wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 41 — Martwe spojrzenie

Czułam czyjąś dłoń na swoim czole i ciepły oddech, owiewający moją twarz. Chwilę później oba odczucia zniknęły. Powoli zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego co się stało. Przez chwilę zastanawiałam się, gdzie jestem i w końcu postanowiłam wybrać się na bój z moimi ociężałymi niczym ołów, powiekami. Na początku mój wzrok był rozmyty i nie wiele mogłam zobaczyć. Ponad to, pomieszczenie było przesycone jasnym światłem, a to również nie pomagało.

Zamiast koncentrować się na wzroku, który jak na razie nie był mi posłuszny, postanowiłam spróbować skupić się na innych zmysłach. Wciągnęłam powietrze nosem i poczułam tak dobrze znany mi zapach Skrzydła Szpitalnego. W myślach zaklęłam szpetnie. Poważnie, miałam już zdecydowanie dosyć tego miejsca.

Znów wpakowałaś się, panno Evans.

Usłyszałam obok siebie zrezygnowany głos pani Adams

Do prawdy, dziewczyny w twoim wieku zdecydowanie powinny zająć się nauką. Nie lataniem za Śmierciożercami i im podobnym kreaturą.

Skoncentrowałam swój z lekka otępiały wzrok, na jej starszej, przyoranej zmarszczkami, twarzy. Kobieta miała już swoje lata i jakoś właśnie zdałam sobie z tego sprawę. Patrzyła na mnie surowo, jednak w głębi jej oczu ukryta była troska.

Do mojej głowy niespodziewanie zawitał obraz pewnego brązowookiego bruneta. Czułam, że natychmiast muszę się dowiedzieć gdzie jest James. Panika zaczęła rozchodzić się po moich żyłach niczym jad węża. Musiała się pojawić też w moich oczach, bo pielęgniarka położyła dłoń na moim ramieniu, nie tyle w pokrzepiającym geście, co po to, by powstrzymać mnie przed zerwaniem się z łóżka.

Spokojnie, panno Evans, jesteś jeszcze zbyt słaba na eskapady po szkole — przemówiła uspokajającym tonem.

Spojrzałam na nią zła. Ona nic nie rozumiała. Musiałam się dowiedzieć, co z Jamesem. Spróbowałam się wyrwać, jednak jej uścisk na moim ramieniu był zbyt silny. Posłałam jej zrezygnowane spojrzenie. Kąciki ust kobiety drgnęły nieznacznie.

Szybko cię stąd nie wypuszczę, moja droga. Jeśli nie będziesz wariować. Obawiam się jednak, że dyrektor będzie chciał z tobą porozmawiać.

Skinęłam potulnie głową, nie chcąc narażać się na kolejne nieprzychylne spojrzenia pani Adams.

Co z Jamesem? — zapytałam, kiedy kobieta już odchodziła.

Pytanie wydawało mi się bardzo ważne, jednak przypłaciłam je okropnym bólem w moim odwodnionym gardle.

Myślę, że to nie moim zadaniem jest rozmawiać z tobą o tym. Najlepiej będzie jeśli zawołam dyrektora — powiedziała kierując się w stronę wyjścia.

Drzwi zatrzasnęły się za nią i jeszcze przez chwilę po sali roznosiło się echo, po czym zaległa nieprzyjemna cisza. Wszystko wewnątrz mnie wyło z niepokoju. Wbrew zaleceniom pielęgniarki wstałam z łóżka i podeszłam do stolika, na którym stał dzbanek z wodą oraz szklanka.

Mój spragniony organizm z dużym optymizmem przyjął życiodajny płyn. Nawet nie miałam pojęcia, że tak bardzo chciało mi się pić. Czekając na dyrektora, chodziłam niespokojnie w tą i z powrotem. Pięć kroków w jedną stronę, obrót na pięcie i pięć kroków w drugą stronę.

W duchu zastanawiałam się, co takiego mogło się wydarzyć po tym, jak straciłam przytomność. Przecież wszystko miało być dobrze, rany Jamesa, owszem wydawały się rozległe, jednak z pewnością nie były śmiertelne. Więc gdzie w takim razie jest mój ukochany? Powinien być tu ze mną. Jednak Skrzydło Szpitalne definitywnie było puste jeśli nie liczyć mnie rzecz jasna.

Po kilku minutach niecierpliwego czekania, zostałam nagrodzona. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Do środka wkroczył stary dyrektor.

Zawsze podziwiałam Dumbledore’a. Na co dzień jest zwyczajnym staruszkiem z wesołym błyskiem w oczach i paczką cytrynowych dropsów w kieszeni. A jednak jego dobrotliwa postawa nie zmienia faktu, że moc, która od niego bije, napiera na każdą komórkę ciała i uświadamia, że z tym człowiekiem lepiej nie zadzierać. Doskonale rozumiem, dlaczego Voldemort boi się Dumbledore’a. Możemy spokojnie powiedzieć, że jeśli Dumbledore, postanowiłby przejąć władzę w magicznym świecie, tak jak robi to Voldemort, to nasze szanse na wygraną… No cóż, właściwie można powiedzieć, że nie byłoby ich wcale.

