poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział 32 — W świetle księżyca

Sytuacja Dorcas – Syriusz, mimo upływu ponad miesiąca, nie ulegała jakiejkolwiek zmianie. Za każdym razem, kiedy na siebie wpadali, wybuchała wielka awantura, która zazwyczaj kończyła się płaczem Dor i obitą szczęką Syriusza. James opowiadał się oczywiście po stronie przyjaciela, ja sama natomiast pozostawałam bezstronna.

Ostatnio znów męczyły mnie koszmary i praktycznie zamieszkałam w dormitorium Huncwotów. Obecność Jamesa działała cuda.

Tego poranka również obudziłam się w ramionach chłopaka. Z uśmiechem obserwowałam jak śpi. Rozejrzałam się po pokoju. Reszta chłopców już wyszła na śniadanie. Ubrałam się szybko (wieczorem przyniosłam ze sobą ubranie na zmianę) i zeszłam do pokoju wspólnego. Byłam w połowie schodów, kiedy usłyszałam krzyk jednej z moich przyjaciółek.

Remus, do diabła! Chcę wiedzieć gdzie znikasz każdego miesiąca!

To nie takie proste, An!

Weszłam niepewnie do pomieszczenia, w którym znajdował się tylko Remus. Dopiero po chwili dostrzegłam Anabell, która stała za nim.

Dlaczego nie mówisz mi prawdy! Nie wierzę już w te brednie o twojej mamie! Myślałam, że mi ufasz!

To nie ma nic wspólnego z zaufaniem...

Wspaniale! Jeśli uznasz, że jesteś gotowy do podzielenia się ze światem tym wielkim sekretem, to wiesz gdzie mnie szukać.

Dziewczyna odmaszerowała stanowczym krokiem do dormitorium dziewczyn, nawet mnie nie dostrzegając. Podeszłam do chłopaka, który patrzył na mnie gniewnie. Już otwierałam buzię, żeby coś powiedzieć, kiedy ten mnie uprzedził.

Nawet nie próbuj się wtrącać, Lily! — warknął, po czym wyminął mnie i wyszedł, trzaskając za sobą portretem.

Westchnęłam i opadłam na fotel. Ten dzień nie był łatwy dla Remusa. Dziś wypadała pełnia, a w dodatku Anabell zaczęła coś zauważać. Rozumiałam go doskonale. A przynajmniej starałam się zrozumieć bo o pełnym zrozumieniu może mówić ktoś, kto sam przeżył coś podobnego. Oddałam się w pełni rozmyślaniom, kiedy poczułam, że ktoś obejmuje mnie ramieniem, delikatnie podnosi i sadza sobie na kolana.

O czym tak myślisz, księżniczko? — zapytał James, głaszczą mnie po policzku.

Westchnęłam i spojrzałam w jego brązowe oczy. Na wspomnienie szkarłatu, jaki zobaczyłam w nich ponad miesiąc temu, wzdrygnęłam się delikatnie.

O wszystkim i o niczym — odparłam wymijająco.

Sprecyzujesz to?

Nie, to nic takiego... Za to musisz mi coś przyrzec. Obiecaj, że będziesz dziś w nocy ostrożny!

Zawsze jestem...

James!

No dobrze, dobrze. Obiecuję... mamo.

PAC!

Auć! Nie tak mocno!

To. Nie. Jest. Temat. Do. Żartów! — warknęłam.

Przecież wiem. Nie martw się, Lily, nic nam nie grozi. Jako zwierzęta jesteśmy bezpieczni.

Wiem. Przepraszam, faktycznie zachowuję się jak nadopiekuńcza matka.

Po prostu się martwisz. Ale, jeśli tak się palisz, żeby zostać mamą to zawsze możemy coś z tym zrobić.

Uniosłam lekko brew.

Chyba jeszcze nie jestem na to gotowa.

Zaczekam tak długo, jak tylko zechcesz.

Cmoknął mnie w nos, po czym poszliśmy razem na śniadanie. Była sobota, jednak odpracowywałam dziś szlaban u Slughorna. Ostatnio przysnęłam na jego lekcji i przyłapał mnie na tym. Nie był nawet zły, ale musiał jakoś zareagować przed resztą klasy. Czas spędzony z profesorem upłynął mi w przyjemnej atmosferze.

Rozmawialiśmy na różne tematy. Profesor zauważył również mój pierścionek zaręczynowy i wypytał mnie o wszystkie szczegóły.

