niedziela, 10 kwietnia 2016

Rozdział 70 — Krew i kły

Okej, więc oto prezentuję wam najdłuższy rozdział, jaki do tej pory napisałam. Wyjaśnia się tutaj cała sprawa Anastazji, jednak gdyby coś wciąż było niezrozumiałe: nie wahajcie się pytać :) Na kolejny rozdział trochę będzie trzeba poczekać, pewnie pojawi się w okolicach końca kwietnia. Powód jest prosty: mam teraz masę nauki i kilka innych opowiadań, którymi wypadałoby się zająć. Przypominam również, że po bieżące informacje możecie zaglądać tutaj:


https://www.facebook.com/EKP-533315690175958/?fref=ts


Rozdział dedykuję moim prywatnym: Remusowi i Jamesowi :)


 * * *


Rozdział 70 — Krew i kły


Wylądowałam boleśnie na kolanach; wokół panowała ciemność i przez kilka pierwszych sekund byłam zbyt przerażona, by wykonać jakikolwiek ruch. Niespokojnie nasłuchiwałam choćby najcichszego dźwięku, który zdradziłby czyjąś obecność. Na próżno. W pomieszczeniu, w jakim się znalazłam panowała absolutna, przytłaczająca wręcz cisza.


Miałam pewne przypuszczenia, gdzie mogę być, jednak nie pozwoliłam sobie na utratę czujności. Uniosłam wyżej różdżkę i wyszeptałam:


— Lumos. — Ręka lekko mi drżała, lecz nie przejmowałam się tym.


Końcówka mojej różdżki zalśniła malutkim światełkiem, dzięki czemu mogłam choć trochę zorientować się w sytuacji. Tak jak sądziłam – byłam w domu Anabell.


Salon, w którym stałam był sporych rozmiarów, ładnie urządzonym pomieszczeniem. Wyczuć w nim można było spokojny, poukładany charakter mojej przyjaciółki. Wokół drewnianego stolika stały cztery, równo ustawione krzesła. Nieopodal znajdowała się zachęcająca wyglądem, niebieska kanapa, ale w półmroku byłam w stanie dostrzec zaledwie jej niewyraźny zarys.


Usiadłam na jednym z krzeseł i powoli przejechałam dłonią po włosach, tworząc tym samym na głowie koszmarny bałagan. Nie miałam pojęcia, co robić. W głowie kołatała mi się tylko jedna myśl: właśnie zaatakował mnie Voldemort i osoba, która od wielu lat powinna być martwa. I to w dodatku osoba, która powinna być moją przyjaciółką! Co tu się, do diabła ciężkiego, działo?!


— Lily? — zapytała zaspanym głosem Anabell. — Co tutaj robisz o tej godzinie? Stało się coś złego?


Musiała stać w progu drzwi od jakiegoś czasu. Przyglądała mi się, mrużąc lekko oczy i trzymając przed sobą, jarzącą się delikatnym światełkiem, różdżkę. Spojrzałam na nią powoli i wypuściłam powietrze z cichym świstem.


— Nie mam pojęcia, co się właściwie stało — powiedziałam, zrywając się na równe nogi. — Muszę pilnie porozmawiać z Dumbledore'em.


Usłyszałam niepewne westchnięcie, coś pstryknęło i po chwili oślepiło mnie jasne światło, wydobywające się z żyrandola. Zamrugałam, próbując przyzwyczaić oczy na nagłej zmiany jasności.


Nie potrzebowałam niczego więcej; niespełna kilka sekund później ruszałam już w stronę kominka, jednak Anabell chwyciła mnie mocno za rękaw.


— Nie puszczę cię, dopóki mi nie powiesz, co się stało — powiedziała spokojnie, ale w jej oczach błyszczał upór i wiedziałam, że nawet gdybym spróbowała się kłócić, byłaby to przegrana walka.


— An, nie sądzę, żeby to był dobry czas na wyjaśnienia — spróbowałam i rzuciłam znaczące spojrzenie na kominek.


— Im szybciej mi powiesz, tym szybciej cię puszczę. I nie kupię żadnej bzdury o przyjacielskiej wizycie — zastrzegła, jakby przewidując mój kolejny ruch. — Nikt normalne nie wpada komuś do domu o trzeciej w nocy i na pewno nie wygląda przy tym, jakby dopiero co zobaczył ducha. Choć w naszym świecie to chyba kiepskie porównanie.


— No nie wiem, bo jak poniekąd zobaczyłam ducha — powiedziałam i znów przejechałam dłonią po włosach.


Zapowiadała się długa noc.







Skończyłam mówić i spojrzałam niepewnie na Anabell, która siedziała obok mnie na kanapie. Niebieskie oczy dziewczyny zdradzały coś więcej, niż tylko cień zaniepokojenia, choć nie widać było w nich przerażenia – a to z pewnością błyszczało w moich zielonych oczach. Ręka Crage była niezbyt mocno zaciśnięta w pięść, jednak paznokciami tworzyła na skórze delikatnie zaczerwienione pół-księżyce.

— Myślisz, że ona faktycznie m-może być wampirem? — zapytała cicho.

Przygryzłam wargę i przez moment zastanawiałam się nad odpowiedzią.

— Wiem, co widziałam — odparłam w końcu.

— A-ale... Ale to kompletnie bez sensu! Wampiry stanowczo odmówiły udziału w naszej wojnie, podobnie jak wilkołaki. Dlaczego ona miałaby stanowić wyjątek od reguły? No i dołączmy do tego jej historię! Jej najlepsza przyjaciółka, Isabella czy jakoś tak, została zamordowana przez Śmierciożerców.

Zmarszczyłam brwi.

— Nie miałam o tym pojęcia.

Anabell tylko wzruszyła ramionami.