Dzień dobry, dyrektorze — powiedziałam cicho, zważając na to iż moje gardło wciąż bolało.

Dzień dobry, Lily — odpowiedział uśmiechając się lekko, jednak zmartwiona nie dostrzegłam w jego oczach zwykłej radości. — Zakładam, że chciałabyś dowiedzieć się co z Jamesem. Obiecuję, że wszystko ci powiem, jednak chciałbym byś najpierw powiedziała mi, co właściwie się stało. Znaleźliśmy was w Hogsmeade. Ty byłaś nieprzytomna, a twoje ręce w ranach. Pan Potter natomiast był cały we krwi. Co więcej, dzień wcześniej, znaleźliśmy skonfundowanego pana Blacka, który nie miał najmniejszego pojęcia co stało. Stał pod gabinetem profesor McGonagall i mówił coś pod nosem. Doprowadzenie go do porządku, zajęło pani Adams ładnych parę godzin. Wtedy też przyjaciółki zgłosiły twoje zniknięcie. Pan Black nie był w stanie nam pomóc. Pamiętał jedynie, że rozmawiał z tobą a później, zacytuję „urwał mu się film”, cokolwiek to znaczy.

Pod koniec wypowiedzi staruszek zachichotał cicho, natomiast ja obrzuciłam spojrzeniem moje ręce. Zdziwiona, że wcześniej nie zauważyłam tkwiących na nich bandaży, zwróciłam się do dyrektora:

Ta sprawa jest dosyć skomplikowana. — Przygryzłam lekko wargę, spoglądając niepewnie.

Sądzę, że mamy czas — powiedział spokojnie.

Nie wiem od czego zacząć...

Najlepiej od początku, moja droga.

Więc zaczęłam od początku. Czyli od feralnego zajścia w Hogsmeade. Kilka razy musiałam przerywać, by się uspokoić, a kilka razy musiałam otrzeć niechciane łzy. Zwłaszcza kiedy doszłam do raniącego zachowania Jamesa po ślubie, który teraz wydawał mi się kompletną głupotą i tego, że przecież powinnam zauważyć coś wcześniej. Mężczyzna wykazał się rzadko spotykanym taktem. Wiedział, co kiedy wtrącić. Nie nalegał kiedy musiałam przerwać ani nie poganiał, kiedy zaczynałam płakać i przestawałam mówić. Kiedy skończyłam swoją opowieść w sali zaległa głucha cisza. Ostatni raz przetarłam załzawione oczy.

Więc, gdzie jest James? — odezwałam się, kiedy już byłam pewna, że mój głos nie zadrży.

Cóż, fizyczne obrażenia pana Pottera, owszem były rozległe, jednak nie zagrażały jego życiu — powiedział nagle zamyślony.

Więc gdzie on jest? — zapytałam zniecierpliwiona.

Lily, mówimy o jego fizycznych obrażeniach. Kiedy pani Adams wykonała swoją pracę i wybudziła pana Pottera, ten nie dawał żadnych oznak życia. Nie zrozum mnie źle, moja droga, jego serce bije a wszystkie narządy pracują tak jak powinny. I tu właśnie pojawia się problem.

Nie rozumiem.

Bo widzisz, Lily, nie wiemy co James przeszedł podczas swojego zniknięcia, nie wiemy, co mu zrobiono.

Co...

Od kiedy James się obudził, nie dał żadnej oznaki, że rozumie co się wokół niego dzieje. On po prostu leży. Jego spojrzenie jest zaszklone, jakby martwe. Jakby coś go od nas oddzielało.

Ale… ale to minie prawda? Przecież on nie może zostać w tym stanie na zawsze!

Takie sytuacje już często były spotykane, Lily i myślę, że jedyne, co możemy zrobić, to zdać się legilimentów. Ale nawet oni czasem zawodzą, musisz być na to przygotowana.

Nagle poczułam, że pomieszczenie, w którym się znajduję jest stanowczo za małe. Dusiłam się, potrzebowałam świeżego powietrza. Nie mogłam dłużej zostać w Skrzydle Szpitalnym, którego zapach przyprawiał mnie o mdłości. Zerwałam się z krzesła, na którym usiadłam kilka minut temu i wybiegłam z pomieszczenia, trzaskając za sobą drzwiami. Kiedy łzy zaczęły płynąć po moich policzkach? Kiedy przyśpieszony oddech przerodził się w rozpaczliwy szloch? Kiedy znalazłam się w głębi Zakazanego Lasu? Nie wiem…

 

12 komentarzy:

  1. ~Niewinna060726 maja 2015 15:32

    Kochana EKP,
    No i co ja mam Ci napisać... Rozdział cudowny i do tego jeszcze długi. Mam nadzieję że z Jamesem wszystko będzie ok.
    Pozdrawiam,
    Niewinna0607

