poniedziałek, 23 lutego 2015

Rozdział 33 — I że cię nie opuszczę

Kolejny miesiąc dobiegł końca i urodziny Jamesa zbliżały się wielkimi krokami. Właściwie to zaplanowałam dla niego coś specjalnego. Gorzej, że na samą myśl, o tym oblewałam się szkarłatnym rumieńcem. Planowałam bowiem posunąć się nieco dalej... no dobra, zamierzałam iść z nim do Pokoju Życzeń i przeżyć tam z nim swój pierwszy raz. Kurczę, znowu się rumienię! Moje plany jednak, jak nie trudno zgadnąć, zachowałam dla siebie i razem z resztą pomagałam organizować imprezę.

James zdawał się niczego nie zauważać. I tym razem, to ja miałam posłużyć się, żeby gdzieś go wyciągnąć na czas, w którym pozostali będą szykować Pokój wspólny. O dwudziestej pierwszej miałam być z Potterem na błoniach, gdzie Syriusz miał odpalić fajerwerki układające się w napis „Najlepszego z okazji urodzin, Jimi!”.

Było to nieco złośliwe biorąc pod uwagę, że James nienawidzi tego zdrobnienia, ale reklamacje do Blacka.

Tak więc około dwunastej w południe wyciągnęłam Jamesa na boisko, pod pretekstem chęci polatania na miotle (nie musiał wiedzieć, że sama myśl o locie na tym diabelskim pomiocie przyprawiała mnie o mdłości i szybsze bicie serca, które, możecie mi wierzyć, nie było spowodowane radością). Tak więc męczyłam się dobrych kilka godzin. Dopiero po piętnastej się poddałam i oświadczyłam, że jeśli spędzę jeszcze choćby minutę w powietrzu to po prostu wykorkuję przed czasem. James skwitował to pobłażliwym uśmiechem po czym oświadczył, że w ostateczności możemy iść do wioski na piwo kremowe.

Przyjęłam jego propozycję z szerokim uśmiechem, w duchu dziękując, że sama nie muszę nic wymyślać. Wymknęliśmy się tajnym wyjściem i spacerowaliśmy ulicami przytuleni do siebie. Był to już koniec marca i słońce zaczynało przygrzewać coraz odważniej.

Lily, wyjdź za mnie — odezwał się nagle Potter, wyrywając mnie z zamyślenia.

Wariacie, już mnie o to pytałeś. Zapomniałeś? Zgodziłam się.

Nie o to chodzi. — Pokręcił głową żeby dodatkowo potwierdzić swoje słowa.

Więc, o co, bo nie rozumiem.

Zróbmy to dziś. Bez żadnego wesela i tych wszystkich rzeczy. Teleportujmy się do Ministerstwa i znajdźmy pierwszego lepszego urzędnika, który, za drobną zapłatą, udzieli nam ślubu.

Spojrzałam na niego zaskoczona. Patrzył na mnie z nadzieją i swoimi cudownymi, psotnymi iskierkami w oczach, które nieoderwanie stanowiły część jego.

Oszalałeś — stwierdziłam krótko.

Chłopaka lekko się speszył i chciał coś wtrącić, jednak nie pozwoliłam mu dojść do słowa.

Jednakże, nie jest to dla mnie żadna nowość, Jamesie Potterze. Jest tylko jedno „ale”. Nie mamy świadka.

To nie jest problem, moje droga. — Nie zważając na moje, pełne sceptycyzmu, spojrzenie wyjął z kieszeni nieduże lusterko. — Syriusz!

Spojrzałam w nie zaciekawiona, jednak zamiast naszych odbić, zobaczyłam twarz Syriusza.

Co jest, Rogaty? — zapytał chłopak z lusterka.

Jesteś potrzebny. Spotkajmy się w Trzech Miotłach.

Czy to nie może zaczekać? Jestem trochę zajęty.

Nie, nie może czekać. Widzimy się za dwadzieścia minut, lepiej się pospiesz!

Schował lusterko z powrotem do kieszeni. Nadal nie mogłam w to uwierzyć.

Myślisz, że ktoś nam udzieli ślubu bez tych wszystkich formalności? — zapytałam, unosząc brew.