— W każdym razie to ważne. Jeśli dobrze mi wiadomo, to wydarzenie bardzo ją zmieniło. Stała się zamknięta w sobie. Ale to niemożliwe, żeby Anastazja Davies miała coś wspólnego z wyczyszczeniem ci pamięci. Zawsze mówiłyście o niej same dobre rzeczy.

— I właśnie tego nie rozumiem, An — powiedziałam z lekkim rozżaleniem. — Jak osoba, którą uważałaś za przyjaciela może zrobić ci coś takiego? Jak może wbić ci nóż w plecy.

Anabell pokręciła głową i nagle uderzyła lekko dłonią w udo.

— Nie mam pojęcia, ale wiem, kto może nam pomóc. Ktoś, kto dużo wie o Anastazji Davies.

Przewróciłam oczami.

— Powiesz mi to dziś czy raczej nie?

— Myślę, że jej siostra da nam odpowiedzi, jakich potrzebujemy.

— Siostra? — Wytrzeszczyłam na dziewczynę oczy. — Ona ma siostrę?

— No, tak — odparła Anabell, ale po chwili jakby przygasła. — Wiem jedynie, że nazywa się Katherine Davies.

— I to wszystko? Żartujesz? Przecież to tyle, co nic!

— Zdaje się, że Anastazja nie należy do zbyt otwartych osób. Jeśli mówiła o niej coś więcej, to nigdy mi o tym nie wspominałaś. Mówiłaś jedynie, że ma starszą siostrę.

— No a co z jej matką?

An wzruszyła bezradnie ramionami, a ja westchnęłam ze zmęczeniem.

— Dlaczego życie musi być takie popieprzone? — zapytałam i ukryłam twarz w dłoniach.

— Kiedy ktoś zaczynał tak mówić, lubiłaś mawiać, że to właśnie w tym leży urok życia — powiedziała cicho niebieskooka i delikatnie poklepała mnie po kolanie.

— Nie należałam do zbyt mądrych osób — jęknęłam stłumionym przez dłonie głosem. — Nie ma nic fajnego w tym, że życie co chwila rzuca ci kłody pod nogi! To okropne! Chciałabym po prostu normalnie żyć! Z każdym dniem dowiaduję się czegoś nowego i za każdym razem to niemal burzy świat, jaki zdążyłam sobie zbudować. W tym nie ma ani grama uroku!

— Nie, nie ma — zgodziła się Anabell, marszcząc lekko brwi. — Ale nie sądzę, byś to miała na myśli. Raczej chodziło ci o fakt, że każde nieszczęście do czegoś prowadzi, coś nam daje...

— Wielkiego, emocjonalnego doła?

— Doświadczenie, Lily — poprawiła mnie delikatnie i uśmiechnęła się pocieszająco kiedy w końcu na nią spojrzałam. — Musisz spojrzeć na to z innej perspektywy.

— Moja perspektywa mi wystarczy, dziękuję — fuknęłam.

— Chcesz wiedzieć, jak ja to widzę? — zapytała i nie czekając na odpowiedź kontynuowała. — Nic nie trwa wiecznie. Rozwiążemy tę zagadkę. Być może nie dziś i pewnie też nie jutro, ale damy sobie radę.

— Żartujesz, An? Prędzej skończę martwa. Voldemort z jakiegoś powodu chce mnie w swoich szeregach. I z jakiegoś powodu wszyscy też mówią, że jemu się nie odmawia. Jeśli mam być szczera, to równie dobrze mogę zacząć kopać sobie grób.

— Dumbledore nie pozwoli cię skrzywdzić, Lily...

— Dumbledore nie jest Bogiem, An! Z jakiegoś powodu tracimy każdego dnia kolejnego członka Zakonu, kolejną bliską nam osobę! Po tym, co się dziś stało... Jak mogę być pewna, że dożyję kolejnego dnia? — zapytałam zrezygnowana; wiedziałam, że żadna z nas nie zna odpowiedzi na to pytanie.

Dziewczyna pokręciła bezradnie głową i jej długie, karmelowo-brązowe włosy zafalowały delikatnie wokół twarzy.

— Nie możesz mieć pewności. Ale wątpię, byś należała do rodzaju osób, które się poddają. Jeśli chcesz, możemy nic nie robić, możemy znaleźć ci bezpieczne schronienie, a kiedy wróci James będziesz bezpieczna. On nie da cię tknąć. Możemy też iść się teraz przespać, a rano wymyślić jakiś sensowny plan. Ta decyzja należy do ciebie, Lily. Ja będę cię wspierać, nieważne, co postanowisz.

— Jeśli wybiorę tę pierwszą opcję — zawahałam się przez moment, jednak szybko kontynuowałam: — to będzie tchórzostwo, prawda?

Crage znów przez moment się zastanowiła, lecz po chwili coś błysnęło w jej oczach i już wiedziałam, że jest pewna swojej odpowiedzi.

— Tylko jeśli za tchórzostwo uznajesz ludzką chęć życia w szczęściu i bezpieczeństwie. Wtedy możesz spokojnie określić nas wszystkich mianem tchórzy.

— Ale ucieczka od problemów... To nigdy nie działa. — Westchnęłam i spojrzałam tępo w krzesło stojące nieopodal. — Powinnam walczyć o to, co mi odebrano...

— Jeśli tak czujesz, to zdecydowanie powinnaś — rzekła dziewczyna i po chwili przyglądania mi się pociągnęła mnie do delikatnego uścisku. — Wiesz, właściwie mogłabym ci powiedzieć, że wszystko jakoś się ułoży, nawet jeśli ona wciąż będzie żyła, ale życie nauczyło mnie, że nawet najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa. Póki to... to coś wciąż będzie żywe, Lily, wierz mi, to nie da ci ułożyć sobie życia na nowo.

