niedziela, 13 marca 2016

Rozdział 68 — Uroki wspomnień

Nie jest jakiś powalający, ale nie miałam do tego głowy. Cóż, rozdział w dużej mierze był zasługą pewnego serialu, od którego jestem ostatnio uzależniona, więc dedykuję go wszystkim, którzy tak jak ja uwielbiali genialnego Profesora Ricka Paynea, który nigdy nie wrócił ze swojego wyjazdu w Himalaje. A szkoda, bo był jedną z najlepszych postaci, jakie się pojawiły na ekranie. 


* * *


Rozdział 68 – Uroki wspomnień


Śniadanie mijało nam w miłej atmosferze. Za oknem znów świeciło słońce, swoimi promieniami wypełniając pomieszczenie, natomiast z zaczarowanego radia słychać było dźwięki najnowszej piosenki Elvisa Presleya. Kiwałam lekko nogą w rytm muzyki, jedząc jednocześnie naleśniki (oczywiście z polewą czekoladową), a James przyglądał mi się rozbawiony znad pustego już talerza.

— Więc jesteś fanką Elvisa, hmm? — zapytał. — Nic się nie zmieniło, nawet twój gust muzyczny.

— Nic nie poradzę, że ta piosenka jest zwyczajnie dobra — powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko.

Potter odchylił się do tyłu na nogach krzesła; zdążyłam już zauważyć, że robi to dosyć często. Przypatrywał mi się uważnie, a po chwili zanucił cicho:

Maybe I didn't treat you. Quite as good as I should have. Maybe I didn't love you. Quite as often as I could have.”*

Miał przyjemny głos, choć pewnie nie zrobiłby kariery w branży muzycznej. Lecz nie jego głos najbardziej mnie zauroczył, a uśmiech z jakim na mnie patrzył, to coś, co miał wtedy w oczach. Niemal jakby mówił mu, że jestem jego i nikomu mnie nie odda. Uśmiechnęłam się.

— „Maybe I didn't hold you. All those lonely, lonely times. And I guess I never told you. I'm so happy that you're mine. Maybe I didn't treat you Quite as good as I should have.”
Piosenka skończyła się i James zamilknął razem z ostatnimi tonami muzyki. Zapanowało między nami milczenie, ale nie to z rodzaju tych męczących czy kłopotliwych. Ta cisza była inna, była dobra i nie przeszkadzała żadnemu z nas.


— Przyszedł list od twojego Uzdrowiciela — powiedział nagle chłopak. — Przeczytałem go, mam nadzieję, że się nie gniewasz.

Machnęłam zbywająco ręką.

— Wątpię, żebym miała coś do ukrycia — powiedziałam, wstając i zbierając brudne naczynia po śniadaniu.

— Wiesz, że nie musisz tego robić, prawda? Od tego mam skrzata i pomoc domową.

— Nie mam nic lepszego do roboty. Co było w liście?

— Uzdrowiciel pytał, czy zdecydowałaś się na leczenie za pomocą legilimencji.

— No cóż, podjęłam decyzję — powiedziałam i ruszyłam w kierunku zlewu.

— I?

— I nie pozwolę, żeby ktoś grzebał mi w mózgu. Co jeśli wiem coś, o czym nie powinien wiedzieć nikt inny? Co jeśli to przez to narobiłam sobie kłopotów? Nie chcę wplątywać w to obcych ludzi. Wolę spróbować dojść do tego sama.

— Wiesz, że nie pozwolę ci na to, prawda? — zapytał, unosząc brew i wstając z krzesła.

Wyjął mi z ręki naczynia, odłożył na blat, po czym spojrzał mi głęboko w oczy. Zamarłam, czując, że moje serce przyspiesza swoją pracę.

— Zrobiłem to więcej niż raz i za każdym razem prawie cię traciłem — powiedział tak poważnie, że niemal zaparło mi dech. —Nie pozwolę żeby to się stało ponownie. Zbyt wiele dla mnie znaczysz, rozumiesz? Za bardzo cię kocham, bym mógł pozwolić ci odejść. Nie jesteś w tym sama, nigdy więcej!