Za drobną opłatą załatwi się wszystko, Lily. Jeśli zapłacisz dostatecznie dużo, dostaniesz nawet pozwolenie na hodowanie smoka.

To nie fair — mruknęłam.

Co poradzić, takie jest życie, nikt nie obiecywał, że będzie fair.




Półgodziny później na miejsce w końcu dotarł Syriusz.

Co jest AŻ TAK ważne, żeby odciągać mnie... Eee... od bardzo ważnych spraw?

A co takiego robiłeś — zapytał, nie ukrywając ciekawości, James.

Nie twoja sprawa, Rogaczu.

Cóż, nie to nie. Chcieliśmy cię prosić, żebyś został naszym świadkiem.

I nie mogliście mnie poprosić w zamku? — jęknął chłopak.

To zgadasz się? — James nie odpuszczał.

No, a jak myślisz, ty głupi łosiu? Oczywiście, że tak.

No to bierz tyłek w troki i zamiatamy do Ministerstwa.

Po co? — zapytał zdezorientowany Black.

A myślisz, że po co cię tu ściągnęliśmy akurat teraz? Idziemy wziąć ślub, baranie!

Jak to? Przecież mówiłeś coś o grudniu

Mała zmiana planów. — Machnął ręką.

Oszalałeś — stwierdził po prostu Black.

Ktoś mi to już mówił — mruknął chłopak, patrząc na mnie znacząco.




Znalezienie urzędnika, który od ręki udzieliłby nam ślubu zajęło nam prawie dwie godziny, ale w końcu pewna starsza pani, którą urzekła nasza spontaniczna decyzja, zgodziła się. Nie był to ślub, o jakim zawsze marzyłam. Ten był sto razy lepszy mimo że stałam tam, przed urzędniczką, ubrana nie w białą suknie i obcasy, lecz w czarną tunikę, białe rurki i czarne kozaki to czułam się naprawdę szczęśliwa. Spontaniczność tego wydarzenia była najlepszym dowodem na to, że James mnie kocha.

A teraz niech pani powtarza za mną — zaświergotała z szerokim uśmiechem pulchna staruszka. — Ja, Lily Evans, biorę sobie ciebie, Jamesie Potterze, za męża...

Ja, Lily Evans, biorę sobie ciebie, Jamesie Potterze, za męża...

I ślubuję…

I ślubuję…

Być wierną mojej miłości…

Być wierną mojej miłości…

Trwać przy tobie w zdrowiu i chorobie…

Trwać przy tobie w zdrowi i chorobie…

I że cię nie opuszczę, aż po kres wieczności.

I że cię nie opuszczę aż po kres wieczności.

Następnie przysięgę powtórzył James. Przez cały czas trzymał moją dłoń. Kiedy już powiedzieliśmy sobie „tak” i wsunęliśmy na palce obrączki, kupione na szybkiego w Hogsmeade, James pocałował mnie tak namiętnie, jak nigdy przedtem. Przerwaliśmy dopiero, kiedy usłyszeliśmy śmiech, który do złudzenia przypominał szczekanie psa. Syriusz, oczywiście.

Nie za dobrze wam? — zapytał, szczerząc zęby.

James miał minę, jakby chciał mu strzelić w łeb, ale zamiast tego objął mnie w pasie i poszliśmy do mugolskiej kawiarni na lody.

Kiedy James wyszedł do łazienki, mogłam spokojnie pogadać z Łapą na temat niespodzianki.

Co z fajerwerkami?

Lunatyk się tym zajmie.

Świetnie, o której...

Punkt dwudziesta je odpali, z nami albo bez nas.

Więc musimy tam być — stwierdziłam po prostu.

Syriusz kiwnął głową, ale w jego oczach widziałam, że myślami jest gdzieś daleko.

Lily — zaczął powoli — co wam właściwie strzeliło do głów? No wiesz... Z tym ślubem?

Wzruszyłam ramionami, zastanawiając się jak najlepiej mu to wyjaśnić.

Kochamy się, po co czekać? To była taka spontaniczna decyzja, ale jestem z jej powodu szczęśliwa. Ale czemu o to pytasz?