— Tego właśnie się boję — wyszeptałam i wtuliłam się w nią mocniej, chłonąc delikatny, kwiatowy zapach jej włosów.

Minęło kilka długich chwil, nim oderwałyśmy się od siebie.

— Lepiej — zapytała cicho Anabell.

Pokiwałam głową i spojrzałam jej prosto w oczy.

— Masz rację — powiedziałam i uśmiechnęłam się gorzko. — Nie jestem z tych, którzy się poddają.

— Chodź, pościelę ci łóżko, w szafce powinnam mieć eliksir nasenny. Rano postanowimy coś więcej.

— Będziemy musiały iść na Pokątną — stwierdziłam, ruszając za dziewczyną do pokoju gościnnego. — Potrzebne nam... to znaczy: potrzebne mi będą książki o wampirach, w szkole przerabialiśmy ten temat tylko powierzchownie.

— Nie tobie, Lily, tylko nam. Chyba nie sądzisz, że pozwolę ci tak ryzykować samej? — powiedziała zatrzymując się i ujmując mocno moją dłoń. — Jesteśmy w tym razem; zawsze byłyśmy. Ty, Alicja, ja i Dorcas. Dor już nie ma, a Alicja nie jest w stanie nam pomóc, ale póki trzymam się na nogach, zawsze ci pomogę. Osoba, która rani moich przyjaciół, rani też mnie. Lily, jesteś jedną z niewielu, którzy mi pozostali. Tata zmarł kilka lat temu, mamie też nie zostało wiele czasu. Nie mogę stracić też ciebie — powiedziała i spojrzała na mnie z tak ogromnym smutkiem w oczach, że coś ścisnęło mnie boleśnie w gardle.

— Nie stracisz, obiecuję — powiedziałam i również ścisnęłam mocno jej rękę. — Jestem Lily Evans, no nie? Szczęście i wychodzenie cało z tych wszystkich kłopotów to moja specjalność.

— Taką właśnie cię uwielbiam. — Anabell zaśmiała się dźwięcznie, lecz miałam wrażenie, że w jej oczach błyszczą łzy. Złożyłam sama sobie obietnicę, że nigdy nie pozwolę im popłynąć.




Ranek nadszedł zdecydowanie zbyt szybko i zaowocował w ponury humor. Obudziło mnie czerwcowe słońce, które wlewało się kaskadami przez okno. Budzik wskazywał czternastą. Zaklęłam pod nosem – dłużej nie mogłam spać.

— Musimy pogadać z Dumbledore'em. Chciałabym zabrać z domu swoje rzeczy i naprawić szkody, zanim moja mugolska najemna zorientuje się, że jej dom jest w stanie nienadającym się do użytku — powiedziałam, wchodząc do kuchni, gdzie Anabell przygotowywała naleśniki.

Dziewczyna o wiele bardziej nadawała się do kuchni ode mnie i zdążyłam się już o tym przekonać, więc po prostu zajęłam miejsce przy stole i nie mieszałam się do jej pracy.

— Myślisz, że to bezpieczne?

— Myślę, że to skrajnie niebezpieczne, dlatego muszę porozmawiać z Dumbledore'em. Mogę pożyczyć jakieś ubranie? To z wczoraj aż śmierdzi ognistą whisky.

— Jasne, weź coś z mojego pokoju. Jeśli chcesz, to weź też prysznic, ręczniki są w dużej, czarnej szafie. Ach, uprzedzam, że moje ubrania mogą nie wyglądać na tobie najlepiej. Jesteś strasznie chuda, wiesz o tym, prawda?

— Wiem, wiem — odburknęłam i posłałam jej zirytowane spojrzenie. — Wszyscy wciąż mi to powtarzacie.

Dziewczyna uśmiechnęła się bezradnie i wzruszyła ramionami, po czym wróciła do pieczenia naleśników. Stwierdziłam, że w tej kwestii nic już nie zdziałam, więc opuściłam kuchnię i postanowiłam zrealizować mój pomysł odnoszący się do przebrania ciuchów. Zresztą, prysznic na rozbudzenie też nie był głupi.

Niecałą godzinę później weszłam do kuchni już ubrana i umyta. Włosy wciąż miałam wilgotne, ale mimo że mogłabym wysuszyć je jednym prostym zaklęciem, postanowiłam tego nie robić. Przerzuciłam je więc przez ramię i usiadłam przy stole, wcześniej nakładając sobie na talerz naleśniki. Anabell właśnie kończyła myć naczynia i chwilę później usiadła naprzeciw mnie.

— Więc jakie mamy plany na dziś?

— Nie jestem pewna. Dobrze byłoby załatwić rozmowę z Dumbledore'em i zajrzeć na Pokątną. Chociaż mogłybyśmy odwiedzić też bibliotekę w Hogwarcie. W Dziale Ksiąg Zakazanych powinny być jakieś lektury uzupełniające o wampirach, a Dumbledore nie powinien mieć nic przeciwko.

— Chcesz powiedzieć mu o Anastazji? — zapytała dziewczyna, przyglądając mi się przy tym uważnie.

— Nie jestem pewna — odparłam powoli. — Dumbledore to wielki czarodziej i jego pomoc byłaby nieoceniona, ale coś mi mówi, że powinnam to załatwić sama.

— To twoja decyzja — odparła Anabell i wzruszyła ramionami. — Myślę jednak, że pomoc by nam się przydała. Może Remus? Znał ją, kiedy chodziła do Hogwartu i kilka razy mi o niej wspominał. Zresztą, znasz bardziej błyskotliwą osobę od niego?

Westchnęłam i odchyliłam się do tyłu na nogach krzesła.