Czułam, że wzruszenie ściska moje serce i całą sobą musiałam walczyć, by nie dać popłynąć łzą. Przytuliłam się więcej do niego mocna i ukrywając twarz w jego koszuli wyszeptałam ciche: tak. Oddał uścisk, przytulając mnie do siebie zaborczo i gładząc delikatnie moje włosy. Wiedziałam doskonale, że gdyby świat miał się skończyć, to ta chwila byłaby ku temu doskonała.




— Myślę, że chciałabym spotkać się z siostrą — wypaliłam nagle i James na moment zaprzestał polerowania rączki swojej miotły.

Jego brwi zmarszczyły się zabawnie i spojrzał na mnie z zagubieniem w tych swoich brązowych oczach. Szybko jednak się otrząsnął i wymusił na twarz słaby uśmiech.

— Nie chcesz tego robić, Lily.

— Dlaczego — zapytałam, nie dając się zbić z pantałyku. — Przecież to moja siostra, nasze kontakty nie mogę być aż tak złe. Czy ona w ogóle wie, co mi się stało.

— Wysłałem jej sowę. Nie odpowiedziała.

Zmarszczyłam brwi i wbiłam wzrok w swoje stopy. Chłopak westchnął i mogłam przysiąc, że pokręcił głową z dezaprobatą. Chwilę później klęczał już obok mnie i trzymał delikatnie moją dłoń.

— Właśnie dlatego nic ci nie mówiłem.

— Ale to moja siostra!

— Problem w tym, że ona nigdy nie zachowywała się jak siostra! Odkąd pamiętam wbijała ci nóż w plecy, wciąż przez nią płakałaś! Ona nie zasługuje, byś się nią przejmowała. I proszę, choć raz uwierz mi na słowo, nie chcesz jej poznać. Ona znów cię zrani – to jest właśnie rzecz, która wychodzi jej najlepiej. Niejeden raz płakałaś z jej powodu. Bo nie akceptowała twojej szkoły, twojej magii, twoich przyjaciół, bo wciąż cię o coś obwiniała. Wszystkie nieszczęścia świata zwalała na ciebie i cieszyła się, kiedy widziała ból w twoich oczach. Nie chcę, żebyś zbliżała się do tej kobiety, Lily, ona nie wprowadzi do twojego życia nic dobrego — powiedział ze złością.

— To moja siostra — powtórzyłam, nie będąc w stanie spojrzeć mu w oczy. — Czy to możliwe, żeby tak mnie nienawidziła?

— Ona cię nie nienawidzi — powiedział łagodniej i przytulił mnie do siebie. — Ona po prostu ma talent do sprawiania ci bólu, a ja nie chcę, żebyś musiała znów przez nią cierpieć. Proszę, Lily, po prostu odpuść.

Westchnęłam cichutko w jego koszulę, czując się nieco jak dziecko.

— Dobrze — zgodziłam się. — Odpuszczę.




Wieczór zapowiadał się spokojnie, choć może niespecjalnie ciekawie. James wytłumaczył mi, że wyjeżdża na kilka dnia z Syriuszem i Peterem na misję Zakonu i w tym czasie będzie mnie odwiedzał Remus oraz Anabell. Gdybym nie była zmartwiona wyjazdem czarnowłosego, zapewne sytuacja byłaby nawet w porządku, bo i Remus, i Anabell byli naprawdę świetnymi osobami, choć między nimi dawało się wyczuć jakieś dziwne napięcie. James twierdził, że byli parą, ale nie układało im się i zerwali. Nie do końca w to wierzyłam, lecz wiedziałam, że póki nie odzyskam wspomnień, nic nie wskóram.