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga Niewinna0607,
    obawiam się, że z Jamesem nie jest "ok" bo chłopak praktycznie postradał zmysły, ale cóż dla ciebie postaram się zakończyć sprawę w miarę szczęśliwy sposób ( I ty mówisz, że nie jesteś tęczowym jednorożcem! )
    pozdrawiam,
    EKP

    OdpowiedzUsuń
  3. Droga EKP,
    Rozdział jak zwykle cudowny <3
    Szkoda mi Lili... i to nawet bardzo.. Nawet nie wyobrażam sobie, co musi teraz przeżywać.. Nie dawno miała życie swego ukochanego we własnych rękach, poświęciła się, ale ból, który ją przeszył był bardzo bolesny.. Później odnalazła go i wyprowadziła do ''głębi'' miasteczka. Zemdlała, a kiedy się obudziła, jego już nie było. Kochała, kocha i będzie kochać Jamesa i nie wyobrażam sobie, że w takim momencie mogłoby mu się coś stać, gorszego niż teraz, ale wiem, że dla Rudej to będzie straszne przeżycie, kiedy ujrzy Rogacza takiego nieobecnego, innego, na wpół martwego. To tak jakby już odszedł, bo co to za życie, kiedy nie kontaktuje się ze światem zewnętrznym ? Ogólnie jestem ciekawa jak dalej potoczy się historia naszej pary. Wiem, że komentarz nie jest zwięzły, ale pisałam, to co mnie trapiło i mam nadzieję, że jednak coś z niego zrozumiesz ;-)
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny,
    Hapanihi
    PS: I oczywiście jak zwykle czekam na kolejny rozdział..

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana Hapanihi,
    myślę, że rozumiem co chciałaś mi przekazać tym komentarzem. Nie martw się, ja również często mam problemy z obraniem swoich myśli w słowa. W każdym razie masz rację, dla Lily dużym ciosem będzie zobaczenie Jamesa w takim stanie choć sądzę ( nie jestem pewna ), że stanie się to dopiero w rozdziale 43 bo w 42 chciałabym skupić się na wydarzeniach w Hogwarcie i może nieco lepiej zapoznać was z przyjaciółkami Lily. Jakoś ostatnio zauważyłam, że nie ma ich dużo w moim opowiadaniu a przecież przyjaciele są częścią życia Lily.
    Pozdrawiam,
    EKP

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział cudny. Dobrze że Lily praktycznie nic się nie stało ale co z Jamesem ? On wyjdzie z tego prawda ? Nic mu nie będzie tak ? Niedługo znów będzie tym wesołym huncwotem prawda ?
    Obliviate

    OdpowiedzUsuń
  6. Droga Obliviate,
    owszem James się obudzi, jednak sądzę, że znacznie wydorośleje bo tym co go spotkało. Po za tym nie sądzę, żeby obudził się w najbliższej notatce.
    Pozdrawiam,
    EKP

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana EKP
    Już w ogóle Cię nie rozumiem :D
    Najpierw rozdziały dodajesz rzadki (nie mam pretensji, bo u mnie jest tak zawsze) a później dodajesz je tak szybko, że nie nadążam z komentowaniem. Poprzednie rozdziały przeczytałam, ale nie zostawiłam komentarza.
    Biedny James... Wiem, że nie może umrzeć, ale i tak jest mi żal jego, jego przyjaciół i Lily... Wolę nie wiedzieć, co zrobi, gdy się z nim spotka. Może zrobi coś, żeby się obudził?
    W tamtym nawiedzowym domu, już nie pamiętam jak się nazywał, udało jej się przezwyciężyć zło w Jamesie. Dlaczego to jego muszą spotykać same złe rzeczy? Zamorduję Cię za to :p
    Gdy przeczytałam tytuł notki, myślałam, że padnę na zawał. Już myślałam, że James nie żyje.
    Pozdrawiam
    Lavender Potter

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochana Lavender,
    mi samej ciężko jest ogarnąć samą siebie, więc nie dziwię się tobie :) jakoś tak ostatnio miałam wenę to pisałam. Po za tym mam takie postanowienie żeby w miesiącu pojawiały się przynajmniej 4 notatki więc musiałam nadrobić :) co do następnej notatki to i tak zdradziłam już zbyt wiele, więc nic już nie powiem :D
    Pozdrawiam,
    EKP

    OdpowiedzUsuń
  9. myszka.miki1031 maja 2015 11:57

    Zapraszam na nowy rozdział http://gangsersko.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana EKP
    U mnie nowy rozdział jakbyś miała czas i ochotę :)
    http://james-poter.blogujaca.pl

    OdpowiedzUsuń
  11. U mnie nowy rozdział! :) http://miranda-firebell.blog.pl/2015/06/07/4-powrot-do-wspomnien/

    OdpowiedzUsuń
  12. A jednak dorwałam internet :D
    Droga EKP
    Rozdział jak zwykle cudowny :)

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Dziś są drugie urodziny tego opowiadania, więc zgodnie z obietnicą – przed wami epilog.   Epilog Dla Petunii Evans-Dursley wiadomość...