— Tak, pomoc Remusa mogłaby nam się przydać, ale... Ale boję się go w to wciągać. Widziałaś, co niemal się wczoraj stało. To zbyt niebezpieczne, bym mieszała w to moich przyjaciół, An.

— Remus jest w Zakonie — odparła Anabell i odgarnęła niesforny kosmyk za ucho. — Wie, czym jest ryzyko i potrafi podejmować swoje decyzje. I, Lily, on jest twoim przyjacielem. Chciałby, żebyś zwróciła się do niego w razie potrzeby. A nie oszukujmy się, jesteś w potrzebie.

Potrząsnęłam lekko głową.

— Ja... Ja po prostu już nie wiem, co robić. Wszystko mi się miesza, czasem zwyczajnie traci sens. Wiem, że musimy walczyć, jeśli chcemy wygrać tę wojnę, ale każdego dnia ktoś ginie i każdego dnia boję się, że kolejną na liście martwych będzie bliska mi osoba. I teraz, kiedy James i Syriusz tak nagle przepadli... Nie chcę wciągać kolejnej osoby, którą kocham w niebezpieczeństwo. Po prostu nie chcę.

Całkowicie porzuciłam już jedzenie – zamiast konsumować posiłek patrzyłam w niebieskie oczy mojej przyjaciółki i próbowałam jej wytłumaczyć swoje uczucia, których sama nie potrafiłam do końca zrozumieć.

— Remus to duży chłopiec, Lily. A tym razem nikt nie zginie, nie w taki sposób, rozumiesz mnie? — zapytała, lecz nie czekała na odpowiedź. — Poza tym każdego dnia ktoś ginie. Przez chorobę, Śmierciożerców, samobójstwo, wypadek. Śmierć to coś nieuniknionego i wszyscy w Zakonie zdajemy sobie z tego sprawę. Wiemy, że są sprawy, dla których warto oddać życie. Ty też to wiesz, Lily. Inaczej nie walczyłabyś, prawda? Teraz posłuchaj: skończysz śniadanie i odwiedzisz Hogwart. Opowiedz wszystko dyrektorowi, a przynajmniej opowiedz mu to, co najważniejsze i idź do biblioteki. Ja w tym czasie skontaktuję się z Remusem i Edgarem. Może uda mi się wciągnąć w to jeszcze Hestię. Myślę, że ta trójka jest najbardziej godna zaufania. Wyjaśnię im całą sytuację i spotkamy się w Trzech Miotłach o osiemnastej. Wszystko jasne?

Skinęłam powoli głową i An uśmiechnęła się promiennie.

— Nie rób takiej miny, Lily — rzekła po chwili — wszystko się jakoś ułoży. Razem na pewno damy sobie radę.

— Anabell?

— Hmm?

— Dziękuję... za wszystko.




Rozmowa z Dumbledore'em zabrała mi ponad pół godziny, a kiedy wyszłam z jego gabinetu byłam więcej niż pewna, że mężczyzna wiedział, iż kłamię. Ale dyrektor miał to do siebie, że nigdy na nikogo nie naciskał – tak było również tym razem.

W bibliotece znajdowało się jedynie kilku pilniejszych uczniów, którzy w całkowitym milczeniu wertowali grube księgi; jedynie nieliczni wymieniali szeptem jakieś uwagi. Przez myśl przebiegło mi, iż pomieszczenie powinno wydawać mi się znajome, w końcu w ciągu siedmiu lat nauki z pewnością bywałam w nim więcej niż raz, jednak w mojej pamięci nic nie zaskoczyło. Byłam pewna, że widzę miejsce pierwszy raz w życiu. Nie rozglądałam się zbyt długo, w końcu odwiedziłam bibliotekę z konkretnym celem. Dział Ksiąg Zakazanych był ciemnym, wąskich i długim pomieszczeniem, w którym śmierdziało kurzem i zgnilizną. Miałam szczęście, że bibliotekarki nie było w pobliżu, bo tłumaczenie jej, iż posiadam zgodę dyrektora na tę wizytę byłoby czasochłonne i kłopotliwe, a akurat na czasie bardzo mi zależało.

Znalezienie odpowiedniej książki, z jakiej dowiedziałabym się czegoś więcej, niż steku bzdur wcale nie było takie łatwe, zwłaszcza, że nie wszystkie książki chciały ze mną współpracować – nie wnikajmy w kwestię tego, że musiałam gonić kilka z nich przez cały Dział Zakazany. To po prostu zbyt kompromitujące, by o tym mówić. Ostatecznie po niemal dwóch godzinach w ciasnym i ciemnym pomieszczeniu znalazłam coś, co wyglądało na rozwiązanie moich problemów. Wepchnęłam ciężką księgę o tytule „Wielki spis stworzeń mroku” do torby i rzuciłam okiem na zegarek. Do spotkania miałam jeszcze sporo czasu, więc postanowiłam iść do Hogsmeade jak najbardziej okrężną drogą, ciesząc się przy tym letnim słońcem.

Mimo iż do wieczora zostało jeszcze trochę czasu, to niebo zaczęły przysłaniać chmury, jakby zaraz miał lunąć deszcz. Znikąd zerwał się silny wiatr i swoją wycieczkę musiałam przełożyć na inny raz. Idąc przez szkolne błonia przyspieszyłam kroku i kilkanaście minut później byłam już w Trzech Miotłach. Dotarłam tam w samą porę, bo zaraz po tym, jak zamknęły się za mną drzwi usłyszałam głośny huk piorunu i z nieba lunął siarczysty deszcz.

Zajęłam miejsce przy stoliku najbardziej oddalonym od innych ludzi, zamówiłam kawę i pogrążyłam się w lekturze.

— Banshee, Czerwone Kapturki — mruczałam cicho pod nosem, wertując książkę — Druzgotki, Wilkołaki, Wampiry!

