środa, 19 listopada 2014

Rozdział 19 - Szatański plan Syriusza

Z czasem przyzwyczaiłam się do tego, że jestem inna od wszystkich. Nie łatwo było ignorować mi głosy ani cienie, lecz powoli zaczynałam nad tym panować. Wciąż przerażało mnie to wszystko, ale nie mogłam użalać się nad sobą – musiałam działać. I robiłam to. Każdej nocy pomagałam pogodzić się ludziom z tym, że nie należą już do świata żywych. Czasami musiałam robić za pocieszycielkę, czasem godzinami przekonywałam ludzi, że wcale nie jestem szalona. Jedna rzecz zawsze zostawała ta sama – kiedy osoby, którym pomagałam przechodziły dalej, czułam ogromną ulgę, miałam poczucie wykonanego dobrze obowiązku. Jedynym na co mogłam narzekać, było notoryczne niewyspanie, lecz właściwie czym są wory pod oczami przy utknięciu między światami? Są niczym.

Pewnego dnia postanowiłam sprawdzić swoje zdolności. Gdy byłam sama w dormitorium, wyczarowałam bryłę lodu. Nie bardzo wierząc w rezultat tego wszystkiego dotknęłam jej, a ona rozpuściła się. Rozpuściła się tak szybko, że nie mogło to być normalne. Myślę, że to właśnie wtedy dotarła do mnie realność tego wszystkiego. Naprawdę miałam dar.




Mimo że był to już październik, pogoda wciąż była wspaniała. James nieco przystopował z treningami i zrobiło się jakby luźniej. Drużyna miała więcej czasu dla siebie, choć i tak nie starczało go na leniuchowanie. Nauczyciele stale przypominali nam o, zbliżających się wielkimi krokami, OWTM'ach, lecz w naszych oczach mieliśmy na przygotowanie się masę czasu i nie przyjmowaliśmy się niczym. W sobotę miało odbyć się wyjście do Hogsmeade. Początkowo zamierzałam spędzić ten czas w szkole, lecz muszę przyznać, że Potter szybko wyperswadował mi ten pomysł z głowy... właściwie duży udział miało w tym jego nieziemskie spojrzenie. Czy tego chciałam, czy też nie – właśnie zaczęłam sobie zdawać sprawę, że z każdym dniem coraz bardziej pogrążam się w zakochaniu do Jamesa Pottera. Już kompletnie nic nie mogłam poradzić na szybciej bijące w jego obecności serce lub dreszcze, które przechodziły mnie ilekroć czułam jego dotyk na swojej skórze...




Sobota zaowocowała pięknym, bezchmurnym niebem. Wstałam rano w doskonałym nastroju, którego nie zdołała mi popsuć nawet przegrana bitwa o łazienkę. Z jakiegoś powodu perspektywa randki z Potterem wprawiała mnie w dobry nastrój. To miała być nasza pierwsza, oficjalna randka. Oczywiście James upierał się, że nasze wyjście w wakacje również nią było, lecz ja myślałam inaczej. Dla mnie właśnie to wyjście do wioski oznaczało oficjalne rozpoczęcie naszego związku. Nie wiedziałam, czy postępuję słusznie, dając Potterowi szansę i nie miałam żadnej gwarancji, że to wszystko nie zakończy się ogromną klapą, lecz ten jeden raz postanowiłam kierować się głosem swojego serca.

Z racji, że pogoda była wyśmienita (zupełnie niepasująca do października) ubrałam zwiewną sukienkę, a na to zarzuciłam cienki płaszcz. Nienawidziłam butów na obcasie, więc zamiast nich sprawę załatwiły zwykłe balerinki. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Na usta nałożyłam delikatny błyszczyk i już byłam gotowa.

- Wyglądasz ślicznie, Lilka – rzekła Dorcas, obserwując mnie z nas książki do astronomii, którą tak kochała. - Kto by pomyślał, że Lily Evans będzie się tak stroić na randkę z Jamesem Potterem? - zapytała z teatralnym westchnięciem.

- Z pewnością nie Lily Evans – mruknęłam, przeglądając się w lustrze. - Nie wyglądam zbyt elegancko?

- Jest świetnie, Lilka, Jamesowi opadnie kopara kiedy cię zobaczy. - Dziewczyna wyszczerzyła się do mnie przyjaźnie.

