sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 26 - Koszmar na wieży Astronomicznej

Pani Adams dobrze się spisała – po ranie na mojej ręce nie został nawet blady ślad. Lecz mimo to, został ze mną strach i wciąż brzmiały mi w uszach słowa tamtej kobiety - „to dopiero początek". Właściwie dopiero, kiedy, względnie, przestałam martwić się o Jamesa i Syriusza dotarło do mnie, co zrobiłam. Zabiłam człowieka...

Gdyby nie moi przyjaciele zwariowałabym z tą świadomością – zwariowałabym i to szybciej, niż jestem w stanie to sobie wyobrazić.

Ale ani Alicja, ani Dorcas, ani Anabell nie były w stanie poradzić nic na koszmary, z których budziłam się co noc, na łzy, które tak beznadziejnie starałam się ukrywać, na wyrzuty sumienia, przez które nie mogłam spać w nocy, ani jeść w dzień. Nie mogły poradzić nic na fakt, że zaczęłam brzydzić się samej siebie.




- Potter nie rób sobie ze mnie żartów - wydusiłam oniemiała na widok mojego chłopaka, który wjechał do Wielkiej Sali na wózku inwalidzkim.

- Jak możesz?! - zawołał, udając oburzenie i teatralnie łapiąc się za pierś.

- Co WY tu robicie?! Mieliście leżeć w szpitalu przynajmniej do nowego roku, a jeśli się nie mylę wypada on dopiero za trzy dni! Chyba, że coś mi się poprzestawiało w mózgu i nie potrafię korzystać z kalendarza - warknęłam w stronę Łapy, który również siedział na wózku, w najlepsze pochłaniając wielkie ilości jedzenia.

- Namówiliśmy uzdrowicieli żeby szybciej nas wypuścili. Nasz urok osobisty jest nie do odparcia - odpowiedział z szelmowskim uśmiechem.

-Boję się zapytać, co zrobiliście tym biednym Uzdrowicielom – mruknęłam, patrząc znacząco na Jamesa.

- No nie patrz się tak na mnie, to Łapa podmienił eliksir wzmacniający na eliksir wzrostu włosów - odpowiedział na to nieme oskarżenie. - Tak na poważnie, to chcieliśmy spędzić z wami Sylwestra. Nie myśleliśmy, że tak szybko nas wywalą za kilka niewinnych dowcipów, więc zaczęliśmy trochę szybciej.

- Jasne, niewinnych. - Prychnęłam kpiąco. - A idźcie wy z tą swoją niewinnością!

- No, ja raczej nie pójdę, mam złamaną nogę – odparł Potter i puścił mi oczko. Parsknęłam śmiechem, podobnie jak reszta naszej paczki.

- Pozwólcie, że zapytam, jak macie zamiar wtargać się z tymi wózkami po schodach? - wtrąciła się Anabell, która siedziała obok Remusa. Chłopak, w przeciwieństwie do swojej dziewczyny, nie wyglądał na wybitnie zadowolonego z jej towarzystwa, a przynajmniej takie odnosiłam wrażenie.

- Od tego mam to – wyjaśnił jej Potter, wyjmując różdżkę z kieszeni szaty i unosząc ją wysoko z ogromnym uśmiechem na twarzy.

- Już nie masz. Nie ładnie tak się przechwalać - krzyknęłam z wrednym uśmiechem, wyrwałam mu różdżkę i wybiegłam z Wielkiej Sali. Oczywiście James na swoim wózku, w naprawdę imponującym tempie, wyleciał zaraz za mną.

- EVANS, ruda złośnico! - zawołał oburzony.

- Tak jej nie odzyskasz – odparłam i wskazałam na magiczny patyk w mojej dłoni. - Udam więc, że tego nie słyszałam. To co, książę, kolejna próba?

- Lily, skarbie, oddasz mi moją różdżkę? - zapytał, podejmując zabawę.

Wybuchnęłam szaleńczym śmiechem, pokręciłam przecząco głową i po chwili znów uciekałam przed Jamesem. Ganialiśmy jak wariaci po całym korytarzu, aż w końcu padłam wykończona na schody i skapitulowałam.

- Wiesz, że cię kocham? - zapytał niespodziewanie czule chłopak po kilku minutach ciszy.

- Oczywiście, że wiem, mój słodki łosiu - odparłam i uśmiechnęłam się do niego delikatnie. - Znalazłam album, który miałam dostać na święta. Jest... po prostu brak mi słów. Dziękuję.

-Pomyślałem, że przyda ci się taki album, żebyś zawsze mogła powrócić do tych szczęśliwych chwil.

- To najpiękniejszy prezent jaki dostałam... James, nawet nie wiesz jak się o was martwiłam. Merlinie, myślałam, że cię straciłam. Akurat teraz, kiedy... kiedy wszystko zaczyna nam się układać. To był najgorszy moment w moim życiu, a do tego... James, ja zrobiłam coś strasznego – powiedziałam łamiącym się głosem.

Opowiedziałam chłopakowi całą historię o zaklęciu niewybaczalnym i zbrodni, jakiej się dopuściłam, a on, bez słowa, przyciągnął mnie do długiego, czułego uścisku, który rozwiał wszystkie moje obawy. Czułam się bezpieczna.