Ilustracja zamieszczona pod zamaszystym podpisem „Dzieci Nocy – Wampiry” przedstawiała piękną kobietę o krwisto-czerwonych ustach, zielonych, matowych oczach i skórze tak białej, że konkurować mogłaby jedynie ze śniegiem.

Wampiry to jedne z najbardziej niegodziwych mrocznych stworzeń. Ich okrucieństwo znacznie przewyższa szał mordu wilkołaków czy też upiorne zawodzenie banshee – jest ono w pełni świadome, a czyjeś cierpienie dodaje im siły. Oczywistym jest fakt, iż stworzenia te spotkać można jedynie nocą lub w miejscach, gdzie nie dochodzi światło słoneczne (pomieszczenia bez okien, gęste lasy, kopalnie itp.). Cechuje je blada skóra, matowe, głębokie (niemal hipnotyzujące) spojrzenie, długie, ostre zęby i czerwone usta. Często żyją one w sporych grupach, lecz zdarza się sporo wyjątków od tej reguły.

Ze stworzeń mroku to właśnie wampiry zostały najhojniej obdarowane upiornymi talentami. Do pewnego stopnia potrafią kontrolować emocje i uczucia zwykłych ludzi (nie działa to na inne stworzenia mroku), posiadają zdolność hipnozy, czasem udaje im się wpływać na pogodę. Poruszają się bezszelestnie, ich organizm nie wykazuje żadnych oznak życia (brak pulsu, bicia serca, niska temperatura ciała itp.). Z wiekiem wszystkie wampiry robią się bardziej biegłe w swoich umiejętnościach. Jednak ich największą zaletą jest nieśmiertelność – posiadają ją jako jedyne ze stworzeń mroku. Dla wampirów są zgubne jedynie dwie rzeczy: promienie słońca i drewniany kołek, wbity w miejsce niebijącego serca. Zaklęcia czarodziejów nie są w stanie wyrządzić im fizycznej krzywdy przez ich niesamowitą zdolność samoregeneracji. Choć wydaje się to niemożliwym, wampiry posiadają zdolność do głębszych uczuć, a ich lojalność jest wręcz niesamowita.

Wampiry są również jednymi z nielicznych mrocznych stworzeń, które potrafią się rozmnażać z ludźmi. Narodzone z takiego związku dziecko może być człowiekiem, wampirem lub mieszanką obu gatunków – wszystko staje się jasne w dniu piętnastych urodzin dziecka, kiedy to objawia się jego prawdziwa natura. Wampiry żywią się krwią, lecz nie jest im ona niezbędna do przeżycia – za to polowanie na ludzi sprawia im prawdziwą radość...

Zatrzasnęłam książkę i przejechałam dłonią po włosach – robiłam to dość często, kiedy się czymś stresowałam. Z książki dowiedziałam się aż nazbyt wiele. Nie miałam już żadnych wątpliwości; dziewczyna, którą spotkałam, która usunęła mi pamięć, która podobno była moją przyjaciółką była stworzeniem nocy. Nie żebym miała jakieś uprzedzenia – w końcu Remus też jest uznawany za „mroczne stworzenie”, ale ostatecznie Lupin nie służy Voldemortowi...

— Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha, ślicznotko — wyszeptał mi do ucha znajomy głos, a dosłownie sekundę później moje włosy zostały porządnie poczochrane.

— Zabiję cię, Edgar — syknęłam w kierunku chłopaka, który śmiejąc się zajął miejsce obok mnie.

— Obawiam się, Lily — rzekła Hestia, z czułym uśmiechem na twarzy zajmując miejsce przy stoliku — że nie będę mogła ci na to pozwolić. Co by zrobił Zakon bez tego wariata?

— Chciałaś powiedzieć: co ja bym zrobiła bez tego wariata — wtrącił Lupin i od razu musiał się schylić, żeby uniknąć ciosu dziewczyny.

— No tak — zaczęła An i potarła lekko ręce — więc chyba jesteśmy w komplecie. Chcieliśmy wciągnąć w to jeszcze Petera, ale on załatwia coś dla Zakonu w Niemczech i wróci dopiero za kilka dni.

— Wciąż jestem zdania, że im nas mniej, tym lepiej — burknęłam pod nosem.

— Okej, skoro zrzędzenie rudzielca mamy za sobą, to możemy przejść do rzeczy — stwierdził Edgar i posłał mi łobuzerski uśmiech.

Wywróciłam oczami i wysunęłam książkę na środek stołu, tak by wszyscy mogli ją widzieć.

— To najlepsze, co udało mi się znaleźć w bibliotece Hogwartu.

— Więc czego się dowiedziałaś — zapytał Lupin, zaklęciem osuszając swoją mokrą od deszczu koszulę.

— Właściwie ta książka jedynie potwierdziła moje przypuszczenia. Anastazja Davies żyje, o ile można to tak nazwać.

— Więc jednak jest wampirem? — upewniła się Anabell i odłożyła na bok menu, w którym szukała czegoś do zamówienia.

Skinęłam powoli głową.

— Na to wygląda. Ale albo któreś z jej rodziców również było wampirem, albo ktoś ją ugryzł.

— To ma jakieś znaczenie? — Hestia posłała mi zdziwione spojrzenie.

— Nie, ale ta wiedza raczej pomogłaby nam zrozumieć sytuację.

— Edgar ma coś, co może nam pomóc — wtrąciła nagle An. — Edgar?

Chłopak ściągnął z oparcia krzesła nieduży plecak i wyjął z niego książkę, nieco większą, niż ta, której do tej pory korzystałam.

— To należało do mojego ojca. Genealogia Rodzin Czystej Krwi. Jeśli Davies była czystej krwi, to znajdziemy tutaj jej drzewo genealogiczne.

