sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział 27 - Severus i Szlamy

Wydostałam się z feralnej wieży dopiero nad ranem. Choć może lepiej powiedzieć – wydostano mnie z niej. Błogosławię Merlina, że Remus miał siłę, by siedzieć tyle godzin w bibliotece i znaleźć odpowiednie zaklęcie. Koniec końców dowiedziałam się również, iż Kate spędza święta w domu – a co za tym idzie, jest też bardzo żywa. Dziewczyny oraz James próbowali wyciągnąć ode mnie, co właściwie wydarzyło się na wieży, lecz ten jeden raz postanowiłam milczeć, jak grób. Wiedziałam, że to jest coś, z czym muszę sobie poradzić sama – nie mogłam wciągnąć w tę farsę swoich przyjaciół. Nabroiłam i musiałam ponieść tego konsekwencje.

Powoli wszystko zaczęło wracać do normy - James i Syriusz porzucili wózki inwalidzkie, ja przestałam panikować, kiedy ktoś mnie dotknął, wszyscy uczniowie wrócili do nauki i mogli spokojnie panikować na myśl o OWTM'ach.

Jednym słowem w Hogwarcie na powrót zrobiło się nudno i oczywiście Huncwoci musieli coś z tym zrobić, to tak bardzo w ich stylu. Zaczarowali wszystkie zbroje w zamku, aby na widok Filcha ożywały, w wyniku czego woźny biegał po całym zamku, uciekając przed zbrojami śpiewającymi sprośne piosenki. Natomiast pani Norris chodziła ubrana w różowe spódniczki i z różowym lakierem na pazurach – nawet nie chcę wiedzieć, jak chłopakom udało się poskromić to dzikie zwierze tak, by móc tego dokonać.

Ale dopiero ostatni numer sprawił, że z wrażenia dosłownie opadła mi szczęka. Otóż, drodzy Huncwoci skonfundowali strażników każdego domu, (tak, chodzi między innymi o portret Grubej Damy) pozmieniali hasła do wejść i kiedy już raczyli powiedzieć jak brzmią, większość osób bała się je wymówić. Hasło do Pokoju Wspólnego Gryffindoru brzmiało „Voldemort się nie myje".

Cóż, większość osób bała się tego imienia, więc po prostu siedziała pod portretem, czekając aż ktoś otworzy im przejście. Inne hasła były jeszcze bardziej ekstrawaganckie i nauczycielom zabrało cały tydzień zrobienie z tym porządku. Dostali za to miesięczny szlaban z Filchem. Po ich mściwych uśmieszkach wywnioskowałam, że woźny nie będzie miał łatwego życia.

Styczeń dobiegał powoli końca i zbliżały się moje urodziny. Dorcas wypaplała się, że szykują imprezę z tej okazji. Ona chyba nigdy nie nauczy się trzymać języka za zębami, ale nie narzekam. Dzięki Merlinowi, więcej nie dostałam listów z pogróżkami - chyba umarłabym na zawał.

Trzydziestego stycznia wstałam, jak zawsze, ledwie przytomna - miałam szczęście, że była sobota. Zdziwiona zauważyłam, że moich przyjaciółek nie ma w dormitorium. Wzruszyłam ramionami i poszłam do łazienki. Spięłam włosy w dostojny kok. Czarna sukienka przed kolano ze srebrnymi dodatkami załatwiły kwestię ubioru. Ten dzień miał być idealny. W świecie mugoli oficjalnie stałam się pełnoletnia, a takie rzeczy się świętuje, zwłaszcza jeśli chodzisz z Huncwotem.

Zeszłam do Pokoju Wspólnego i przeżyłam prawdziwy szok. Miałam wrażenie, że nie znajduję się w pokoju gryfonów, ale w jakimś zupełnie innym miejscu. Właściwie, można by je uznać za dyskotekę. Nie było żadnych tandetnych baloników ani nic w ten deseń. Było... po prostu idealnie.