Na święta w zamku zostało niewiele osób, więc w równie małym gronie spędzaliśmy sylwestra. Nie umniejszało to jednak w żadnym stopniu poziomu dobrej zabawy. Razem z Dorcas spędziłyśmy bitą godzinę na wybieraniu odpowiednich kreacji, kosmetyków i fryzur. Myślę, że obie tego potrzebowałyśmy – zapomnieć o zmartwieniach ostatnich dni, Śmierciożercach, Voldemorcie i nadchodzącej wojnie. Zamiast rozmyślać o tych wszystkich ponurych rzeczach miałyśmy czas, by poczuć się, jak zwykłe nastolatki, których największym zmartwieniem jest to, kto zaprosi je na randkę.

Koniec końców zdecydowałam się na czarną bluzkę z przodu całą pokrytą srebrnymi cekinami, do tego czarne rajstopy i spódniczkę tego samego koloru i buty na lekkim obcasie. Całość dopełniłam makijażem w srebrnym odcieniu. Może nie wyglądałam zjawiskowo, ale odpowiednio do okazji i, co najważniejsze, podobałam się samej sobie.

Muzyka grała cicho, co jakiś czas wygłupialiśmy się tańcząc niezdarnie i pijąc przemyconego po kryjomu do szkoły szampana. Kilka minut przed godziną dwunastą postanowiliśmy wyjść na błonia, z racji, że Huncwoci podobno mieli tam coś specjalnego. I rzeczywiście, równo z nowym rokiem, na niebie pojawiły się kolorowe fajerwerki, układające się w napis:

SZALONEGO NOWEGO ROKU I WIĘCEJ ŚRODKÓW USPAKAJAJĄCYCH DLA PROFESOR MCGONAGALL, BO TEN ROK DO SPOKOJNYCH NIE BĘDZIE NALEŻAŁ, ŻYCZĄ HUNCWOCI!

Gdy zaczęłam sobie wyobrażać minę surowej profesorki, po przeczytaniu tego napisu, dostałam niezłego napadu śmiechu. Chociaż, może kobieta zdążyła się już przyzwyczaić do wybryków Złotej Czwórki?

Wszyscy krzyczeliśmy radośnie, śmialiśmy się i nieco chwialiśmy z powodu szampana. I wszystko byłoby, jak należy, gdyby nie sowa, która podleciała do mnie z listem. Odczepiłam go od jej nóżki, czując na sobie zainteresowane spojrzenie Jamesa.

Staw się w wieży astronomicznej, chyba, że chcesz, aby kolejna osoba straciła życie z twojego powodu. Zabawa dopiero się zaczyna, kotku.

Czułam, że krew odpływa mi z twarzy i ledwie słyszałam zaniepokojony głos Jamesa. Resztkami świadomości zmusiłam swoje ciało do szaleńczego biegu i ignorowania głosów przyjaciół. Biegłam przez całe błonia jak wariatka i słyszałam wyraźnie za sobą kroki reszty. Ale nie mogłam się zatrzymać. Do przodu gnał mnie strach i poczucie winy, które wróciło z całą mocą.

Wbiegłam do zamku, zatrzaskując za sobą drzwi zaklęciem – miałam nadzieję, że to choć na chwilę ich zatrzyma. Korzystałam ze wszystkich znanych mi skrótów, a schody na wieżę pokonałam w ekspresowym tempie. Oddychałam ciężko i wtedy usłyszałam, że drzwi zatrzasnęły się za mną z głośnym trzaskiem. Podskoczyłam przerażona i ledwie powstrzymałam krzyk przerażenia. Przede mną, na linie zawiązanej wokół jej szyi, wisiała jakaś dziewczyna.

Kojarzyłam ją - Kate z Ravenclawu. Była martwa, bez wątpienia. Sznur dookoła jej szyi przypominał mi jakiś upiorny naszyjnik. Tym razem nie powstrzymywałam krzyku.

Słyszałam jak moi przyjaciele walą w drzwi od drugiej strony, lecz niestety na nic się to nie zdało, one wciąż były zamknięte. Przy swojej nodze zobaczyłam kartkę - podniosłam ją i ledwo odczytałam w księżycowym świetle.

Och, więc naprawdę wierzyłaś, że ją uratujesz? Żałosne. No cóż, jak na razie czeka cię noc z trupem. Tylko spróbuj nie zwariować, bo zabawa dopiero się zaczyna, skarbie.

Wypuściłam karteczkę ze zdrętwiałych dłoni i cofnęłam się z rosnącym przerażeniem. Nie miałam siły dłużej się powstrzymywać. Podbiegłam do drzwi i zaczęłam z całej siły uderzać w nie pięściami, krzycząc przy tym rozpaczliwie. Przez łzy spojrzałam jeszcze raz w miejsce, gdzie wisiało ciało krukonki, lecz tym razem zobaczyłam sam sznur. Ciała nie było.

2 komentarze:

  1. A zaczęło się tak miło. Biedna Lily. Już wystarczająco wycierpiała. Może zafundujesz jej trochę radości? Bo niebawem ona zwariuje i tyle będzie.

    Pozdrawiam i do następnej notki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Też miała bym wyrzuty sumienia na miejscu Lily, przecież jak tak dalej pójdzie to ona zwariuje. Dobrze że ma przyjaciół i Jamesa. Czekam na następną notatkę, pozdrowionka :3

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Dziś są drugie urodziny tego opowiadania, więc zgodnie z obietnicą – przed wami epilog.   Epilog Dla Petunii Evans-Dursley wiadomość...