— A jaką mamy pewność...? — zaczęłam, jednak chłopak mi przerwał.

— Zaraz się przekonamy. A jeśli nie była czystej krwi, to pozostaje nam włamać się do akt szkolnych.

Chłopak otworzył książkę i zaczął powoli jeździć palcem po spisie treści.

— Bingo! — zawołał nagle. — Jest: Davies!

Otworzył książkę na odpowiedniej stronie i odwrócił ją w moją stronę. Rodzina Davies musiała być naprawdę stara, a jej korzenie zapewne sięgały aż średniowiecza. Przy samym końcu strony znajdowały się dwa imiona.

— Anastazja i Katherine. Więc faktycznie ma siostrę. Ktoś może wie, gdzie ją znaleźć?

— Nie, ale mogę wiedzieć — rzekł Edgar. — Opłaca się mieć wpływową siostrzyczkę.

— Amelia da radę to zrobić? — zapytał Remus.

— Jeśli odpowiednio długo będę ją prosił? Oczywiście, że da. Przecież nie odmówi swojemu ukochanemu bratu. — Wyszczerzył do nas zęby.

— A co z jej matką? — wtrąciła Hestia, spoglądając mi przez ramię. — Jane Davies.

— Czy ona nie pracuje w dziale Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami? — zapytał Remus i zmarszczył lekko brwi; robił to zawsze, kiedy się na czymś skupiał. — Wydaje mi się, że kojarzę to nazwisko.

— No nic — stwierdziła Hestia. — Chcecie coś zamówić? Idę kupić kawę.

— Ja poproszę gorącą czekoladę. — Lupin wcisnął dziewczynie w dłoń monetę i puścił mi oczko; uśmiechnęłam się lekko. — Nie wiem, czy rozmowa z ich matką to dobry pomysł. Chodziły plotki, że znęcała się nad córkami.

— Ale kto może znać ją lepiej, niż własna matka?

— W porządku — westchnął blondyn. — Zajmę się tym; może uda mi się załatwić z nią spotkanie.

— Ja jednak zająłbym się jej motywami — stwierdził nagle Edgar.

Zmarszczyłam lekko brwi i posłałam mu niepewne spojrzenie.

— Motywy, dla których działa z Voldemortem?

— Dokładnie. Przecież wampiry odmówiły udziału w naszej wojnie. A nie zapominajmy, że to Śmierciożercy są odpowiedzialni za śmierć jej najlepszej przyjaciółki.

— Prawie już zapomniałem o Isabell — stwierdził Remus z jakąś dziwną nutą nostalgii w głosie. — To była świetna dziewczyna; taka pełna dobra i empatii. Anastazja też taka była, nie rozumiem, jak mogła stać tym, czym mówisz.

— Może to nie była jej wina? — zasugerowałam. — W tej książce piszą, że wampiry cechuje okrucieństwo.

— O wilkołakach piszą to samo, Lily — stwierdził z ostrą nutą. — Nie jestem święty, ale nie sądzę również, bym był wyjątkowo okrutny.

— Ale jak inaczej wytłumaczysz to, co robi ta dziewczyna? Remus! Ona pozbawiła mnie pamięci, to przez nią straciłam dziecko!

Na moment przy stoliku zapadła cisza. Edgar starał się nie patrzeć ani na mnie, ani na Remus, a z kolei Anabell otwarcie przyglądała mi się zszokowanym wzrokiem.

— Dziecko? — zapytała powoli. — Lily, o jakim dziecku ty mówisz?

Westchnęłam cicho i wbiłam spojrzenie w podłogę.

— Nie jestem pewna.

— Pewna czego?

— Wydaje mi się, że przed tym wszystkim mogłam być w ciąży.

— Nie, niemożliwe. Wiedziałabym o tym.

— Nie wiedziałaś, An — wtrącił Remus. — Ona ma rację, była w ciąży. Wiedziały o tym tylko trzy osoby: Lily, ja, a później też James. Pamiętasz misję, na której Alicja poroniła? Ktoś wbił wtedy Lily nóż w brzuch.

— To wspomnienie wróciło do mnie jakiś czas temu — przyznałam. — Byłam pewna, że znam skądś te oczy, które wtedy widziałam. Teraz jestem już pewna, że to były oczy Anastazji.

— Ale... Ale dlaczego nic mi nie powiedziałaś?! — zawołała ze złością.

— Nie wiem — wyszeptałam. — Naprawdę nie wiem, Anabell.

Dziewczyna chciała powiedzieć coś jeszcze, lecz naszą rozmowę przerwało kilka głośnych huków. Zbyt dobrze znaliśmy czarodziejski świat, by nabrać się, że są to odgłosy burzy. Żadne z nas nie miało wątpliwości, że właśnie taki dźwięk towarzyszy aportacji. Hestia, która właśnie wracała ze swoją kawą oraz czekoladą dla Remusa upuściła oba zamówienia na ziemię.

— Śmierciożercy! — zawołała i to wystarczyło, by ludziom siedzącym w kawiarni przerwać spokojne spędzanie czasu.

Nie minęło nawet kilka minut, a wokół zapanował chaos. Ludzie rzucili się do wyjścia, niektórzy próbowali teleportacji, jednak szybko okazało się, że Śmierciożercy założyli bariery anty-deportacyjne na obszar wioski.

— To pułapka — stwierdził Edgar, chwytając Hestię za rękę i ciągnąc ją do kąta, w jakim się schowaliśmy.

Każde z nas miało w dłoni różdżkę i każde było gotowe do walki, choć nie sądzę, byśmy byli do tego choć w najmniejszym stopniu chętni.

