szkody niesie za sobą.

Jego twarz jest jakby bledsza i cały wygląda jakoś tak mizernie. Klatka piersiowa chłopaka unosi się równo i opada, co utwierdza mnie, że ten wciąż żyje.

Minuty zajmuje mi przełamanie wewnętrznego oporu, lecz w końcu spoglądam w jego oczy.

I wtedy mój świat się kończy.

Nie ma tam żadnych śladów życia, żadnych śladów jakiegokolwiek uczucia, nie ma tam śladu mnie.

Właściwie wygląda, jakby był martwy, jedynym śladem życia w człowieku leżącym przede mną, jest unosząca się równomiernie klatka piersiowa.

Cofam się przerażona i pełna niedowierzania. To nie może być prawda. W jednej sekundzie powraca do mnie wszystko to, co powiedzieli uzdrowiciele :

„… zrobiliśmy wszystko co mogliśmy…”

„… teraz wszystko zależy od niego…”

„… powinna się pani przygotować na najgorsze…”

„… istnieje obawa, że może nigdy się nie obudzić…”

...to stan podobny do tego, który mugole nazywają śpiączką. Wie pani, co to śpiączka?...”

James może się nie obudzić…

Sens mojego życia, miałby przestać żyć?! To tak jakby zabito mnie. Ostatnim spojrzeniem obrzucam człowieka, albo raczej jego wrak i wychodzę nieco szybciej, niż powinnam by zachować pozory spokoju.

Od tamtego czasu nie odwiedziłam już Jamesa ani razu. Nie mogłam… Nie mogłam się przemóc, to było ponad mnie.

I dziś mija dokładnie miesiąc, kwiecień chyli się ku końcowi. Siedzę sama nad jeziorem a za towarzysza mam swoją samotność. Niemal mogę zobaczyć jej złośliwy uśmiech i cichy syk: Przegrałaś, głupia!”.

Towarzystwo przyjaciół dobija mnie i za wszelką cenę staram się unikać spotkań z nimi. Nie mogę znieść tego, że oni jeszcze potrafią czuć radość… Nie teraz, kiedy ten przywilej został odebrany Jamesowi.

Syriusz zdawał się być w podobnej sytuacji. Dodatkowo Black znów pokłócił się z Meadowes i wszystko wskazywało na to, że to już definitywny koniec ich związku.

Jakaś część mnie, ta która nie jest pogrążona w rozpaczy i tęsknocie, nieco im współczuje, zwłaszcza Dorcas, która ostatnio wciąż płacze, jednak chyba dobrze się stało. Między nimi już nie ma uczucia, wygasło. Właściwie mam wrażenie, że przez ostatnie tygodnie byli razem jedynie z przyzwyczajenia.

Nie myślę nad tym długo, szybko dochodzę do wniosku, że to bez znaczenia. Bez znaczenia dla mnie i dla Jamesa. Właściwie dla mojego ukochanego nic aktualnie nie ma znaczenia, nawet ja. Żyje we własnym, odgrodzonym ode mnie i mojej miłości, świecie, a ja zostałam pozbawiona klucza do owego świata.

Ściemnia się i chłód otacza moje i bez tego zmarznięte ciało. To dziwne bo przecież jest już prawie czerwiec. Teraz, gdy powinno być coraz cieplej, robi się coraz zimniej. Otulam ramiona rękami i nieśpiesznym krokiem kieruję się w stronę zamku. Gdy tylko przekraczam próg, uderza we mnie rozkoszne ciepło. Ignoruję jednak to uczucie, jak wiele innych rzeczy w ostatnim czasie.

Wielka sala wypełniona jest szumem radosnych rozmów i zapachów jedzenia.

Nienawidzę tych wszystkich ludzi. Nienawidzę bo wciąż potrafią się cieszyć!

Przelotnie spoglądam na Huncwotów. Peter siedzi w milczeniu spożywając kolację a Remus, również w milczeniu niemrawo grzebie widelcem w talerzu. Syriusz siedzi sam przy końcu stołu, z dala od wszystkich. To ciężki czas, nie tylko dla mnie ale i dla Huncwotów. James jest ich częścią i bez niego nie są tą samą grupą psotników.

To właśnie na przeciwko Syriusz decyduję się zająć miejsce. Kiwamy sobie w milczeniu głowami, nie widząc potrzeby by mówić cokolwiek. Ostatnio bardzo odpowiada nam nasze towarzystwo. Żadne z nas nie nalega na rozmowę i tak jest dobrze.

Szybkie spojrzenie na stół nauczycielski upewnia mnie w przeczuciu, że ktoś mnie obserwuje. Ignoruję zmartwione spojrzenie Dumbledore’a i zajmuję się swoim jedzeniem.