Okna były zasłonięte, więc nie przepuszczały ani grama światła słonecznego, natomiast na suficie wisiała olbrzymia kula dyskotekowa. Biały stolik, stojący w kącie uginał się od prezentów. Po środku tego wszystkiego stała spora grupa osób. Pierwsza podbiegła do mnie Dorcas i przytuliła tak mocno, że nawet Diabelskie Sidła przy niej wymiękały. Zostałam wyściskana przez wszystkie możliwe osoby. Ktoś wyciszył pokój i muzyka grała na całą głośność. Tańczyłam dosłownie ze wszystkimi (głównie z Dorcas, która uparła się, że jako moja najlepsza przyjaciółka ma specjalne prawa). No a kiedy pozbywałam się Dorcas, zaraz zjawiał się James i nie miałam najmniejszej szansy przyprawić go o zazdrość – zwyczajnie nie miałam na to czasu. Ale mimo to bawiłam się naprawdę dobrze i nawet przezwyciężyłam dumę prefekta i za namowami Dorcas wypiłam kieliszek ognistej whisky. Oczywiście szybko tego pożałowałam, krztusząc się przy akompaniamencie śmiechy rozbawionego do łez Blacka.

Dochodziła dwudziesta druga i ktoś wyłączył muzykę. Potter wyciągnął mnie na środek, a ja patrzyłam na niego ze zdezorientowaniem w oczach. Zrozumiałam, co zamierza zrobić dopiero, gdy uklęknął przede mną na jedno kolano. Zaparło mi dech w piersiach, a oczy rozszerzyły się tak, że to prawie bolało. Wyciągnął z kieszeni malutkie pudełeczko, otworzył je i przez chwilę byłam stu procentowo pewna, że śnię. Mały pierścionek z białego złota i z malutkim diamentem, który mienił się wszystkimi kolorami tęczy.

- Lily, czy uczynisz mi ten zaszczyt i...

Było pięknie, ale czar prysł, gdy niespodziewanie do Pokoju Wspólnego wpadła czerwona ze złości McGonagall.

- Czy wy kompletnie powariowaliście -ryknęła już na starcie i z jakiegoś dziwnego powodu nagle zachciało mi się śmiać. - Jeśli już koniecznie musicie urządzać te haniebne imprezy, to przynajmniej wyciszajcie Pokój Wspólny! Kompromitujecie mnie w oczach całego grona nauczycielskiego!

- Ludzie, kto zdjął zaklęcie wyciszające?! - warknął wściekły Syriusz.

Oczywiście nikt się nie przyznał.

- Potter! Czy możesz mi wyjaśnić, co robisz na kolanach przed Evans? - zapytała kobieta, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby.

- Zamierzałem się oświadczyć, pani profesor – rzekł z bezczelnym uśmiechem.

Wydawało mi się, że kobieta nieco się zmieszała, lecz szybko na jej twarz wróciła surowa mina i nie byłam tego pewna.

- Dobrze, dziś wam odpuszczę – powiedziała niechętnie – ale, na litość Merlina, wyciszcie ten pokój!

I zniknęła za portretem zanim ktokolwiek zdążył wyrazić swoje zdziwienie.

- Na czym to ja... Och, no tak... Lily – powiedział ujmując delikatnie moją dłoń, a ja na powrót skupiłam na nim całą swoją uwagę – uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?

- Ja... Słodkie Merlinie, to żart? - wykrztusiłam cicho.

- Ten jeden raz w życiu jestem śmiertelnie poważny – powiedział i faktycznie, dostrzegłam w jego oczach ogromną powagę.

Nie miałam pojęcia, co powiedzieć. W mojej głowie toczyła się prawdziwa bitwa. Znaliśmy się od prawie siedmiu lat, od niemal dwóch byłam pewna, że coś do niego czuję, od niecałego pół roku byliśmy razem. Czy to nie za szybko na tak poważny krok jak zaręczyny? Ale z drugiej strony przecież nadciąga wojna i James już raz otarł się o śmierć – więc jeśli nie teraz, to kiedy? No i przecież kochałam go i byłam tego pewna, więc... więc może zaręczyny to nie taki zły pomysł? Ponadto, przecież ślub może zaczekać...

- O Merlinie – wyszeptałam. - Tak! Boże, tak!

Założył mi pierścionek na palec, a ja, nie czekając na nic więcej, pocałowałam go namiętnie. Ledwo docierały do mnie oklaski ludzi obserwujących te scenę.

-Teraz mogę się spokojnie upić i nie zarzucisz mi, że podjąłem tę decyzję nieświadomie – wyszeptał mi do ucha z rozbawieniem.