Nie mogłam nic poradzić, że entuzjazm mojej przyjaciółki był tak zaraźliwy – również uśmiechnęłam się szeroko.

- Coś mi mówi, że jeszcze będę tańczyła na waszym weselu.

- Pożyjemy – zobaczymy. - Odwróciłam się, by dziewczyna nie dostrzegła uśmiechu wkradającego się na moje usta. Nie musiała wiedzieć, że właśnie stanął mi przed oczami obraz mnie ubranej w suknię ślubną, tańczącą z Potterem.




Chłopak czekał na mnie w Pokoju Wspólnym, rozmawiając z Remusem i Peterem. Do kompletu brakowało im tylko Blacka, jednak tego nigdzie nie było widać.

- Ładnie wyglądasz, Lily – powiedział Peter, dostrzegając mnie.

- Dzięki, Peter – odparłam z uśmiechem.

James spojrzał na mnie i miałam wrażenie, że pierwszy raz w życiu zabrakło mu słów.

- Wyglądasz... nieziemsko – wykrztusił wreszcie. - Idziemy? - zapytał, łapiąc moją dłoń.

Przygryzłam wargę, nieco skrępowana tym gestem, lecz skinęłam głową.

- Dokąd najpierw?

- A dokąd pani rozkaże?

- Możemy... po prostu pospacerować po Hogsmeade? Chciałabym ci o czymś opowiedzieć.

- Nie ma sprawy, ale mam pewien pomysł – rzekł powoli. - Zostawmy poważne sprawy na później. Dziś chciałbym cieszyć się tylko tobą.




- Czym zajmują się twoi rodzice? - zapytałam z ciekawością.

- Oboje są Aurorami – odparł chłopak.

- Musisz być z nich bardzo dumny, prawda? To bardzo niebezpieczna praca.

- Oboje są świetni w tym, co robią, ale tak, jestem z nich dumny. W przyszłości też chciałbym być Aurorem. Choć nie wiem, czy sytuacja na to pozwoli.

- Masz na myśli Voldemorta, prawda?

- Wymawiasz to imię – zauważył chłopak, patrząc uważnie na moją twarz. - Mało kto to robi.

- Wielka szkoda. Strach przed imieniem to największa z możliwych głupot. Jak mamy go pokonać, jeśli większość ludzi boi się samego wypowiedzenia jego imienia.?

- Kiedy skończę szkołę, chcę walczyć. Chodzą plotki, że Dumbledore ma swoją armię, która walczy z tym potworem. Ja i Syriusz będziemy walczyli.

- Przepraszam – powiedziałam nagle.

- Za co? - zapytał zmieszany chłopak, zatrzymując się.

Ja również przystanęłam. Słońce chyliło się ku zachodowi, a my staliśmy w jednej z rzadziej uczęszczanych uliczek wioski.

- Źle cię oceniłam – powiedziałam cicho. - Wcale nie jesteś zakochanym w sobie dupkiem, James. Przepraszam, że tak późno to dostrzegłam. - Nasze twarze znajdowały się coraz bliżej siebie.

- Lepiej późno, niż wcale – odparł chłopak i nasze usta złączyły się w delikatnym pocałunku. Miałam wrażenie, że moje nogi są z waty i kurczowo trzymałam się chłopaka. Do moich płuc wdzierał się mocny zapach cytryny i czekolady. Merlinie prze najsłodszy, jakie to są perfumy?! W tamtym momencie byliśmy tylko my – ja i James. Lily i James. To jedno z moich najlepszych i najpiękniejszych wspomnień.




- Stary, odpuść, proszę. Drużyna jest w świetnej formie, a te treningi robią się męczące. Jestem umówiony z Dorcas, nie ma szansy, żebym przyszedł na ten trening - rzekł Syriusz, kiedy James w sobotę wieczorem zakomunikował drużynie, iż w niedzielę odpędzie się całodzienny trening.

- Możesz nie przyjść. - Czarnowłosy wzruszył ramionami. - To ty wylecisz z drużyny, nie ja.

- Żartujesz sobie? - warknęła Anabell. - Słuchaj Potter, Black ma świętą rację. Te treningi są cholernie irytujące.

- Pogadamy jak już zostaniesz kapitanem, Crage!

- James...

- Nie próbuj się wtrącać, Lily! - warknął chłopak, po czym odszedł do dormitorium.