— Trzeba się skontaktować z Dumbledore'em — stwierdziłam. — Bez reszty Zakonu nie mamy szans, potrzebujemy wsparcia. Musimy chronić dzieci i osoby, które nie wiedzą, jak walczyć.

— Lily, tutaj nikt nie wie, jak walczyć. Widziałaś, kto siedział w tej kawiarni? Dzieciaki, które dopiero skończyły szkołę.

Wzięłam głęboki wdech i spróbowałam uspokoić szybko bijące serce.

— To nie jest pierwsza taka misja, damy radę.

— Ostatnia bitwa w Hogsmeade zakończyła się śmiercią tylu osób. Wtedy umarła Dorcas...

— An, to nie jest dobry moment na wspomnienia. Remus, wyślij Patronusa do Dumbledore'a. Edgar, zrób to samo do twojej siostry, niech zawiadomi aurorów. Reszta za mną!

— Hestia! — zawołał Edgar, łapiąc dziewczynę za nadgarstek. — Bądź... bądź ostrożna.




Ta bitwa była zdecydowanie inna, niż wszystkie, w których do tej pory brałam udział. Była bardziej krwawa, bardziej brutalna. Już nie chodziło, by zranić drugą osobę – chodziło o to, by zabić i chyba wszyscy byli tego świadomi. Dzieci i starsze osoby skryły się w blokach, lecz podświadomie wiedziałam, że nie jest to dobre posunięcie; zaklęcia latały dookoła i co chwilę trafiały w owe bloki, więc kwestią czasu było ich zawalenie się. Nie było nas wielu, ale, na całe szczęście, Śmierciożercy nie mieli specjalnie dużej przewagi. Udało mi się właśnie rozbroić mojego przeciwnika, kiedy silne zaklęcie odpychające powaliło mnie na ziemię. Byłam pewna, że przy upadku złamałam sobie żebro, lecz nie miałam czasu, by zwijać się z bólu. Zacisnęłam mocniej dłoń na różdżce i z trudem dźwignęłam się na nogi, a kiedy spojrzałam w oczy osoby, która rzuciła zaklęcie, nagle znów zachciało mi się wymiotować.

Jej czarne, długie włosy były całkowicie przemoczone od deszczu, a ostre kły wyszczerzone w moją stronę. Na pomoc słońca nie miałam co liczyć – wieczór był zbyt blisko, a chmury zbyt gęsto zaścielały niebo. Jej oczy zabłysły złowrogo i odruchowo zrobiłam krok w tył.

— Masz ostatnią szansę — syknęła cicho, lecz w moich uszach jej głos zabrzmiał z głośnością wystrzału armaty — możesz się do nas przyłączyć lub zginąć.

Pokręciłam głową i zacisnęłam dłoń na różdżce tak mocno, że to aż bolało.

— Dlaczego to robisz? Anastazjo, nie pamiętasz już, co spotkało twoją przyjaciółkę? Zginęła z ręki Śmierciożerców! Więc czemu działasz z nimi?

Miałam nadzieję, że próba obudzenia w niej sumienia może przedłużyć mi nieco życie – nie miałam złudzeń co do faktu, iż w starciu z wampirem nie miałam najmniejszych szans.

— Była zbyt głupia, by dołączyć do zwycięskiej strony, musiała umrzeć!

— Więc tak postrzegasz Isabell? Dziewczynę, która podobno była ci siostrą?

— Co ty możesz wiedzieć — zakpiła, robiąc kilka kroków w moją stronę. — Nawet jej nie pamiętasz.

— Ja nie — przyznałam — ale znam osoby, które ją pamiętają, które miały ją za wspaniałą osobę. Zresztą nie tylko ją, Anastazjo. Co zrobiłaś z tą dziewczyną, jaką oni wszyscy mieli za przyjaciółkę?

— Tej dziewczyny już nie ma! — Posłała w moją stronę kolejne zaklęcie, jednak odbiłam je z łatwością.

— Zniknęła w dniu twoich piętnastych urodzin, prawda? Zastanawia mnie tylko jedna rzecz: po kim odziedziczyłaś swoje zdolności?

— Dlaczego miałabym ci to powiedzieć? — zapytała z sarkastycznym uśmiechem, znów robiąc kilka kroków do przodu.

— No nie wiem, ale biorąc pod uwagę fakt, że najpewniej zaraz zginę, raczej ci to nie zaszkodzi. — Wzruszyłam ramionami, jednocześnie mając nadzieję, że nie zabrzmiałam tak żałośnie, jak się czułam.

— Dowiedz się więc, że to mój przeklęty ojciec był tym, czym ja teraz jestem. I to właśnie przez niego nigdy nie byłam godna miłości własnej matki! Wiesz jak to jest, kiedy osoba, która powinna być dla ciebie największym wsparciem widzi w tobie jedynie przypomnienie niepowodzenia swojego życia.

— Przypominałaś jej swojego ojca. Więc plotki były prawdziwe: znęcała się nad wami.

— Nie nad nami, tylko nade mną. Katherine to zupełnie inna historia. Była dzieckiem z innego związku. To ja przez cały ten czas przypominałam matce, kim był ojciec, co takiego przed nią ukrył. Bała się, że stanę tym samym, dlatego próbowała to ze mnie wyplenić. Jakby to w ogóle było możliwe. — Prychnęła pogardliwie pod koniec wypowiedzi.

— To... to okropne.

Na jej twarz powrócił ten przerażający uśmiech.

— Zadbałam o to, by to zrozumiała. Myślę, że niebawem wyciągną jej ciało z Tamizy.

— Z-zabiłaś ją? — wyszeptałam, zakrywając usta dłonią. — Zresztą to nieważne! Czego ty ode mnie chcesz?!