Kilka minut później doskoczyły do mnie dziewczyny i zaczęłyśmy piszczeć jak szalone, łapiąc się za ręce i śmiejąc się aż rozbolały nas brzuchy.

Myślałam, że nic nie może zepsuć mi tego wieczoru...

Było już po dwunastej kiedy poczułam, że ktoś łapie mnie za nadgarstek i wyprowadza przed portret Grubej Damy.

- Czego chcesz Snape? - zapytałam z jawną wrogością w głosie, dostrzegając, kto jest moim rozmówcą.

- Błagać cię o chwilę rozmowy,

- Dlaczego miałabym rozmawiać z obrzydliwym Śmierciożercą?

- Grzeczniej! - syknął.

Na widok mrocznego błysku w jego oczach przeszły mnie dreszcze.

- Bo co? - warknęłam buntowniczo. - Zabijesz mnie, tak jak robią to podobni tobie?!

Wziął głęboki oddech, jakby próbując się uspokoić.

- Nie przyszedłem, żeby się kłócić.

- Więc niepotrzebnie się fatygowałeś! Jeśli masz tak słabą pamięć, to przypomnę ci: jestem małą, brudną szlamą i nie potrzebujesz mnie ani mojej pomocy!

- Przestań! - warknął. - Chcę, żebyś mnie wysłuchała i zrobisz to.

- Doprawdy?

- Wiesz, że Czarny pan morduje szlamy – kontynuował, nie zwracając uwagi na to, że próbuję wyrwać nadgarstek z jego uścisku. - Ale gdybyś była ze mną nic by ci nie zrobił, była byś bezpieczna...

- Do końca zwariowałeś! – krzyknęłam. - Puść mnie, bo, przysięgam, że nie ręczę za siebie! Wierz mi, szlamy też potrafią złamać nos. Zresztą, o czym my w ogóle rozmawiamy!? Jestem zaręczona!

- C-co?

- Co, nie pogratulujesz mi? - zakpiłam, przestając się wyrywać.

- Żartujesz?! - warknął. - Chyba nie z Potterem?!

- A właśnie, że z nim! Co cię to w ogóle obchodzi! Puść mnie wreszcie!

- Nie możesz! - ryknął. - Nie możesz wyjść za Pottera! Przecież to skończony...

Trzask

W końcu chłopak mnie puścił i złapał się za nos, w który go uderzyłam z całej siły.

- Nigdy więcej – powiedziałam drżącym głosem – nie próbuj obrażać osoby, którą kocham!

Odwróciłam się, ignorując przekleństwa, które sypały się z jego ust i zniknęłam w tłumie ludzi, który wypełniał Pokój Wspólny.

5 komentarzy:

  1. Dobrze, że Minerwa nie popsuła Lilce imprezy urodzinowej :D James fajnie sobie to wszystko obmyślił, żeby urodzinki swojej dziewczyny połączyć z zaręczynami. Będzie to pewnie dla niej niezapomniane przeżycie. Szkoda tylko, że Snape zjawił się w takim momencie... i popsuł Rudej humor. Chociaż uważam, że nie powinna się nim przejmować, skoro Snape nic dla niej nie znaczy. Pewnie dalej ma do niego sentyment. W ogóle jak można mieć taki tupet, żeby najpierw ją wyzywać, a potem proponować jej "azyl".
    Ja na miejscu Evans przywaliłabym mu z pięści!

    Pozdrawiam i czekam na kolejne rozdziały.
    Em

    OdpowiedzUsuń
  2. Super notatka. Lily musiała się bardzo ucieszyć jak James jej się oświadczył :) trzymam za nich kciuki i czekam na następną notatkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj kochana,
    Chciałam zaprosić Cię do mnie na krótkie ogłoszenie.
    Pozdrawiam i oczywiście bardzo tęsknię.
    EM

    OdpowiedzUsuń
  4. Informujemy, że nominujemy Cię do LBA. Więcej szczegółów tutaj:
    http://mlodosc-huncwotow.blogspot.com/p/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Nareszcie sie oswiadczyl!! Zajebiscie piszesz

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Dziś są drugie urodziny tego opowiadania, więc zgodnie z obietnicą – przed wami epilog.   Epilog Dla Petunii Evans-Dursley wiadomość...