Obiecałam mu, że z pewnością dostanie zaproszenie na nasz ślub. Jedyną rzeczą, która bardzo irytowała mnie w starszym czarodzieju było to, iż non stop zapewniał mnie, że tiara musiała się pomylić i powinnam była trafić do Slytherinu. Cóż, moja cierpliwość ma granice i za którąś z moich zuchwałych odpowiedzi, mężczyzna darował sobie ten temat. Po południu odwiedziłam Hagrida, który bardzo się z tego powodu ucieszył. Kieł zdecydowanie nie był już szczeniaczkiem. Pies wyrósł na, całkiem sporych rozmiarów, przyjaciela Hagrida, lecz wbrew pozorom bardzo łagodny. Również gajowy spostrzegł pierścionek i również jemu obiecałam zaproszenie. Kiedy wracałam do zamku było już po osiemnastej. Zmęczona weszłam do dormitorium należącego do mnie i moich przyjaciółek. Panował w nim względny porządek, chociaż chyba każda z nas wiedziała, co można znaleźć, jeśli zajrzy się pod łóżko lub otworzy drzwi szafy zbyt szeroko. Na łóżku pod oknem siedziały Alicja i Dorcas, dyskutując o czymś zawzięcie. Z ich min wywnioskowałam, że musiało to być coś ważnego.

Cześć wam — rzuciłam krótko i podeszłam do stolika, na którym stał dzbanek z wodą oraz cztery kubki, w tym jeden należący do mnie.

Cześć, Lilka — odpowiedziała niemrawo Meadowes.

Coś się stało? Gdzie Anabell?

Uniosłam kubek z wodą do ust.

Postanowiła śledzić Remusa, żeby dowiedzieć się gdzie znika co miesiąc.

Kubek upadł z trzaskiem na podłogę, rozbijając się na kilkanaście małych kawałków.

Lily, co ci jest?

Poszła za Remusem?! — zapytałam słabo, czując jakby świat wirował mi przed oczami.

Nooo, tak. Sama zauważyłaś, że Lunatyk ciągle gdzieś znika i wraca cały poobijany. Anabell powiedziała, że ma dość tajemnic.

Ruszyłam prawie biegiem w stronę drzwi, nie zważając na pełne zaskoczenia krzyki przyjaciółek. Wpadłam jak burza do dormitorium Huncwotów jednak nikogo już tam nie zastałam. Zaklęłam szpetnie.

Lily, o co chodzi? — zapytała Dorcas, wpadając do pokoju razem z Alicją.

Ja wiem, dlaczego Remus znika — powiedziałam cicho.

Skąd...

Teraz to nieważne. Jeśli Anabell pójdzie za nim, możemy pożegnać się z przyjaciółką!

O czym ty, do diabła...

Remus jest wilkołakiem!

O mój Merlinie — wyszeptała blada Alicja.

Teraz rozumiecie? Jeśli ona za nim pójdzie...

...on ją zabije — dokończyła słabo Dor.

Bez zbędnych pytań ruszyłyśmy biegiem w kierunku wyjścia z zamku, a następnie w kierunku Wierzby Bijącej. Lunatyk kiedyś wygadał mi się, gdzie przechodzi transformację, więc wiedziałam mniej-więcej, dokąd mam iść. Przejście do tunelu obok tej durnej wierzby zajęło nam sporo czasu, jednak udało się. Byłyśmy już w połowie korytarza, kiedy dotarł do nas raniący uszy krzyk, należący najpewniej do An. Wymieniłyśmy spojrzenia i puściłyśmy się biegiem. W Chacie zastałyśmy makabryczny widok. Jeleń i olbrzymi pies, do złudzenia przypominający Ponuraka, próbowali powstrzymać wielkiego wilka, przed rzuceniem się na dziewczynę, leżącą na ziemi w kałuży krwi. Przy dziewczynie klęczał Peter, mówiący coś do niej cicho. Spojrzenie jej niebieskich tęczówek stawało się coraz bardziej mgliste i odległe.

Rzuciłam się w jej stronę przerażona.

Ugryzł ją?!

To pytanie wydało mi się najsensowniejsze.

N-nie... P-p-pazury...