- Niech się wypcha! - syknęła Anabell.

- Nie łamcie się, dziewczyny, mam pewien pomysł. Nie zamierzam rezygnować z randki, z Meadowes, która jest jedną z najlepszych dziewczyn tej szkoły, przez tego łosia. Lily, zechcesz pomóc?

- Tylko jeśli oświecisz mnie, dlaczego nic nie wiem o tym, że randkujesz z moją najlepszą przyjaciółką...




Weszłam do Wielkiej Sali, obserwowana z nadzieją przez całą drużynę Gryfonów, którą Black wtajemniczył w cały plan.

- Pamiętasz co robić, Evans? - zapytał Black, patrząc na mnie uważnie.

- Oczywiście, że tak - odparłam. - Nawijałeś o tym przez bite kilka godzin, Syriuszu, nie mogłabym zapomnieć, nawet gdybym bardzo chciała.

Chłopak uśmiechnął się do mnie ciepło, a ja, gdybym nie miała chłopaka, zapragnęłabym zostać jego dziewczyną. Poważnie, Syriusz był nieziemsko przystojny.

- Na taki efekt liczyłem, Evans.

Zajęłam swoje miejsce między Dorcas i Anabell, i nałożyłam sobie na talerz jajecznicy.

- Nie spal tego, Lilka, naprawdę zależy mi na tej randce - powiedziała cicho Dorcas.

- Masz to jak w banku, Dor, w końcu nazywam się Lily Evans, no nie?

W tym momencie do Wielkiej Sali wkroczył dumny, jak paw James Potter. Przedstawienie czas zacząć.

- Hej, James...

- Lily, trochę się śpieszę, więc...

- To nie zajmie ci dużo czasu. Wydaje mi się, że w piątek zostawiłam książkę w sali od eliksirów. Boję się iść po nią sama, ostatnio naraziłam się kilku Ślizgonom...

- Czy to naprawdę nie może zaczekać? Zaraz zaczyna się trening.

- Ale we wtorek mamy test, z czego ja mam się uczyć? - jęknęłam.

- Dobrze, dobrze, chodź, byle szybko.

Wychodząc z sali puściłam Syriuszowi oczko. Chłopak zrozumiał sygnał. Miał dotrzeć do lochów skrótem i czekać tam na nas. Dorcas pokazała mi uniesiony kciuk. Wszystko szło dobrze, lecz mimo to miałam jakieś paskudne przeczucie.

- To gdzie jest ta twoja książka? - zapytał chłopak, otwierając drzwi do sali eliksirów.

Wyrwałam, niespodziewającemu się niczego, chłopakowi różdżkę.

- TERAZ! - krzyknęłam do Syriusz, który stał w cieniu. Chłopak popchnął Jamesa do przodu i zaklęciem zamknął drzwi do sali eliksirów. Ja sama wyciszyłam salę szybkim machnięciem różdżki.

- Sorry, stary, ale nie odpuszczę sobie Meadowes przez twoją głupią obsesję. Wypuścimy cię wieczorem.

Kiedy wracaliśmy do Wielkiej Sali przybiłam Syriuszowi piątkę z ogromnym uśmiechem na twarzy.

- Dobra z ciebie aktorka, Ruda. - Zaśmiał się.

- Chyba niezła z nas spółka.

- Tak, spółka poskramiania jeleni...

- Słucham?

- Nic takiego, Ruda.

2 komentarze:

  1. Najlepsze :"Peter wcale nie jest taki głupi" - cóż ale nie jest też mądry.
    Lilka zareagowała spokojnie na wieść o tym, że Peter, James i Syriusz są nielegalnymi animagami. A ta kłótnia Lily i Jamesa po prostu bomba uwielbiam jak się kłócą, ale jeszcze bardziej uwielbiam jak się godzą :)
    Swoją drogą myślałam, że Lily potowarzyszy Jimowi w lochach, a ona go zostawiła. Tak to by mogli spędzić czas sami :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahah, Syriusz i jego szatański plan, Boże Święty... Rozwala mnie Lily jak ciągle myli jelenia z łosiem ale trzeba jej przyznać że są podobne :)

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Dziś są drugie urodziny tego opowiadania, więc zgodnie z obietnicą – przed wami epilog.   Epilog Dla Petunii Evans-Dursley wiadomość...