Tak więc wieczór zapowiadał się spokojnie; wylądowałam w miękkim fotelu z kocem, kubkiem gorącej czekolady i książką, a w tle grało mugolskie radio, które w ostatnim czasie bardzo polubiłam. Nic nie wskazywało na to, że drzwi nagle otworzą się z hukiem i wpadnie przez nie niegrzesząca wzrostem blondynka, rzucając po pomieszczeniu spanikowane spojrzenia. Lecz nieważne, jak bardzo nieprawdopodobne się to wydawało, bo z wybiciem godziny dwudziestej drzwi otworzyły się szeroko, a ja zszokowana upuściłam książkę.

— Lily! — krzyknęła dziewczyna z czymś dziwnym w oczach i rzuciła mi się naszyję, przez co niemal opadłam na fotel, z którego dopiero co wstałam.

W dziewczynie było coś znajomego, w jej głosie, zapachu, ruchach, lecz nie miałam pojęcia, kim jest. Z grzeczności odwzajemniłam uścisk, choć musiało wyjść to sztucznie i sztywno.

— Właśnie się dowiedziałam, Lily. Przysięgam, że byłabym tu wcześniej, ba! Byłabym przy tobie już w szpitalu, ale nikt mi nic nie powiedział. Frank twierdził, że nie chciał pogarszać mojego stanu, ale przecież jesteś moją przyjaciółką — powiedziała chaotycznie i odsunęła się; w jej oczach wyraźnie połyskiwały łzy.

Nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Blondynka tak mnie zaskoczyła, że potrafiłam jedynie stać z uchylonymi ustami i zastanawiać się: kim ona, do diabła, jest?! Zaskoczenie musiało odbić się na mojej twarzy, bo otarła delikatnie oczy i pospieszyła z wyjaśnieniami:

— Jestem Alicja Carter. A właściwie to Alicja Longbottom. Jestem... a może lepiej powiedzieć, że byłam, twoją przyjaciółką. Powiedziałam w ostatnim czasie kilka okropnych słów, których bardzo żałuję, Lily. Przepraszam.

— Nie masz za co — powiedziałam szczerze, bo faktycznie, nie było żadnego powodu, dla którego miałaby mnie przepraszać. A przynajmniej ja go nie pamiętałam.

Dziewczyna znów rzuciła mi się na szyję, płacząc cicho, a ja, uprzednio wzdychając w duchu, również ją przytuliłam i pozostawało mi jedynie szeptanie kojących słów.




— Frank mi powiedział, co się wczoraj stało. Spuścił Al na moment z oka i ona to wykorzystała. Kazał cię przeprosić, wczoraj jakoś nie miał okazji, kiedy dosłownie wywlekał stąd Alicję.

— Nic poważnego się nie stało — powiedziałam, ze zmęczeniem przecierając oczy. — Po prostu trochę mnie zaskoczyła, Frank nie musiał tak gwałtownie reagować.

Anabell westchnęła cicho.

— Zdaje się, że musiał. Odkąd Al poroniła... Ona... Och, no dobrze, Alicja zachowuje się jak szalona. Ma ataki paniki, znienacka zaczyna zachowywać się jak zupełnie nie ona i do tego dochodzą stany depresyjne. Wciąż przyjmuje leki i ma sesje z terapeutą. Lily, proszę, nie oceniaj Al na podstawie osoby, którą wczoraj widziałaś — powiedziała łamiącym się głosem, przyglądając mi się z czymś na kształt rozpaczy. — To nie była nasza przyjaciółka. Ja sama nie wiem, co jej się stało, ale nasza Al zawsze była radosna, pełna życia. Ta osoba, to dzieło choroby.

— Nie oceniam tego, co widziałam — zapewniłam ją. — Sama dla siebie jestem dowodem na to, że życie uwielbia mieszać.

Między nami zapadła cisza. Anabell piła powoli swoją herbatę, a ja wpatrzyłam się w widok za oknem. Nagle do głowy wpadło mi pytanie, które dręczyło mnie od dłuższego czasu.

— An? — zapytałam powoli.