Tylko tyle był w stanie wydusić z siebie, blady ze strachu, chłopak. Alicja skierowała różdżkę w stronę Anabell i wyszeptała formułkę zaklęcia lewitacji, po czym, razem z dziewczyną, pośpiesznie opuściła Chatę tą samą drogą, którą przyszłyśmy. Druga wyszła Dor i kiedy i ja miałam już wychodzić, Lupin w swojej wilkołaczej formie wyrwał się chłopakom i rzucił w moją stronę. Byłam pewna, że zaraz poczuję pazury bestii na swojej twarzy. Jednak w ostatniej chwili zostałam zasłonięta przez duże zwierze z rogami.

James!

Widziałam jak na zwolnionym tempie, jak ostro zakończone, długie pazury wilkołaka przejeżdżają po boku zwierzęcia, raniąc je przy tym dotkliwie. Ktoś rzucił zaklęcie i Lupin został unieszkodliwiony. Spojrzałam na ziemie i zamiast jelenia dostrzegłam mojego narzeczonego z koszulą przesiąknięta krwią.

James! — Upadłam przy nim na kolana i chwyciłam za rękę.

Spojrzał na mnie wpół przytomnie.

Lily...

Łzy zebrały mi się w oczach, lecz nie pozwoliłam im płynąć.

Ciii, nic nie mów kochanie. Zaraz zabierzemy cię do Uzdrowicieli.

Drżącą ręką odkryłam koszulkę chłopaka i całą sobą musiałam powstrzymać chęć zwymiotowania. Oszczędzę opisu i powiem tyle, że rana wyglądała okropnie.

Ktoś wyciągnął mnie za ramie z pomieszczenia do tunelu i dopiero wtedy zorientowałam się że to Syriusz.

Syriusz... James...

Spokojnie, Peter idzie za nami razem z nim

Niewidzialne nosze?

Skinął głową w odpowiedzi. Syriusz nie wyglądał najlepiej. Miał złamany nos, z którego obficie ciekła krew i mnóstwo zadrapań na twarzy.

Co się tam wydarzyło? — zapytałam szeptem, jakby bojąc się, że obudzę jakąś niewidzialną bestię.

Przecież widziałaś. Ten kretyn nie chciał powiedzieć Anabell prawdy i dziewczyna się wkurzyła. Poszła za nim do Chaty. Kiedy tam doszliśmy miał już z nią kończyć.

Chciał ją ugryźć?

Myślę, że by ją zabił, gdybyśmy nie zareagowali. Ja i James zajęliśmy się Remusem, a Peter miał wyprowadzić stamtąd Anabell. Wtedy wpadłyście wy...

Merlinie... Przecież... Jeśli oni umrą... Nawet jeśli przeżyją i tak nas wywalą na zbity pysk. A Remus? On się zabije jeśli im się coś stanie!

Uspokój się, Evans! Wszystko będzie dobrze — warknął. — Musi być — dodał ciszej.




Godzina dwudziesta trzecia trzydzieści

Siedzieliśmy przed skrzydłem szpitalnym. W środku panował istny chaos. U Anabell udało się szybko opanować sytuację, lecz u Jamesa sprawa miała się gorzej... Dużo gorzej. Nie było czasu, żeby przetransportować go do Munga, więc Uzdrowiciele przybyli do Hogwartu. Pani Adams powiedziała mi wprost, że powinnam przygotować się na najgorsze. Mimo iż Remus nie ugryzł go to i tak każda rana zadana przez wilkołaka podczas pełni jest przeklęta i o wiele trudniej jest wyleczyć takową. Dorcas siedziała przytulona do Syriusza. To był jedyny plus tej sytuacji. Kiedy Dorcas zrozumiała, że na miejscu Jamesa mógłby się znaleźć Syriusz, dostała prawdziwego ataku paniki i rzuciła się Łapie w ramiona wyznając mu dozgonną miłość, a i sam Syriusz chyba w końcu przestał obawiać się własnych uczuć. Ja siedziałam na ziemi, obok mnie Alicja, trzymająca mnie za rękę. Peter poszedł do kuchni po kawę, o którą go poprosiłam. Z całych sił starałam się nie płakać, co okazało się bardzo ciężkim zadaniem. Czekanie po raz kolejny okazało się najgorszą chwilą w moim życiu.




Godzina trzecia dwadzieścia

Zza drzwi skrzydła szpitalnego wyszedł młody mężczyzna w stroju uzdrowiciela. Zerwałam się na nogi.

Co z nim?!

Pani jest…?

Narzeczoną.

Chodźmy do gabinetu pielęgniarki.

Skinęłam głową, patrząc przepraszająco na resztę.