Syriusz patrzył na mnie dziwnie. Nigdy nie byłam dobra w odgadywaniu ludzkich emocji. Ba! Byłam w tym beznadziejna, ale nawet ja widziałam, że coś go gryzie.

O co chodzi, Syriuszu? — zapytałam delikatnie, nie chcąc na niego naciskać

Aż tak widać?

Potaknęłam, na co on jeszcze bardziej przygasł.

Chodzi o Dorcas.

Znów się pokłóciliście?

Nie, nie o to chodzi. Ja... Ja chyba jeszcze nie jestem na to gotowy, no wiesz, na stały związek. Sam nie wiem, czy w ogóle coś do niej czuję. Dbam o nią, troszczę się, ale... ale to chyba nie to.

Chyba nie muszę ci tłumaczyć, że w takim wypadku nie powinieneś tego ciągnąć, prawda?

Nie musisz, Lily, doszedłem do tego już dawno. Po prostu boję się, że jeśli teraz to zakończę, to później będę żałował.

Zranisz ją jeszcze bardziej, jeśli będziesz to ciągnął bez sensu.

Wiem, cholera, Lily, wiem!

Przemyśl to na spokojnie — powiedziałam cicho, widząc, że James wraca do stolika. — Z uczuciami trzeba się obchodzić ostrożnie.




Z kawiarni wyszliśmy za dziesięć minut dwudziesta i skierowaliśmy się od razu na błonia.

Po co mnie tu ciągniecie? — jęczał chłopak przez całą drogę. Znów miał coś stęknąć jednak głośny wybuch fajerwerków skutecznie zamknął mu usta. Na niebie ułożył się wielki napis „Najlepszego z okazji urodzin, Jimi!”

Zupełnie tak, jak planowaliśmy. Chwilę później błonia zalały światła lampionów, które były porozwieszane dosłownie wszędzie, gdzie się dało.

Przed nami stała większa część szkoły, szczerząc zęby. Natomiast Potter wyglądał jakby oberwał Confundusem.

Chyba nie powiesz, że zapomniałeś o własnych urodzinach, Jimi? — zapytał Syriusz z szerokim uśmiechem.

No tak jakby. — Przeczesał włosy z zakłopotaniem. Z głośników, które zostały poustawiane (jakim cudem one działały w Hogwarcie?!) wydobywała się głośna muzyka. Tak się tylko zastanawiam jakim cudem ona nie obudziła nauczycieli... Ale, zostawmy tę kwestię. Wyłowiłam wzrokiem w tłumie dziewczyny i ruszyłam w ich stronę.

Dziewczyny! — krzyknęłam, chcąc zwrócić na siebie ich uwagę. Spojrzały na mnie, a ja, z nieznanych im przyczyn, rzuciłam im się na szyję.

Ruda, oszalałaś? — Dorcas zaśmiała się cicho.

Zrobiliśmy to!

Co zrobiliście? — zapytała zbita z tropu Alicja. W odpowiedzi uniosłam tylko rękę z obrączką i z szerokim uśmiechem obserwowałam szok pojawiający się na ich twarzach.

O Merlinie... Ty świnio! — krzyknęła niespodziewanie Dorcas. — Ty wstrętna kobieto! Chciałam być waszym świadkiem!

Wzięliśmy Syriusza, nie było czasu...

Mogliście wziąć dwóch! Jak Syriusz mi się oświadczy, to zrobię to samo.

Popatrzyłam na nią niepewnie.

Jesteś pewna, że on chce ślubu.

Niema za bardzo w tej kwestii nic do powiedzenia, nie będę żyć bez ślubu! — warknęła, po czym odmaszerowała z dumnie podniesioną głową. Westchnęłam ciężko.

Nie martw się, jutro jej przejdzie. — Anabell poklepała mnie pocieszająco po plecach.

Może — mruknęłam nieprzekonana. — Jak tam spawy się mają z Remusem?

Bez zmian. — Dziewczyna widocznie posmutniała. — Nadal unika mnie jak ognia. Kiedy ten idiota wreszcie zrozumie, że ja go kocham? Nie potrafię bez niego żyć, gdyby nie wy to chyba bym się zabiła...

An! Ani mi się waż tak mówić! Zresztą, tłumaczyłam ci to, nie możesz kogoś zmusić do miłości.