— Hmm? — Dziewczyna spojrzała na mnie z umiarkowanym zaciekawieniem.

— Mogę cię o coś zapytać?

— Właśnie to zrobiłaś. — Uśmiechnęła się z rozbawieniem.

— Mówię poważnie.

— No dobrze, pytaj śmiało.

Wzięłam głęboki oddech, zastanawiając się jednocześnie, jak bardzo pożałuję tego pytania.

— Kim jest Dorcas Meadowes?

Dziewczyna odłożyła na stół kubek, który właśnie unosiła do ust; spostrzegłam przy tym, że jej dłoń drży minimalnie, a duże, niebieskie oczy robią się na moment nieskończenie odległe.

— Jesteś koszmarną masochistką — powiedziała w końcu cicho.

— Chyba nie wiem, co masz na myśli.

— Dorcas Meadowes i historia z nią związana to stara rana, którą właśnie na nowo rozdrapujesz — wyjaśniła i choć jej słowa powinny mnie choć w najmniejszym stopniu urazić, to ton, jakim zostały wypowiedziane niwelował cały ich sens.

— Ta dziewczyna... Ona śniła mi się ostatnio, a później znalazłam jej zdjęcie w albumie. Chcę wiedzieć, kim ona jest.

Anabell przez chwilę milczała, jednak w końcu odgarnęła na bok swoje długie, jasno-brązowe włosy, odsłaniając tym samym bliznę na policzku, westchnęła po raz kolejny i przemówiła:

— Nie znałam Dorcas tak długo jak ty. Nie chodziłam do Hogwartu od samego początku, a kiedy już się tam zapisałam, Dorcas uczyła się we Francji. Z tego co wiem, podczas pierwszego roku byłyście jak siostry, ale później rodzice ją przenieśli do innej szkoły i wasz kontakt się urwał. Dor wróciła do Hogwartu podczas naszego siódmego roku. Wiesz, mimo że byłyśmy przyjaciółkami wszystkie cztery, to zawsze miałam wrażenie, że to Dorcas była dla ciebie na pierwszym miejscu i na odwrót. Wiem, że mnie kochałaś, tak samo jak Alicję, ale ty i Dor... Łączyła was dziwna więź, której nie jestem w stanie do końca zrozumieć. Wciąż się o coś sprzeczałyście, ale po pewnym czasie już nie byłam w stanie powiedzieć, kiedy robicie to na poważnie, a kiedy tylko na pokaz. A gdy jedna drugiej potrzebowała... Potrafiłyście zabić, jeśli ktoś próbował zrobić krzywdę tej drugiej. A kiedyś nawet to zrobiłaś.

Byłam pewna, że moje serce na moment się zatrzymało.

— Zabiłam człowieka? — wyszeptałam.

— Chciał zabić Dor, był Śmierciożercą. Jeśli mam być szczera – wyświadczyłaś światu przysługę.

Przejechałam dłonią po włosach, tworząc na głowie bałagan.

— A co się stało z tą dziewczyną?

— Z Dorcas? Była bitwa. O Hogsmeade. Dor była w ciąży z Rickiem, ale zignorowała swój stan, tak samo jak podczas walki zignorowała to, że ledwie trzyma się na nogach. Przybył Voldemort. Z nim nikt nie ma szans, Lily. Był wybuch... — Przerwała i otarła z policzków łzy. — Dorcas nie przeżyła. Ja... kiedy dowiedzieliśmy się o jej śmierci... To wszystko zmieniło. Wtedy z całą mocą uderzyło we mnie, że mamy wojnę i że możemy nie dożyć jej końca.

— Tak jak Dorcas — uzupełniłam cicho, a ona skinęła tylko głową. — Wiesz, to okropne tak niczego nie pamiętać. Chciałabym wiedzieć to, co ty.