Chwila! — Łapa wstał w ekspresowym tempie. — Jestem jego bratem!

Popatrzyłam na niego niepewnie.

Rytuał krwi, Lily — odpowiedział na moje nieme pytanie.

Przeprowadziliście go?

Jeszcze na piątym roku.

Dlaczego nikomu nie powiedzieliście?

Wzruszył ramionami

Nie było potrzeby.

Tak więc Syriusz poszedł z nami. Jeszcze nigdy nie byłam w gabinecie pani Adams. Zawsze trafiałam prosto do skrzydła. Było to niewielkie pomieszczenie, kilka szafeczek z eliksirami, biurko, dwa krzesła naprzeciw siebie oraz parę kwiatków na parapecie ogromnego okna wychodzącego na błonia.

I co?! — warknęłam niezbyt uprzejmie, jednak mężczyzna się tym nie przejął. Zamiast tego westchnął ciężko i przejechał dłonią po włosach.

Zrobiliśmy, co w naszej mocy, jednak blizny pozostaną panu Potterowi do końca życia. W końcu to rany zadane przez wilkołaka... W Skrzydle Szpitalnym spędzi przynajmniej miesiąc. Jego życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo, więc może zostać w szkole. Cóż, rany będą goić się długo i będzie to bardzo bolesny proces.

A co z Anabell?

Panna Crage miała bardzo dużo szczęścia. Gdyby wilkołak celował centymetr wyżej, przeciąłby tętnicę, a wtedy wykrwawiłaby się zanim zdążylibyście ją tu donieść. Ostatecznie myślę, że za jakiś tydzień będzie mogła opuścić Skrzydło Szpitalne. Jeszcze jedno, jeśli chodzi o ranę na jej policzku również nie udało nam się usunąć blizny, chociaż sama rana została zaleczona.

Dziękuję panu. Czy możemy ich odwiedzić?

Myślę, że to bez sensu. Oboje są nieprzytomni i obudzą się najwcześniej jutro w południe.




Z nas wszystkich to, co się stało, najgorzej zniósł Remus. Chociaż Anabell ani trochę nie przeszkadzała przypadłość Lupina i wciąż powtarzała, że blizna na jej prawym policzku dodaje jej uroku, chłopak upierał się że stanowi dla dziewczyny niebezpieczeństwo i w końcu, po trzech dniach zerwał z nią, choć podejrzewałam, że miało to również inne podłoża.

An, zniosła to źle, gorzej niż wiadomość, że została oszpecona do końca życia. Blizna ciągnąca się od obojczyka aż po brzuch również miała pozostać jej na zawsze. Chociaż kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam szczerze współczułam dziewczynie, to jednak rzeczywiście, po dłuższych oględzinach można było dojść do wniosku, że blizna zarówno ta na twarzy, jak i ta na brzuchu dodają jej uroku. Te na policzku bez problemu zakrywała włosami więc i tak nie było jej za bardzo widać jednak obawiała się co zrobi w lecie jeśli zechce założyć kostium kąpielowy. Oczywiście nie mówiła tego przy chłopaku, ale to w żaden sposób nie pomogło Remusowi w pogodzeniu się z tym co się stało tamtej nocy.

Gorzej sprawa miała się u Jamesa, chłopak był praktycznie przykuty do łóżka a blizna na jego cholernie seksownym brzuchu ani trochę nie była piękna. Potter jedna nie przejął się tym i uparcie powtarzał, że najważniejsze jest to, że jestem cała.

To chyba właśnie wtedy zrozumiałam jak wielką miłością mnie darzy i jak wiele jest w stanie dla mnie poświęcić.

 

9 komentarzy:

  1. Dobra jest późno za parę minut lecę spać ale spróbuje coś napisać. Z góry przepraszam jeśli komentarz nie będzie miał ładu i składu ale jestem z lekka zmęczona a jutro zapomne napisać. Nie mogę zrozumieć dlaczego An poszła.za Luniem. Wiem jest jego dziewczyną i chciałaby wiedzieć ale moim zdaniem to jej tłumaczy. Powinna wiedzieć że ludzie nawet bardzo nam bliscy mają prawo do sekretów dlatego powinna to uszanować i odpuścić. Przecież gdy tam nie było Huncwotów to pewnie by już nie żyła. Najgorsze dla mnie jestto zże mój Syriusz znowu najprawdopodobniej będzie z Dorcas (nwm czy dobrze na pisała a niestety jestem zbyt leniwa by sprawdzić).
    Życzę dużo dużo weny na kolejne cudne rozdziały
    Obliviate