— Od ciebie, Lily? Niczego. Możesz mi nie wierzyć, ale ceniłam naszą przyjaźń. Po prostu jesteś kolejną, która wybrała złą stronę. Mój pan chce cię w swoich szeregach lub martwą – nie robi mu to wielkiej różnicy. Za to tobie owszem. Możesz żyć, możesz odzyskać pamięć. Czy nie tego chciałaś?

— Chciałam. Chciałam, ale nie takim kosztem.

— Więc nie mogę ci pomóc. Przykro mi.

Nawet nie zauważyłam zaklęcia, które ponownie powaliło mnie na ziemię. Jęknęłam z bólu, jednak coś szybko rozproszyło moją uwagę. Czarnowłosa postać, której kły zbliżały się w kierunku mojej szyi. Zaczęłam macać ręką na podłożu dookoła mnie i niemal jęknęłam z ulgą, kiedy zacisnęłam dłoń na różdżce. Niewerbalnie rzuciłam zaklęcie tnące i z całej siły wbiłam magiczny, drewniany patyk w miejsce niebijącego serca dziewczyny. Przez moment miałam wrażenie, że wszystko zamarło, a sekundę później przyspieszyło swój bieg. Ciało wampirzycy zamieniło się w popiół, a mnie zaatakował potworny ból głowy i potok wspomnień. Straciłam przytomność.

8 komentarzy:

  1. I po raz kolejny zaskakuję samą siebie - komentuję przed wakacjami. Rozdział po prostu genialny<3<3<3 Brak mi słów. No i w końcu wszystko się wyjaśniło. Jak zwykle czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
    Trzymaj się.
    Niewinna0607

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsza ! :')
    Taki długi rozdział, a tak szybko go przeczytałam :D
    No coż, teraz tylko czekać do końca kwietnia na następny :///
    Co do tego rozdziału:
    1)Cieszę się, że Anastazja w końcu jest martwa (znaczy no, wiesz o co mi chodzi, bo wcześniej też była martwa XD )
    2)Czekam na powrót Jamesa i Syriusza, bo bardzo mi ich brakuje
    3)Mam nadzieję, że w tej bitwie nie zginie, ani An, ani Hestia, ani Edgar
    4)Czy Lily teraz odzyska wspomnienia?No bo w końcu zabiła tego kto rzucił na nią Obliviate... (Mam nadzieje, że odzyska)
    No, to tyle z moich przemyśleń....
    Jak zwykle, życzę Ci wielu pomysłów na następny rozdział i czekam na niego ze zniecierpliwieniem :*
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurde! Odzyska teraz już swoje wspomnienia! Chce nowy! *_*

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana,
    tak, wiem, co miałaś na myśli i również cieszę się z tego faktu. Może tego nie widać, ale ciężko mi pisać z punktu widzenia Lily, która nic nie pamięta.
    Jeszcze nie jestem pewna, ale na Jamesa i Syriusza prawdopodobnie poświęcę cały najbliższy rozdział.
    Póki co nie zdradzę ci losów Edgara i Anabell, ale o Hestię możesz być spokojna, bo trzymam się kanonu, a ona jako nieliczna z pierwszego Zakonu przeżyła wojnę.
    Tak, teraz Lily odzyska wspomnienia i ogłaszam to ze sporą ulgą :)
    Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam,
    EKP

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana,
    Rozdział cudowny :3
    Czyli...Lily odzyska swoje wspomnienia? Fakt, przedostatnie zdanie nie pozostawia wątpliwości, ale nigdy nie wiadomo, co się stanie...
    Jak ja się cieszę, że Anastazja nie żyje... Brzmi to, jakbym była jakąś bezlitosną idiotką, ale wampirzyca za dużo namieszała, żeby jej współczuć. No, przynajmniej według mnie :)
    Czekam z nieciwrpliwością na kolejny rozdział :3
    Pozdrawiam serdecznie :*
    Lavender Potter

    OdpowiedzUsuń
  6. Nareszcie Lily ze wspomnieniami!!
    Kurde, a tak kiedys lubilam Anastazje! Trudno uwierzyc co sie z nia stalo!

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana EKP,
    Jesteś niesamowita... jesteś doslownie mistrzynią w knuciu intryg. Znalazłaś wyjście z sytuacji, z której pozornie nie było wyjścia. Lily wreszcie wróci do siebie. Jestem tylko ciekawa, czy bitwa w wiosce pochłonie wiele ofiar. Na początku myślałam, że Evans bd walczyć z Severusem - sama nie wiem czemu.
    Ciekawi mnie co z Potterem? Kiedy wróci do Twojego opowiadania? W ogóle czemu jego misja się przedłuża i czy wszystko u niego w porządku.
    Trochę nieładnie i nieskłądnie, ale ja już tak mam chciałam jeszcze napisać, że ruda ma wspaniałych przyjaciół, na których zawsze może liczyć. Pewnie gdyby nie oni to dawno wylądowałaby na oddziale zamkniętym w św. Mungu. An ma głowę na karku. Dobrze, że nie puściła Lilki od razu do Dumbledorea.

    Pozdrawiam i życzę weny
    Em

    OdpowiedzUsuń
  8. Teraz napiszę wszystko co sądzę o tym blogu. Komentuję dopiero teraz, bo nie mogłam przestać tego czytać. Wywołałaś tym blogiem u mnie różne emocje. Radość na wieść o kolejnych żartach huncwotow, złość na Jamesa kiedy zachowywał się jak dupek, smutek na myśl o śmierci Dorcas i poronieniu Alicji i Lily, zdradzie Anastazji i przede wszystkim wzruszenie. To pierwszy tak wspanialy blog jaki czytałam.

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Dziś są drugie urodziny tego opowiadania, więc zgodnie z obietnicą – przed wami epilog.   Epilog Dla Petunii Evans-Dursley wiadomość...