Po kolacji razem z Syriuszem wychodzimy z Wielkiej Sali. Przez chwilę mam wrażenie, że Anabell chce iść za nami, ale Dorcas szepcze coś do niej i dziewczyna rezygnuje ze swojego postanowienia. Będąc już w drzwiach posyłam jej wymuszony, uspokajający uśmiech. An, jednak nie daje się nabrać, nadal widzę zmartwienie w jej oczach.

Kiedy wracam do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, wyciągam z torby książki i powtarzam ostatnie tematy. Nauka jest doskonałym sposobem by zająć czymś umysł.

Następnego dnia rano, wstanę jak co dzień, jeszcze na długo przed moimi przyjaciółkami. Nie dbając zbytnio o swój wygląd, ubiorę się i zejdę do Pokoju Wspólnego. Tam już czekać będzie Syriusz i razem zjemy śniadanie w kuchni. Żadne z nas nie wypowie żadnego słowa i żadnemu z nas nie będzie to przeszkadzać.

Później pójdziemy na zajęcia i będziemy się starali przetrwać ten dzień. Gdy zadzwoni dzwonek, obwieszczający koniec zajęć, nogi same poniosą mnie nad jezioro i tam będę aż do kolacji.

Tak wygląda moja codzienność i z pewną nostalgią stwierdzam, że w najbliższym czasie, to raczej się nie zmieni.

 

5 komentarzy:

  1. Kochana EKP,
    rozdział rzeczywiście jest trochę depresyjny, ale bardzo mi się podobał. W sumie to w tym stylu najbardziej lubię twoje opowiadania i tylko dlatego wybaczę Ci brak szczęśliwego zakończenia. Widzę że masz dużo weny, więc życzę Ci jej jeszcze więcej.
    Pozdrawiam,
    Niewinna0607

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana EKP
    Dziękuję za dedykację :D Nie jest ona -tak jak uważasz- za nic. Naprawdę cieszę się, że moje kmentarze Cię motywują :) Ciekawe, co to za człowiek u Ciebie zagościł, że masz tyle weny :D Oczywiście nie oczekuję, że odpowiesz na to pytanie (?). To są Twoje prywatne sprawy. Ale ja także chciałabym mieć w domu takiego gościa, dzięki któremu mogłabym mieć przypływy weny. Rzeczywiście, rozdziały dodajesz bardzo szybko :D
    Gdy James się obudzi, bo musi się obudzić (!), Lily i Syriusz będą się rozumieć jeszcze bardziej, niż jeszcze przed tym całym zamieszaniem z Jamesem, tak?
    Mam nadzieję, że po tym wszystkim, stosunki Lily, Remusa i Petera się nie oziębią. Chociaż ja też muszę przyznać, że jak coś się stanie i jestem np. smutna, denerwuje mnie to, że inni potrafią i mogą się cieszyć, a uwierz, że miałam już dużo takich sytuacji ;)
    Rozdział naprawdę smutny. Zgadzam się z Niewinną0607. Rozdział depresyjny, ale ciekawy :)
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :D
    Pozdrawiam
    Lavender Potter
    Ps. Mam nadzieję, że wena Cię nie opuści i notka pojawi się dość szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana Lavender,
    wybacz ale rzeczywiście nie odpowiem na twoje pytanie. Blog jest miejscem gdzie cenię sobie prywatność ponad wszystko. Co do relacji Lily - Remus i Peter, nawiążę w kolejnych notatkach więc w miarę szybko dostaniesz odpowiedź na swoje pytanie. Z racji, że ostatnio mam obsesję na punkcie Syriusza to Ruda będzie miała z nim wyjątkowo dobry kontakt :)
    Pozdrawiam,
    EKP

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana,
    dzięki wielkie za komentarz. Lepiej nie mów nikomu, że podobają ci się tego typu opowiadania, bo jeszcze się biedni ludzie "zaniepokoją"... :D
    Pozdrawiam,
    EKP
    PS. I tak jesteś tęczowym jednorożcem, ja to wiem, nie oszukasz mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana EKP,
    Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale prawie wgl nie wchodziłam na swojego bloga, a zwłaszcza na blogi innych. Teraz nareszcie wakacje i postaram się odwiedzać Twój blog o wiele częściej :)

    Co do rozdziały to zgadzam się z Niewinna607, że rozdział jest depresyjny,smutny i taki po prostu opowiadający o wielkim nieszczęściu, które spotkało główną bohaterkę. Na prawdę zrobiło mi się przykro, kiedy przeczytałam rozdział, ponieważ dzięki niemu poznajemy uczucia bohaterki.

    Mam nadzieję, że tylko przez kilka kolejnych rozdziałów będzie dominował smutek, aż wreszcie zastąpią go szczęście i radość, bo również jak Niewinna607 uwielbiam szczęśliwe zakończenia.
    Pozdrawiam,
    Hapanihi

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Dziś są drugie urodziny tego opowiadania, więc zgodnie z obietnicą – przed wami epilog.   Epilog Dla Petunii Evans-Dursley wiadomość...