Nie, Lily, on mnie kocha i właśnie dlatego nie chce być ze mną. Boi się, że może mnie skrzywdzić. Sama jestem sobie winna, mogłam za nim nie iść.

Dziewczyna uśmiechnęła się smutno i zniknęła w tłumie. Cóż, ten dzień nie do końca poszedł po mojej myśli.

Podeszłam do stolika i jednym łykiem wypiłam zawartość kieliszka. Rozejrzałam się, a moje spojrzenie spoczęło na Jamesie. Może jednak ten dzień nie jest jeszcze stracony?

I rzeczywiście, kiedy następnego dnia obudziłam się naga, w ramionach mojego ukochanego, mogłam z czystym sercem powiedzieć, że był to najlepszy dzień mojego życia.

6 komentarzy:

  1. Kochana rozdział prawie idealny. Szkoda tylko, że były rzeczy, ktore przeszkodziły Lily w cieszeniu się jej idealnym dniem. Mam nadzieję, że Potterowie powtórzą ceremonię!
    Sprawa Dorac i Syriusza tak samo jak sprawa Ann i Remusa zdaje się być przegrana. Szkoda, bo pokładałam w nich nadzieję. Jakoś łudziłam się, że wszystko u wszystkich będzie cudowne, a tu... niestety.

    Nie mogę się doczekać dalszej części.
    Całuję
    Em

    OdpowiedzUsuń
  2. No proszę wchodzę z myślą że znowu nie zobaczę rozdziału a tu taka niespodzianka. Uprzedzam że komentarz może być krótki jak i może po prostu nie trzymać się kupy gdyż pisze go o pierwszej w nocy. Och ten ślub na spontana jest taki uroczy i romantyczny. Kompletnie mnie nim zaskoczyłaś. Oj łoś zapomniał o swoich urodzinach. I w tym momencie dochodzi kolejna romantyczna rzecz ślub w urodziny. Teraz Rogacz chyba nigdy nie powinien zapomnieć daty ślubu co za tym idzie rocznic. Oj Syriusz boi się ślub w sumie to zrozumiałe. Szczerze trochę wkurzyla mnie Dor z tym że Łapa na pewno się z nią ożeni. Nie pomyślała że może on nie chce ? Rozdział bardzo bardzo fajny.
    Pozdrawiam
    Obliviate

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Lavender Potter14 marca 2015 14:13

    Hej!
    Świetny blog. Trafiłam na niego przypadkiem, ale naprawdę mi się podoba :) James zaszalał z tym ślubem. Szkoda, że Remus nie chce być z Anabell. A tak przy okazji... REMUS TO KOMPLETNY KRETYN! Czy on nie rozumie, że An naprawdę go kocha? A jednak huncwot się czegoś boi. Trochę dziwnie to brzmi: SYRIUSZ BOI SIĘ ślubu :) Przy okazji zapraszam do mnie ( james-poter.blogujaca.pl )
    Pozdrawiam
    Lavender Potter
    Ps. Powiadamiaj mnie o nowych notkach :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No nieźle zaszalałaś z tym spontanicznym ślubem ;).
    Szkoda mi Syriusza. Sama należę do przeciwniczek formalnych związków, dzieci i ślubów, więc doskonale wiem, co przeżywa. Ale moim zdaniem, lepiej rozstać się (nawet jeśli będzie to bolesne), niż być nieszczęśliwym całe życie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana EKP,

    Kiedy nowa notka ?

    Pozdrawia stęskniona
    Em

    OdpowiedzUsuń
  6. Droga EKP,
    Świetny rozdział.James zaszalał z tym ślubem :D Syriusz niestety w związku z Dorkas nie ma wile do gadania :D Ten rozdział, jak i pozostałe, są po prostu świetne. Oraz serdecznie Cię zapraszam na mojego bloga (miranda-firebell.blog.pl). Jest dopiero jeden rozdział, ale mam nadzieję, że Ci się spodoba.
    Serdecznie pozdrawiam,
    Hapanihi :)

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Dziś są drugie urodziny tego opowiadania, więc zgodnie z obietnicą – przed wami epilog.   Epilog Dla Petunii Evans-Dursley wiadomość...