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedna Anabell, chociaż z drugiej strony to powinno nauczyć ją szanować cudze tajemnice. Kurcze, mało brakowało i James by umarł... Kurcze po raz drugi, blizny będą na zawsze, nie ciekawie. Ciesze się że Syriusz i Dorcas się pogodzili, bardzo lubię ten paring. Nie mogę się doczekać aż skończą Hogwart i zmierzą się z Voldemortem (Chodzi o te przepowiednie, że trzy razy mu się oparli) Jestem ciekawa jak potoczy się historia Remusa i An bo swoją drogą polubiłam te dziewczynę i chciała bym lepiej ją poznać. Cóż, życzę ci inspiracji i dużo czasu na pisanie.
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  3. Droga Obliviate,
    ta historia właśnie to miała pokazać, ciekawość nie zawsze popłaca. Zainspirowały mnie do napisania tego prawdziwe wydarzenia. Również uważam, że An postąpiła głupio, ale taka już jest ta postać :) Co do Dor i Syriusza jeszcze nie jestem pewna co z nimi zrobię, ale myślę, że jeszcze się zejdą

    OdpowiedzUsuń
  4. Droga Olu,
    Blizny, które zostaną Jamesowi i Anabell na zawsze moją tu symbolizować, że kocha się nie za wygląd lecz wnętrze. Masz rację, James miał cholernie dużo szczęścia, możliwe, że to po nim Harry je odziedziczył :) Ja również śpieszę się do zakończenia Hogwartu bo mam już wiele pomysłów.
    Czas na pisanie bardzo mi się teraz przyda zwłaszcza, że przez cały weekend będę zakuwać

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj,
    wiemy, dawno tu nie zaglądałyśmy, ale brak czasu potrafi być absorbujący. To zdanie chyba nie ma większego sensu :D
    Kurczę.... rozdział jest dobry, naprawdę dobry. Trzymał nas w napięciu. Najbardziej oczywiście moment w bijącej wierzbie.
    Rozumiemy... Lupin boi się, że może zranić swoich ukochanych, ale nie może odmawiać sobie prawa do szczęścia. Niestety Ann też nie jest święta. Przecież mogła mu zaufać, w swoim czasie by jej powiedział chyba.
    Ale za to ogromnie się cieszymy się, że z Jamesem wszystko w porządku i, że po całym wypadku zostanie tylko blizna, a może i aż.
    Pozdrawiamy i życzymy dalszego owocnego pisania!
    Oraz, jeśli chcesz, zapraszamy do nas - Łapa i Rogacz

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też tak chcę pisać o piątej rano! Zazdroszczę Ci, bo ja nigdy o takich godzinach nie myślę. Rozdział jest świetny. Głupia Anabell i głupi Remus... jak te niedomówienia potrafią wszystko spieprzyć. Mam nadzieję, że James szybko dojdzie do siebie. W ogóle jestem ciekawa jak się czuje Lupin. Trochę brakuje mi tu jego uczuć. Pewnie jest załamany tym, że bestia zwyciężyła nad jego człowieczeństwem. Jestem ciekawa, czy zejdzie się z Ann. W ogóle strasznie dużo u Ciebie rozstań. Najpierw Dorcas i Syriusz, teraz Ann i Remus. Nie próbuj mi Lily i Jamesa rozdzielać! A w ogóle Meadowes i Black zeszli się już na stałe?
    Pozdrawiam
    Em
    PS. U mnie nowy rozdział

    OdpowiedzUsuń
  7. Droga Em
    Nie jestem jeszcze pewna co do Dorcas i Syriusza, ale z pewnością dowiesz się tego wkrótce z nowych notatek... Uważam jednak, że tych dwoje do siebie nie pasuje i jeśli znów się zejdą to z pewnością jeszcze nie raz się pokłócą
    Pozdrawiam,
    EKP

    OdpowiedzUsuń
  8. Twój blog jest super. Z niecierpliwością czrkam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten blog jest świetny, dziewczyno, masz ogromny talent. Czekam na nowy rozdział, mam nadzieje że będzie tak wspaniały jak ten

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Dziś są drugie urodziny tego opowiadania, więc zgodnie z obietnicą – przed wami epilog.   Epilog Dla Petunii Evans-Dursley wiadomość...