— Nie chciałabyś. — Anabell pociągnęła nosem i spróbowała się uśmiechnąć. — To pewnie musi być dla ciebie okropne, ale niewiedza może być błogosławieństwem. Czasem sama chciałabym zamknąć oczy i zapomnieć o tym wszystkim. O całym źle, jakie spotkało nas wszystkich. O tym, że Dorcas nie żyje, że Alicja próbowała się zabić, że ty i James tak wiele złego doświadczyliście. Wiesz, czasem kiedy budzę się rano... Czasem mam takie wrażenie, że wciąż jesteśmy w Hogwarcie, wszyscy razem. Że obudzą mnie przepychanki Al i Dor, że usłyszę twój triumfalny śmiech, bo pierwsza zajęłaś łazienkę. Że potem wszystkie razem zejdziemy na śniadanie do Wielkiej Sali, a ty znów nakrzyczysz na Jamesa, który nie będzie miał pojęcia, co zrobił źle. Pójdziemy na zajęcia, a Huncwoci, jak zawsze, odwalą jakiś numer, którym doprowadzą McGonagall do szału. A potem otwieram oczy i uświadamiam sobie, że szary sufit, który widzę, nie jest sufitem naszego dormitorium, że Dorcas odeszła od nas na zawsze, że Alicja stała się kimś zupełnie obcym, że nie mam pojęcia, czy moi przyjaciele przeżyli te noc.

Zdawało się, że dziewczyna rozkleiła się na dobre, lecz wciąż uparcie ocierała łzy, które nie chciały przestać płynąć z jej ślicznych, niebieskich oczu. Nie miałam pojęcia co powiedzieć, więc po prostu uścisnęłam jej dłoń, a ona trzymała się mnie, jak koła ratunkowego.

— A najbardziej boli mnie świadomość, że już nigdy nie będzie jak dawniej, nieważne jak bardzo bym tego chciała.

— Przykro mi — powiedziałam, bo tylko to wydało mi się odpowiednie.

— Wiem, Lily. Tylko, że to nie zawsze wystarczy.

5 komentarzy:

  1. Hej kochana!
    Rozdzial swietny, kiedy tylko pomysle o Dorcas to jest mi tak przykro! Ciekawa jestem jak Lil zareaguje na wszystkie swoje wspomnienia, jesli uderza wszystkie na raz to stare rany beda nowymi a ona przezyje wszystko od nowa. Cale szczescie ze ma przyjaciol i Jamesa.
    Zycze duzo weny i checi :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cholera jasna, Ty to potrafisz człowieka doprowadzać do łez :'( Całe to wspomnienie Dorcas.... Rozdział świetny, ale bardzo krótki - dosłownie na 3 minuty czytania... Mimo wszystko kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana EKP,
    Rozdział cudowny. Zaczęłam go czytać na zajęciach i tak mnie wciągnął, że koleżanka musiała dwa razy powtarzać co ode mnie chciała, bo się totalnie wyłączyłam. Jestem trochę zaskoczona, że Lily odpuściła spotkanie z Petunią. Chociaż moze podświadomie czuła, że mogłoby to być dla niej bolesne. Ciekawi mnie jak Evans czuła się słuchając o Dorcas. Czy podświadomie czuła ból? Wiesz, że ciągle zastanawiam się, jak Ty to wszystko rozwiążesz. Co zrobisz, żeby Lily odzyskała pamięć.

    Pozdrawiam
    Em

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej Emi!
    Rozdział, jak zwykle mi się podobał. Co prawda smutny, ale cieszę się, że Lily przypomniała sobie chociaż Dorcas. Nie mogę doczekać się jak Lily odzyska pamięć.
    Dużo weny i...MNIE! <3
    Doniczka ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział cudny :3
    Łzy kręcą mi się w oczach :'(
    Moja wyobraźnia jest podła... Widok Franka wywlekającego Alicję z domu chyba na zawsze zostanie mi w pamięci...
    Lecę dalej! ^^

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Dziś są drugie urodziny tego opowiadania, więc zgodnie z obietnicą – przed wami epilog.   Epilog Dla Petunii Evans-Dursley wiadomość...